Setki tysięcy ludzi koczujących na ulicach i dworcach kolejowych, nieprzejezdne drogi, nieczynne trakcje elektryczne. To skutki najsilniejszego od pół wieku ataku zimy, która nawiedziła Chiny w chwili, gdy miliony mieszkańców kraju chcą dostać się do swych rodzin na noworoczną przerwę świąteczną.
W okolicach dworca w Kantonie na południowym wschodzie Chin przez kilka dni koczowało ponad pół miliona ludzi. Wczoraj pociągi zaczęły kursować normalnie, ale były tak przepełnione, że podróżni porzucali swoje bagaże.
Przełom roku w Chinach (Nowy Rok przypadnie 7 lutego) to czas, w którym miliony Chińczyków, głównie pracujących z dala od rodzinnych stron, raz w roku wybiera się w podróż do swoich domów. W tym roku kraj przemierzy 178,6 miliona ludzi; to więcej, niż zamieszkuje Rosję. – Przyszliśmy tu w nocy, bo pociąg miał odjechać rano. Ale nie mamy szans się do niego dostać. Musimy poczekać. Może to potrwać dwa dni – mówi agencji AP Zhang Yusheng, 45-letni kierowca, który wraz z żoną udaje się do domu w centralnej prowincji Henan.
Rząd skierował armię do odśnieżania torów. Zaapelował do Chińczyków, by dla własnego bezpieczeństwa zrezygnowali z podróży. W środę koczowników na dworcu w Kantonie odwiedził premier Wen Jiabao i przepraszał za opóźnienia pociągów. Trzech elektryków, którzy zginęli, próbując oczyścić linie trakcyjne ze śniegu i lodu, ogłoszono „męczennikami rewolucji”.
Anomalie pogodowe dotknęły także Bliski Wschód. Śnieg spadł w Jerozolimie. W Libanie gwałtowna burza i wiatr pozbawiły prądu wiele miast i wiosek; częściowo zamknięto autostradę łączącą Bejrut z Damaszkiem. W Syrii temperatura spadła poniżej zera.