– Wsiadła do samochodu, a następnie wychyliła się, by pozdrowić ludzi wznoszących okrzyki na jej cześć. Wtedy z tłumu wyskoczył napastnik, który oddał w jej stronę kilka strzałów – mówi Sardar Qamar Hayyat, jeden z przywódców Pakistańskiej Partii Ludowej, którą Benazir Bhutto chciała poprowadzić w styczniowych wyborach do zwycięstwa. Doradca byłej premier ds. bezpieczeństwa, który także był na miejscu zamachu, twierdzi, że napastnik oddał strzały, a potem zdetonował bombę. Bhutto zginęła od kul. – Została trafiona w szyję i klatkę piersiową – twierdzi Rehman Malik. Zapewnia, że wiele razy apelował o lepszą ochronę dla byłej premier.

Benazir Bhutto wróciła do Pakistanu 18 października po ośmioletnim wygnaniu. Od razu próbowano ją zgładzić. Ocalała dzięki temu, że podróżowała opancerzoną ciężarówką, ale w ataku zginęło ponad 130 osób. – Nie sądzę, by można ją było lepiej chronić. Nie da się nikogo ochronić przed zdeterminowanymi zamachowcami-samobójcami. Poza tym wielu polityków ignoruje ostrzeżenia, by nie pojawiali się w pewnych rejonach kraju – mówi „Rz” Malik Mohammed Qayyum, prokurator generalny Pakistanu. 'Większość ekspertów nie ma wątpliwości, że za zamachem stoją związani z talibami ekstremiści, którzy kontrolują rejony na północnym zachodzie kraju, tuż przy granicy z Afganistanem. Przed powrotem do Pakistanu pani Bhutto zapowiadała, że jeśli zostanie premierem, rozprawi się z ekstremistami. Jej zdaniem prezydent Perwez Muszarraf robił zbyt mało, aby powstrzymać ich przed zdobywaniem coraz większych wpływów w kraju. Miało mu to być na rękę, bo uzasadniało jego dyktaturę. Jeden z przywódców talibów groził, że jeśli Bhutto wróci, to urządzi jej „krwawą łaźnię”.

Pakistańska ulica oskarża jednak o śmierć byłej premier prezydenta, który dopiero pod naciskiem USA zgodził się podzielić z nią władzą. – Muszarraf morderca! – krzyczeli ludzie zgromadzeni pod szpitalem w Rawalpindi, w którym zmarła ranna przywódczyni opozycji. Na miejscu zamachu zwolennicy Bhutto atakowali policję. W największym mieście Pakistanu Karaczi w stronę policji oddano strzały. Sprzedawcy pospiesznie zamykali sklepy. Na ulicach płonęły opony, spalonych zostało kilka samochodów i stacja benzynowa. Do gwałtownych demonstracji doszło w Lahore, Multan, Peszawarze i wielu innych miastach. Co najmniej dziesięć osób zostało zabitych, a kilkadziesiąt jest rannych.

Prezydent Pakistanu apelował o zachowanie spokoju. – W obliczu tej tragedii powinniśmy się wszyscy zjednoczyć w walce z ekstremistami – przekonywał Perwez Muszarraf w telewizyjnym wystąpieniu. Prezydent ogłosił trzydniową żałobę i wezwał swych doradców, by zdecydowali, czy nie należałoby przełożyć wyborów zaplanowanych na 8 stycznia.

– Organizowanie teraz wyborów z pewnością nie ma sensu. Ale decyzja powinna należeć do największych ugrupowań opozycyjnych – mówi Malik Mohammed Qayyum.

Pakistańska Partia Ludowa nie podjęła jeszcze decyzji w sprawie wyborów. Ale były premier Nawaz Szarif, lider drugiej największej partii opozycyjnej, już zapowiedział, że je zbojkotuje. – Kto by teraz myślał o wyborach – mówił, stojąc przy łóżku zabitej Benazir Bhutto. Zaledwie kilkadziesiąt godzin wcześniej uczestników wiecu jego partii zaatakowali zwolennicy prezydenta Muszarrafa. Zginęły cztery osoby.

Zgodnie i bardzo krytycznie wobec organizatorów zamachu zareagowali światowi politycy. Bardzo ostro potępiła zamordowanie pani Bhutto Rada Bezpieczeństwa ONZ. Prezydent USA George W. Bush uznał, że był to „tchórzliwy akt”. Bush zatelefonował do prezydenta Muszarrafa, by omówić następstwa tego dramatycznego wydarzenia. Treści rozmowy nie podano. USA zaproponowały pomoc FBI w celu znalezienia sprawców.

Szef polskiego MSZ Radosław Sikorski wydał oświadczenie, potępiające zbrodniczy akt terrorystyczny i wyrażające „współczucie, żal i szczere ubolewanie”.

Trudno opisać, co się dzieje teraz w sercach Pakistańczyków. Większość z nas jest w szoku. To był drugi zamach na Benazir Bhutto od jej powrotu do kraju. W pierwszym zginęło ponad 130 osób, a ona cudem wyszła cało. Ale napastnicy byli tak zdeterminowani, że w końcu im się udało. Tak jak prawdopodobnie większość Pakistańczyków zadaję sobie pytanie, dlaczego nie zapewniono jej wystarczającej ochrony. Już po pierwszym zamachu widać było, że ochrona pozostawia wiele do życzenia. Odpowiedzialność za bezpieczeństwo najważniejszych polityków w tym kraju, także z opozycji, spoczywa na rządzie. Władze są więc współodpowiedzialne za to, co się stało.

Nie widzę nikogo, kto mógłby zastąpić tę charyzmatyczną kobietę. Benazir Bhutto pochodziła z rodziny, w której żyło się polityką. Była spadkobierczynią politycznego testamentu swojego ojca, który również został zamordowany. Obawiam się, że wybory mogą się teraz w ogóle nie odbyć. Wszystko zależy od tego, jak się zachowa Ludowa Partia Pakistanu, którą kierowała Bhutto. Jeśli zbojkotuje wybory, to z pewnością w jej ślady pójdzie także ugrupowanie byłego premiera Nawaza Szariffa. Tym bardziej że ta druga partia też była ostatnio celem ataku. W ubiegły piątek z rąk przedstawicieli partii rządzącej zginęło kilku jej działaczy. Jeśli oba ugrupowania zbojkotują wybory, to nie będą miały one żadnego sensu, a władza żadnej legitymacji. Prezydent Perwez Muszarraf już teraz ma przeciwko sobie większość społeczeństwa. Kryzys wywołany zamachem może więc spowodować, że znajdzie się w bardzo poważnych tarapatach. Sytuacja może się teraz łatwo wymknąć spod kontroli.

not. lor

Śmierć Benazir Bhutto doprowadzi do głębokiej destabilizacji Pakistanu, który odgrywa ważną rolę w regionie i posiada broń atomową. I to właśnie bezpieczeństwo tych arsenałów najbardziej interesować będzie teraz zarówno Stany Zjednoczone, jak i Unię Europejską.

Bez ustabilizowanej sytuacji w tym kraju nie ma też mowy o sukcesie natowskiej misji w sąsiednim Afganistanie.

W interesie Zachodu jest więc uspokojenie sytuacji w Pakistanie i to nie za pomocą eksperymentu demokratycznego, do którego Pakistańczycy jeszcze nie dorośli. Generał Muszarraf może więc wykorzystać zamach do przedłużenia wojskowej dyktatury. Nie musi się przy tym obawiać reakcji światowych przywódców. Dla nich stabilność w tym kraju jest ważniejsza od demokracji i z pewnością wynagrodzą Muszarrafa nie tylko poparciem politycznym, ale i pomocą wojskową. Wielu z nich uważa bowiem, że tylko generał, oświecony dyktator, jest w stanie zapanować nad krajem, który jest niebywale zróżnicowany i opanowany przez żywioł islamskiego radykalizmu.

Trzeba pamiętać, że nie ma narodu pakistańskiego. Pakistańczycy to zbiorowość różnych plemion, które spajają jedynie islam i armia. Nie ma innego miejsca na świecie, w którym radykalni islamiści byliby tak silni. I to z pewnością oni stali za zamachem. W Pakistanie rekrutowani są przywódcy grup terrorystycznych i tam przecież – tolerowany przez wszystkich – ukrywa się Osama bin Laden. Władze i armia kontrolują bowiem tylko większe miasta, a prowincja jest w rękach słabej i skorumpowanej administracji lokalnej.

not. jap

p. k., reuters, ap

Działalność ONZ w Pakistanie www.un.org.pk]www.un.org.pk]www.un.org.pk