Niedzielne wybory prezydenckie w Uzbekistanie miały jednego faworyta. Następne siedem lat należy do Isłama Karimowa, którego nieliczni opozycjoniści nazywają chanem (tak nieliczni, że kilka dni temu na wiecu w Taszkencie pojawiło się siedmiu protestujących z plakatami „Nie dla dyktatora Karimowa” i był to i tak akt wielkiej odwagi), a system panujący w tym kraju określają mianem socjalizmu feudalnego.

W całej poradzieckiej Azji Środkowej prezydenci umacniają swą władzę, a partie choćby odrobinę opozycyjne tracą ostatnie miejsca w parlamentach. Tak było tydzień temu w Kirgizji, gdzie wszystkie mandaty zdobyła partia prezydenta Kurmanbeka Bakijewa – Ak Żoł, a w sierpniu w Kazachstanie, gdzie Madżlis opanowało ugrupowanie Nursułtana Nazarbajewa – Nur Otan. Wyniki wyborów w regionie przypominają te z czasów radzieckich. Ich zwycięzcy zupełnie nie zrażają się krytyką obserwatorów międzynarodowych. Nie tylko oni – Kazachstan będzie w 2010 roku przewodniczył OBWE, organizacji, która zajmuje się między innymi nadzorowaniem wyborów (ostatnie kazachskie uznała za niezgodne ze standardami).

Uzbekistan, którego przywódca jeszcze trzy lata temu ubiegał się o względy Amerykanów i Europejczyków, coraz silniej wiąże się z Rosją i Chinami. Czyli krajami, które nie zadają niezręcznych pytań o prawa człowieka i wolność słowa. Karimow – pozostający u władzy od 1989 roku, najpierw jako pierwszy sekretarz partii komunistycznej, a potem prezydent – prowadził całkiem niezależną politykę zagraniczną. Flirtował i z Moskwą, i Waszyngtonem, rugował język rosyjski i starał się grać rolę regionalnego lidera. Po 11 września 2001 roku był nawet bliskim sojusznikiem Busha w walce z terroryzmem. Sojusz skończył się nagle, gdy w maju 2005 roku Karimow krwawo rozprawił się z buntownikami w Andiżanie i zaskoczyła go ostra reakcja Zachodu, któremu nie wystarczały tłumaczenia, że był to bunt islamskich fundamentalistów. W kraju Karimowa działa co prawda podziemie fundamentalistyczne, a Islamski Ruch Uzbekistanu ogłosił w roku 1999 „dżihad przeciwko tyrańskim władzom” w Taszkencie, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że uzbecki przywódca wykorzystuje zagrożenie ze strony islamistów do rozprawy ze wszystkimi przeciwnikami i umacniania swojej pozycji.

Kandydaturę Karimowa oficjalnie wystawiła do wyborów Partia Liberalno-Demokratyczna, która wbrew nazwie jest partią władzy założoną przez korzystających z przywilejów oligarchów, właścicieli sprywatyzowanych przedsiębiorstw. Pozostała trójka kandydatów również popierała Karimowa. I to wystarczy za komentarz.