Rz: Czy wiadomość o wystrzeleniu irańskiej rakiety w kosmos pana zaskoczyła?
Patrick Clawson:
Nie. Teheran stara się pozyskać pociski o coraz większym i większym zasięgu już od dłuższego czasu. Gdy Zachód pyta, do czego im są właściwie potrzebne, tłumaczą, że chodzi o budowę rakiety, która byłaby w stanie umieścić satelitę na orbicie. Tymczasem - mówią to nieoficjalnie sami irańscy naukowcy - takie przedsięwzięcie jest zupełnie nieopłacalne. Równie dobrze satelitę mogą umieścić w kosmosie Rosjanie czy Japończycy. A wydawane na produkcję rakiet miliony irańskich dolarów mogłyby pójść na ulepszanie samych satelitów.
Po co więc Irańczycy starają się wyprodukować takie rakiety?
Nie ma wątpliwości, że prawdziwym celem ich budowy jest wyposażenie w nie irańskiej armii. A co gorsza, i to nas najbardziej martwi, są one produkowane w taki sposób, żeby móc przenosić głowice niekonwencjonalne. Czyli na przykład nuklearne.
Czy wczorajsza próba rakietowa może wpłynąć na decyzję Waszyngtonu w sprawie ewentualnego ataku na Iran?
Wojna rozpocznie się, gdy zostaną spełnione dwa warunki: zawiodą środki dyplomatyczne i będziemy pewni, że Iran stanowi faktyczne zagrożenie dla świata. Na razie jesteśmy na etapie dyplomatycznych negocjacji. Jeżeli jednak się okaże, że Irańczycy pozyskali dużą ilość rakiet dalekiego zasięgu, spełniony zostanie drugi warunek.
Patrick Clawson, ekspert z Washington Institute for Near East Policy