Hongkong, czyli – literalnie tłumacząc – „pachnący port", powinien chyba zmienić nazwę na „port płaczący" czy „łzawiący" – od rozpylanych tam w ostatnich tygodniach gazów. Zwrócił jednak uwagę całego świata ładunkiem nadziei, a przed władzami w Pekinie postawił nie lada wyzwania.
Od 9 czerwca, gdy na ulice tej unikatowej metropolii wyszły miliony mieszkańców, historia byłej brytyjskiej kolonii, a od 1 lipca 1997 r. autonomicznego regionu (Special Autonomic Region – SAR) w ramach Chińskiej Republiki Ludowej jest pisana na nowo. Co kilka dni dochodzi do wydarzeń bez precedensu: ponad 2 mln z 7,5 mln mieszkańców na ulicach, atak na siedzibę tamtejszego parlamentu, potem na siedzibę przedstawicielstwa władz centralnych, wreszcie strajk generalny, paraliż lotniska i ponad milion osób maszerujących w ciszy i deszczu 18 sierpnia, gdy policja tym razem nie wkroczyła do akcji.