Czytaj więcej:
Teza 1: Wydarzenia w Ukrainie stanowią argument na rzecz możliwie szybkiego przystąpienia Polski do strefy euro.
Liczba respondentów: 37
Opinie ekspertów (37)
Tak - najważniejszym argumentem jest ochrona indywidualnych oszczędności na wypadek wojny. W sytuacji pozostawania przy złotym polscy uchodźcy (a jesteśmy krajem frontowym) znaleźliby się w sytuacji podobnej do ukraińskich, czyli musieliby liczyć na przychylność ECB i gotowość innych rządów do zagwarantowania wymienialności po korzystnym kursie. Gdybyśmy mieli euro ten problem by nie istniał. Do tego dochodzą polityczna niezdolność do ukształtowania krajowego policy mix w sposób przesuwający nas z koszyka rynków wschodzących do koszyka rynków rozwiniętych. Ambicja wejścia do euro ułatwiłaby rozwiązanie tego problemu. Koszty/ryzyka wejścia do strefy są w dużej mierze wyobrażone, bo jedyne asymetryczne/idiosynkratyczne szoki z jakimi możemy mieć do czynienia przy modelu naszej gospodarki to właśnie takie, jakich doświadczamy obecnie, a więc takie, przy których lepiej by było być w strefie euro niż poza nią.
Jest to jeden za argumentów na rzecz przyjęcia euro, natomiast nie jest to argument najważniejszy z ekonomicznego punktu widzenia. Jednak należy pamiętać, że szybkie przyjęcie euro w Polsce nie jest obecnie możliwe, ponieważ Polska obecnie nie spełnia kryteriów związanych z przystąpieniem do strefy euro. Optymalny moment na przyjęcie euro wystąpił w roku 2009 i nie został wykorzystany, a kolejny raczej szybko się już nie powtórzy.
Każdy ruch w stronę większej integracji gospodarczej i politycznej z UE jest w interesie długookresowego bezpieczeństwa gospodarczego i politycznego Polski. Zmniejsza prawdopodobieństwo (wciąż niskie) wyjścia Polski z UE, wzmacnia wpływ Polski na decyzje podejmowane w UE i cementuje obraz Polski jako nieodłącznej części Europy Zachodniej.
Przystąpienie do strefy euro musi być poprzedzone spełnieniem kryteriów konwergencji (stabilność cen, stóp procentowych itp), co byłoby niezwykle trudne w obecnej, bardzo "turbulentnej" sytuacji makroekonomicznej.
Argument może i za, ale kto go weźmie pod uwagę?
Wojna w Ukrainie pokazuje, jak ważne jest nasze uczestnictwo w strukturach UE i NATO. Proces integracji ze strefą euro miałby pozytywny wpływ na wzmocnienie naszego udziału w tych strukturach i w tym sensie zwiększałby nasze bezpieczeństwo, zarówno militarne jak i gospodarcze. Sytuacja geopolityczna zmienia się w taki sposób, że musimy jako kraj jasno określić swoje miejsce i nie możemy pozwolić sobie na bycie "pomiędzy".
Wydarzenia na Ukrainie są nowym, ważnym argumentem za przyjęciem euro. Niemniej, w mocy pozostają stare argumenty przeciwko, związane z potencjalnie zbyt niskim poziomem stóp procentowych w strefie euro dla Polski. Dodatkowy argument nie oznacza więc automatycznie, że bilans korzyści staje się dodatni.
Przystąpienie do strefy euro nie odbywa się z dnia na dzień. Zasadność przystąpienia do strefy euro należy analizować w horyzoncie długoterminowym i przede wszystkim brać pod uwagę skutki, które mogą pojawić się za kilka, kilkanaście i kilkadziesiąt lat. Przystąpienie Polski do strefy euro w odpowiedzi na wojnę w Ukrainie nie zwiększy bezpieczeństwa Polski. Strefa euro nie obroni bowiem militarnie swoich członków. Równocześnie wstąpienie do strefy euro pozbawia państwo możliwości prowadzenia autonomicznej polityki pieniężnej, w tym pośredniego wspierania gospodarki w celu przeciwdziałania skutkom wojny czy innych rodzajów kryzysów.
Ekonomiczne argumenty w sprawie wejścia do strefy euro są oczywiste, na drodze stoją kwestie emocjonalno-polityczne. Wykorzystanie tej zmiany wiatru pozwala uspójnić efekty ekonomiczne z sentymentem społecznym.
Jestem zwolennikiem przystąpienia Polski do sfery Euro i dalszej integracji europejskiej. Obecna wojna w Ukrainie pokazuje, że tylko taki kierunek zagwarantuje Polsce długofalowe bezpieczeństwo. Zarazem przystąpienie do strefy euro musi być poprzedzone okresem przejściowym, w którym m.in. złoty musiałby przez dwa lata spełniać mechanizm konwergencji ERM II (wahania złotego wobec euro muszą się mieścić w korytarzu +/- 15 proc.). Wydaje mi się, że spełnienie tych kryteriów byłoby bardzo trudne do momentu zakończenia wojny w Ukrainie i związanej z nią niestabilności cen surowców energetycznych.
Ekonomicznych argumentów przemawiających za tym, że mogą nas przyjąć, jakoś nie widzę. Być może są argumenty polityczno-strategiczne, ale na tym się nie znam. Poprosić o przyjęcie do unii walutowej warto, ale raczej nas, w obecnej sytuacji, nie przyjmą.
To barbarzyńska wojna destabilizuje sytuację gospodarczą w Europie, a wydatki na pomoc dla uchodźców, zmiany kierunków dostaw surowców, infrastrukturę energetyczną, czy wojsko są ogromnym obciążeniem dla budżetu. Trudno w takim momencie myśleć o spełnianiu kryteriów fiskalnych, a wchodzenie do korytarza ERM2 byłoby niezwykle ryzykowne.
Wydarzenia w Ukrainie uświadamiają nam przede wszystkim nasze opóźnienie w przystąpieniu Polski do strefy euro. Nie skorzystaliśmy z opcji otwartej dla nas formalnie od 18 lat. Bezpieczeństwo Polski, polska racja stanu, wskazują przede wszystkim na zasadność przystąpienia do strefy. Obok tego występuje cały szereg argumentów o charakterze gospodarczym.
Oczywiście teraz jest to niemożliwe w szybkim czasie. Czas na "łatwe" przystąpienie minął w 2019 r.
Jasna deklaracja i ewentualna mapa drogowa tego procesu pozwoliłaby na uspokojenie oczekiwań i aprecjację złotego (a przynajmniej ograniczenie deprecjacji). Należało to zrobić 15 lat temu, co pozwoliłoby uniknąć szeregu negatywnych konsekwencji wahań kursu niezwiązanych bezpośrednio z sytuacją polskiej gospodarki, tylko z jej klasyfikacją do wysoko ryzykownych gospodarek wschodzących. Biorąc pod uwagę to, że większość eksporterów jest jednocześnie importerami dóbr pośrednich wykorzystywanych w produkcji, znaczenie zmiennego kursu walutowego dla podtrzymywania konkurencyjności polskiej gospodarki jest zdecydowanie przeszacowane, a pro-konkurencyjna deprecjacja złotego ma głównie efekt inflacyjny na rynku krajowym.
Wydarzenia ostatnich tygodni w Ukrainie, spowodowane barbarzyńskim atakiem Rosji, nie unieważniają większości argumentów przeciwko przystąpieniu przez Polskę do strefy euro. Obszar wspólnej waluty nadal boryka się z wieloma problemami, a różnice pomiędzy niektórymi jego krajami są na tyle istotne, że w dużej mierze potrzebują one odmiennej polityki pieniężnej. To, że rentowności obligacji krajów strefy euro są niższe niż polskich papierów skarbowych nie wynika wyłącznie z instytucjonalnej wiarygodności EBC, ale przede wszystkim z tego, że bank ten utrzymuje zerowy koszt pieniądza. Jednym z głównych powodów, dla których EBC nie podnosi stóp procentowych jest to, że nie chce, aby rentowności obligacji, zwłaszcza krajów południa UE, wzrosły. Nawet będąc hipotetycznie w strefie euro Polska i tak sąsiadowałaby z Rosją, ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami, w tym wyższą premią za ryzyko. Tak jak wojna Rosji z Ukrainą nie jest argumentem za szybkim przystąpieniem Polski do strefy euro, tak jest silnym argumentem za jak najszybszym wygaszaniem wszelkiego typu sporów z Komisją Europejską.
Wojna stanowi argument za integracją ogólnie, ale niekoniecznie konkretnie za przyjęciem euro. Stwierdzenie to jest więc prawdziwe jeśli uznamy, że przyjęcie euro to warunek dalszej politycznej integracji i współpracy w ramach UE. Nie mam mocnej opinii na ten temat - ale wydaje mi się, że tak nie jest, tzn. możemy dużo lepiej niż dziś współpracować z resztą Unii także bez przyjmowania euro.
Mój komentarz "Nie mam zdania" nie do końca odzwierciedla moją opinię. Jako ekonomistka uważam, że należy przeprowadzić analizę kosztów i korzyści przystąpienia do strefy euro. Prowadzę zajęcia z "Integracja Europejskiej", w czasie których dokładnie omawiam potencjalne skutki wejścia Polski do strefy euro biorąc pod uwagę bardzo wiele aspektów za i przeciw. Przykładowo, po jakim kursie powinien być usztywniony złoty itp.
Teza 2: Polska byłaby bezpieczniejsza finansowo jako członek strefy euro.
Liczba respondentów: 37
Opinie ekspertów (37)
Przyjęcie euro oznacza utratę niezależnej polityki monetarnej, której głównym celem jest makro-stabilizacja. Z drugiej strony, przyjęcie euro oznacza lepszą integrację z rynkami zewnętrznymi, brak ryzyka kursowego, prawdopodobnie niższe i stabilniejsze stopy procentowe na rynku długu publicznego (szczególnie jeśli euroobligacje pozostaną w użyciu na dłużej). Podejrzewam, że korzyści pod względem stabilności przeważają nad kosztami, ale łatwo też wyobrazić sobie scenariusz odwrotny.
Zdecydowanie tak. W przypadku bycia w strefie euro gospodarka Polski nie doświadczyłaby takich wahań kursowych jakie obecnie mają miejsce w przypadku złotego.
Badania naukowe pokazują, że euro jest związane z synchronizacją cyklu koniunkturalnego w unii monetarnej.
Tak - przede wszystkim ze względu na przejście do koszyka państw rozwiniętych. Wpłynie to pozytywnie na wycenę polskich aktywów (nieruchomości, spółek, depozytów gospodarstw domowych w bankach itp.) osłabiając ich przecenę w sytuacji zaburzeń globalnych np. w USD czy innych walutach krajów rozwiniętych. Specyficzne dla Polski ekonomiczne szoki idiosynkratyczne są możliwe ale mało prawdopodobne. Polska jest bowiem silnie zintegrowana handlowo i kapitałowo z Niemcami przez co synchronizacja cykli koniunkturalnych jest bardzo wysoka.
Oczywista oczywistość.
Dostęp do stabilnego refinansowania ze strony EBC i ograniczenie wahań kursu w sytuacjach nadzwyczajnych będzie stabilizować polską gospodarkę.
Wszystko zależy od typu szoku, z jakim mielibyśmy do czynienia.
Dotychczasowe doświadczenia nie pozwalają jednoznacznie stwierdzić, że państwa strefy euro są bezpieczniejsze finansowo niż państwa spoza tego obszaru. Wciąż jednymi z najbardziej zadłużonych państw UE są państwa należące do strefy euro.
Żadnej gospodarce wahania kursu waluty o +/- 10 proc. w ciągu tygodnia czy dwóch nie robią dobrze.
Bezpieczeństwo finansowe zależałoby od tego, jak Polska przygotowałaby się do członkostwa w unii walutowej, w tym zwłaszcza od tego, czy zostałyby zbudowane zabezpieczenia przed "boom-bust cycle".
Także mniej narażona na wewnętrzne zaburzenia polityczne.
Euro wyjdzie przypuszczalnie z kryzysu trochę wzmocnione w stosunku do dolara i, być może, innych ważnych walut. Polska waluta najpewniej straci, i to na długo, gdyż stanie się bardziej ryzykowna dla inwestorów i bardziej podatna na ataki spekulacyjne.
Jak patrzę na flash wskaźnika HICP w marcu, to kraje strefy euro z naszego regionu mają inflację wyższą niż Polska: Litwa 15,6 proc., Estonia 14,8 proc., Łotwa 11,2 proc. Tak więc, średnie realne stopy w krajach strefy euro w marcu, gdy inflacja osiągnęła poziom 7,5 proc. są już tak samo głęboko ujemne jak w Polsce. To jaka to stabilność?
Członkowie strefy euro nie doświadczają transmisji impulsów inflacyjnych poprzez mechanizm kursu walutowego (z wyjątkiem transakcji rozliczanych w innych walutach niż euro). Natomiast gospodarka polska doznaje obecnie podwójnego szoku - z jednej strony to wzrost cen importowych surowców energetycznych, żywności itp. wyrażonych w walutach wymienialnych, z drugiej strony oddziałuje deprecjacja złotego albo niestabilność jego kursu.
Długookresowo bardziej stabilna, choć krótkookresowo szok może być bardziej bolesny, ze względu na brak narzędzi dostosowania nominalnego.
Za wyjątkiem skokowych/szokowych zmian kursy waluty.
Własna waluta daje nam możliwości endogenicznej reakcji i absorbcji szoków. Z czysto ekonomicznego punktu widzenia nie zgadzam się więc z tą tezą.
Znów mój komentarz "Zgadzam się" nie do końca odzwierciedla moją opinię. Trzeba pamiętać, że na niestabilności finansowej można stracić, ale można tez zyskać.
będzie
Teza 3: Polska byłaby bezpieczniejsza militarnie jako członek strefy euro.
Liczba respondentów: 37
Opinie ekspertów (37)
Militarne bezpieczeństwo to nie tylko kwestia samej armii, ale także głębokiego przekonania mieszkańców UE, że interes Polski jest interesem całej UE. Wspólna waluta bardzo wzmacniałaby takie poczucie wspólnoty.
Trudno jest mówić tutaj o bezpieczeństwie militarnym chyba, że rozumiemy przez to zakupy broni, które byłyby tańsze w przypadku posiadania euro niż zdeprecjonowanego złotego.
Euro scementowałoby obraz Polski jako nieodłącznej części Europy Zachodniej i dalej zmniejszyłoby (małe) ryzyko ataku na Polskę.
Nie należy mieszać porządków paktu militarnego i organizacji gospodarczo-politycznej.
Tak, w tej mierze, w jakiej pogłębiona integracja gospodarcza i walutowa sprzyjałaby inwestycjom europejskim i amerykańskim w Polsce. Przyjęcie wspólnej waluty według wszystkich badań będzie sprzyjać zwiększeniu inwestycji zagranicznych w kraju.
Nie wypowiadam się na temat polityki. Jako człowiek (nie ekonomista-naukowiec) chcę uważać, że integracja Europy i europejskie wartości to znacznie więcej niż waluta. W tym sensie znaczenie ma członkostwo w UE, a nie w strefie euro.
Prawdopodobnie tak w związku z nieco silniejszą potrzebą obrony kraju będącego członkiem strefy euro przez inne kraje tej strefy (zwłaszcza Francję) niż kraju, który jest wyłącznie w NATO. Natomiast jest to kwestia drugiego rzędu w porównaniu do zagadnień czysto militarnych (NATO, uzbrojenie i wyszkolenie armii polskiej, umowy z Francją, UK i/lub USA o nuclear sharing itp.)
Strefa euro nie ma żadnych czołgów ani samolotów. A bezwładność decyzyjna i kunktatorstwo - które widzimy patrząc na reakcję przywódców Unii Europejskiej na wojnę na Ukrainie, nakładanie sankcji, wysyłanie sprzętu wojskowego itp. - byłyby podobne, jeśli nie większe, gdyż w strefie euro jeszcze większą rolę odgrywają Niemcy.
Dla bezpieczeństwa militarnego Polski spośród czynników zewnętrznych największe znaczenie ma przynależność do NATO. Członkostwo w Unii Europejskiej sprzyja zagranicznym inwestycjom bezpośrednim oraz wzrostowi wzajemnej wymiany handlowej wewnątrz ugrupowania integracyjnego, natomiast udział w strefie euro ułatwia rozwój współpracy, czyniąc ją bardziej efektywną (niższe koszty transakcyjne, niższe koszty finansowe czyli niższe koszty długu) i przejrzystą. W uproszczeniu można więc stwierdzić, że wyższy stopień zaawansowania współpracy gospodarczej z członkami strefy euro i EU sprawia, że również NATO zainteresowane jest bezpieczeństwem militarnym Polski - skala prowadzonych interesów jest więc na tyle duża, że warto je ochraniać.
Co oczywiście nie podważa kluczowego znaczenia NATO.
Nie mam mocnej opinii na ten temat. Wydaje mi się, że nie: raczej nikt nie mówi o armii strefy euro, tylko o ewentualnej armii UE. Nie słyszałem na Zachodzie rozważań, które wiązałyby te kwestie i byłem zaskoczony jak powszechna jest ta opinia w Polsce. Czy bezpieczeństwo krajów bałtyckich w jakimś stopniu jest zależne od tego, że mają euro? Wydaje mi się, że nie. Czy euro pomogłoby im gdyby zostali zaatakowani? Pewnie trochę tak.
Wydaje się, że bezpieczeństwo finansowe i militarne to dwie całkiem odmienne rzeczy.
Teza 4: Polska odgrywałaby większą rolę w europejskiej polityce jako członek strefy euro.
Liczba respondentów: 37
Opinie ekspertów (37)
Tak. Jednoznaczne postawienie na integrację europejską, czego elementem jest członkostwo w strefie euro, wzmacnia - ceteris paribus - pozycję kraju członkowskiego versus stawianie się na obrzeżach integracji. Zwłaszcza w sytuacji, gdy w niedługim czasie do strefy wejdą także inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej (poza Węgrami i - być może - Czechami). Gdyby dołączyły do niej także Dania i Szwecja, pozostawanie w grupie 2-3 krajów poza strefą euro zupełnie mijałoby się z celem.
Zdecydowanie tak, ponieważ w tej sytuacji Polska byłaby w głównym nurcie integracji europejskiej, a nie tak jak obecnie na jego peryferiach.
Szczególnie w sytuacji pojawiania się kilku kręgów integracji.
Tak, ponieważ stalibyśmy się członkami eurogrupy. Europa będzie zacieśniać integrację po wojnie.
Wstąpienie do strefy euro nie oznacza automatycznie możliwości odgrywania większej roli w polityce europejskiej. Wśród państw strefy euro są bowiem takie, które kreują politykę i te, które są jej podporządkowywane.
Nie wypowiadam się na temat polityki.
Odpowiedź KE na kryzys pandemiczny i obecny atak Rosji na Ukrainę wydaje się wzmacniać tendencje integracyjne pośród państw Unii, co może owocować większą ilością wspólnych programów o charakterze czysto gospodarczym (np inwestycje w energetykę). Siłą rzeczy Polsce łatwiej byłoby wpływać na takie projekty, gdyby była członkiem strefy euro.
Jaką rolę w strefie euro odgrywa Słowacja lub Słowenia? A kraje bałtyckie? Żadnej. Liczą się tylko kraje silne gospodarczo, takie jak Niemcy i Francja, które były i są głównymi beneficjentami istnienia strefy euro, zarówno w sensie ekonomicznym, jak i politycznym.
Za takim postrzeganiem roli Polski zdają się przemawiać koncepcje Europy dwóch prędkości i „zróżnicowanej współpracy” - kraje znajdujące się poza strefą euro, pozostając w UE, nie będą uczestniczyć w niektórych formach współpracy, angażując się jednocześnie w inne.
Tak, ceteris paribus. Ale Polska może tez odgrywać znacznie wiekszą rolę niż dzisiaj bez euro. Wystarczy przestrzegać podstawowych praw i norm i być przewidywalnym partnerem troszczącym się chociaż trochę o całą Wspólnotę.
Teza 5: Osłabienie złotego w następstwie ataku Rosji na Ukrainę złagodzi gospodarcze konsekwencje tej wojny dla Polski.
Liczba respondentów: 37
Opinie ekspertów (37)
Akomodacyjna rola nominalnych kursów walutowych jest bardzo przeceniana w polskiej debacie. Akomodacji służą kursy realne, które zmieniają się także pod wpływem relatywnych zmian poziomów cen. Słaba waluta nie jest też czynnikiem decydującym o konkurencyjności polskiej gospodarki z wielu przyczyn, o których wielokrotnie pisano. Podstawowym czynnikiem (determinującym konkurencyjność - red.) są płace, a w ich przypadku mamy jeszcze dwie dekady "luzu". W sytuacji wojny Polska potrzebuje przede wszystkim przywrócenia wizerunku kraju stabilnego, bezpiecznego dla inwestycji, szybko rosnącego, a więc ostatecznie rozwiniętego. Słaba waluta nie jest właściwą ścieżką - vide przykład Turcji.
Niestety gospodarcze konsekwencje dla Polski związane z osłabieniem złotego nie zostaną złagodzone, a raczej ulegną wzmocnieniu. W szczególności, w wyniku deprecjacji złotego wzrosną ceny surowców energetycznych co przełoży się na duży wzrost cen w całej gospodarce, który będzie miał ujemne konsekwencje dla wielkości produkcji, konsumpcji, inwestycji, zatrudnienia oraz eksportu.
Słabszy złoty to lepsze warunki dla eksporterów, ale też wyższe ceny dóbr i usług importowanych, co ma negatywny wpływ na konsumentów w Polsce oraz zwiększa presję inflacyjną.
To mogą być efekty krótkookresowe, stabilność gospodarki zależy od jej fundamentów, a nie od wahań kursów.
Kurs złotego już jest bardzo niski. Dalsze jego osłabianie miałoby aktualnie niekorzystne konsekwencje dla inflacji i stabilności finansowej kraju.
Nie są mi znane mechanizmy, które mogłyby tu oddziaływać.
To zależy od wielu czynników, których wpływu nie da się dziś w pełni przewidzieć.
Trochę trudno jest to przewidzieć. Z jednej strony zdrożeje import, a Polska obecnie nie bardzo może zwiększać eksport. Z drugiej strony jednak, jeżeli w gospodarce nastąpią istotne zmiany struktury siły roboczej, to słaby złoty może pomóc. Wprawdzie nie bardzo widzę perspektywy dla takich zmian ale, być może, nie doceniam potencjału polskiego przemysłu zbrojeniowego. Chyba więc jednak osłabienie złotego będzie miało złe skutki dla gospodarki.
To prawda. Tak było już w 2008 roku, w czasie kryzysu finansowego, gdy złoty osłabił się o ok. 30 proc. Dzięki temu nie musieliśmy obniżać emerytur i wypłat dla sektora budżetowego jak to miało miejsce np. w Grecji.
Przynajmniej na obecnym etapie wojny osłabienie złotego nie jest spowodowane przyczynami o charakterze strukturalnym; osłabienie wynika raczej z decyzji krótkoterminowych inwestorów finansowych, którzy w chwilach napięć międzynarodowych wolą "zaparkować" pieniądze w miejscach bardziej bezpiecznych. Osłabienie złotego wprawdzie zachęca do rozwoju eksportu, ale jednocześnie podraża koszty importu.
Pozytywny efekt osłabienia złotego może być znacznie mniejszy od kłopotów związanych z efektem inflacyjnym tej tendencji.
Ponad połowa naszego eksportu to dobra pośrednie, które są wykorzystywane dalej w Europie w produkcji dóbr. Popyt na te dobra przede wszystkim zależy od popytu finalnego w krajach docelowych, więc kurs walutowy ma ograniczone znaczenie. Do tego, jak wcześniej wspomniano, znaczna część eksporterów jest zależna od importu, co powoduje że, przynajmniej w części, efekt zmiany kursu się znosi. Same zmiany kursu wywołują niepewność, która jest szkodliwa dla prowadzenia działalności. Z kolei czynniki, które przyczyniają się do osłabienia kursu złotego wpływają też negatywnie na popyt konsumencki w krajach docelowych. Ale przede wszystkim, wahania kursu wraz ze wzrostem cen surowców przekładają się na zjawiska inflacyjne i na wzrost kosztów pracy. A zatem osłabienie złotego oddziałuje asymetrycznie, nieznacznie poprawiając sytuację niektórych przedsiębiorstw eksportujących, które nie są zależne od importu surowców i dóbr pośrednich (w Polsce to przede wszystkim sektor spożywczy), przy bardziej neutralnych efektach dla gałęzi aktywnych w globalnych łańcuchach produkcji (pojazdy, maszyny i urządzenia, AGD, RTV itp). Natomiast kosztem deprecjacji jest ogólny wzrost cen i kosztów działalności przedsiębiorstw ponoszony przez znacznie szerszą grupę podmiotów.
Ma szansę pobudzić eksport.
W warunkach tradycyjnej recesji osłabienie waluty pomaga eksporterom i miejscowym producentom, obniżając bezrobocie i podnosząc inflację. Teraz mamy zbyt wysoką inflację i rozgrzany rynek pracy, więc to turbodoładowanie nie jest potrzebne - wręcz przeciwnie. Ale to nie oznacza, że elastyczność waluty nie jest przydatna w ogóle - w następnej recesji może pomóc.
Osłabienie złotego oznacza, że więcej płacimy za 1 EUR co jest korzystne dla eksporterów, ale niekorzystne dla importerów, gdy partnerem są kraje strefy euro. Nasz największy partner handlowy to Niemcy.
Teza 6: Przyjęcie euro w Polsce na obecnym poziomie rozwoju doprowadziłoby do spowolnienia wzrostu gospodarczego.
Liczba respondentów: 37
Opinie ekspertów (37)
Generalnie badania nie pokazują, by wprowadzenie euro powodowało osłabienie wzrostu gospodarczego. Do osłabienia spowodowanego wprowadzeniem euro może dość w szczególnych warunkach (np. w sytuacji głębokiego kryzysu gospodarczego albo przy prowadzeniu nieostrożnej polityki gospodarczej, w tym fiskalnej). Niewątpliwie jednak członkostwo w unii monetarnej jest wyrafinowaną polityką, która wymaga, by krajową politykę gospodarczą prowadzić w sposób nieprowadzący do nierównowag (w handlu zagranicznym, na rynku pracy itp.). Prowadzenie tego typu polityki nie jest koniecznie związane z określonym poziomem rozwoju gospodarczego i w Polsce również mogłaby ona być prowadzona. Jest jednak pewne ryzyko, że faktycznie realizowana polityka gospodarcza w Polsce nie sprzyjałaby uzyskaniu maksymalnych korzyści z wprowadzenia euro.
Spowolnienie mogłoby wystąpić w przypadku, gdyby wymiana złotego na euro nastąpiła po zawyżonym kursie złotego w stosunku do euro lub/i wzrost cen w Polsce byłby szybszy niż w strefie euro. Jednak biorąc pod uwagę liczne korzyści związane z uzyskaniem stabilności gospodarczej oraz zwiększeniem wiarygodności kraju na arenie międzynarodowej należałoby raczej się spodziewać przyspieszenia wzrostu gospodarczego a nie jego spowolnienia.
Nie - obrazki na banknotach nie mają znaczenia dla wzrostu gospodarczego. Ten zależy przede wszystkim od punktu docelowego konwergencji a więc zwłaszcza instytucji, które przesądzą, czy konwergujemy pod względem PKB per capita do Portugalii, Hiszpanii, Francji i Niemiec.
Pobieżne spojrzenie na doświadczenia krajów naszego regionu, które zdecydowały się przyjąć euro, nie wskazuje na to. Natomiast geopolityczne konsekwencje nieprzyjęcia euro w scenariuszu Europy dwóch prędkości mogą być niekorzystne dla Polskiej gospodarki i wzrostu gospodarczego.
Nie ma żadnych przesłanek na rzecz tego stwierdzenia.
Przyjęcie euro przyśpieszy rozwój, zarówno ze względu na czysto techniczne korzyści wynikające ze zmniejszonych kosztów transakcyjnych, a przede wszystkim zwiększone bezpieczeństwo wynikające z jeszcze silniejszego zakotwiczenia Polski w strukturach EU.
Nie sądzę, by przyjęcie euro miało doprowadzić do spowolnienia wzrostu. Mogłoby natomiast zwiększyć zmienność cykli koniunkturalnych. W skrajnym przypadku mogłoby to przyjąć postać poważnego niestabilnego boomu, na wzór tego, który dotknął peryferyjne gospodarki strefy euro w latach 2000-2015. To jest największe zagrożenie związane z przystąpieniem Polski do strefy euro.
Kształtowanie się wzrostu gospodarczego zależy od wielu czynników, nie tylko od tego czy dane państwo należy czy nie do strefy euro. Wśród państw strefy euro są zarówno państwa o stabilnych, jak i chwiejnych fundamentach gospodarczych.
Nie są mi znane mechanizmy, które mogłyby tu oddziaływać.
Wpływ na wzrost zależałby od tego, jak Polska przygotowałaby się do członkostwa, w tym zwłaszcza od tego, czy zostałyby zbudowane zabezpieczenia przed "boom-bust cycle". Gdyby to zrobiono, członkostwo w UE przyczyniłoby się do przyspieszenia wzrostu, a nie jego spowolnienia.
Importchłonność gospodarki w najbliższych latach powiększy się, 'terms of trade' raczej się nie poprawią. Przyjęcie euro poprawiłoby trochę stabilność gospodarki, zmniejszyło ryzyko inwestowania i wyeliminowało możliwości przeprowadzania walutowych ataków spekulacyjnych.
Konkurencyjność polskiego eksportu jest w dużym stopniu wspierana przez kurs walutowy, zarówno jeśli chodzi o towary, jak i usługi. Rezygnacja z własnej waluty w tym momencie byłaby przedwczesna.
Tak się może stać, ale nie musi. Doświadczenia innych krajów na podobnym poziomie rozwoju nie są oczywiste i jednoznaczne. Wynika to z faktu, że przyjęcie albo nieprzyjęcie euro nie jest jedynym czynnikiem decydującym o tempie wzrostu gospodarczego. O tym tempie decyduje cały kontekst - zestaw czynników, w którym wspólna waluta jest zaledwie jednym z wielu elementów.
Krótkookresowo być może tak (wypełnienie kryteriów), na dłuższą metę - nie.
Myślę, że zwiększyłoby ryzyko dużych wahań koniunkturalnych. Wpływ na długoterminowy wzrost wydaje mi się na tym etapie drugorzędny.
Jeżeli wierzyć teorii, to wprowadzenie euro powinno przyczynić się do większej wymiany handlowej, większej przejrzystości cen, i powinno dodatnio wpływać na wzrost gospodarczy (w długim okresie). Niestety, nie wiemy co to jest długi okres czasu, dodatkowo praktyka może różnić się od teorii :-)
Teza 7: Starania o przyjęcie euro Polska powinna rozpocząć dopiero wtedy, gdy pod względem poziomu rozwoju gospodarczego dogonimy Niemcy.
Liczba respondentów: 37
Opinie ekspertów (37)
Twierdzenie to nie ma sensu. Polska przy obecnych rozwiązaniach instytucjonalnych w naszym kraju nie ma szans po prostu żadnych szans na dogonienie Niemiec. Oznaczałoby to, że przyjęcie euro zostałoby w praktyce odłożone do momentu, który nigdy nie nastąpi co byłoby wyjątkowo szkodliwe dla polskiej gospodarki.
To całkowicie zmyślona teza bez żadnych fundamentów teoretycznych i empirycznych. Równie dobrze można by twierdzić, że należy je rozpocząć tylko wtedy, gdy na niebie pokaże się kometa albo w warszawskim zoo urodzi się słoń-albinos z dwiema trąbami. Miałoby to mniej więcej takie samo uzasadnienie teoretyczne i empiryczne.
Prawdopodobnie nigdy nie dogonimy Niemiec pod względem rozwoju gospodarczego - jest to w końcu ruchomy cel. Zamiast czekać na Godota, przeczekajmy obecny okres zawirowań makroekonomicznych i wróćmy do konkretnej dyskusji o przyjęciu euro.
Kompletna bzdura. Niemiec nie dogonimy w przewidywalnej przyszłości, nawet jeżeli zbliżymy się w kategoriach strumienia PKB (i to w wyrażeniu ilościowym, bo nie jakościowym), to ciągle jeszcze będzie istniała historycznie ukształtowana przepaść w sferze zasobów.
Nie powinniśmy zwlekać. Należy pamiętać, że sam proces "dochodzenia" do euro jest korzystny dla kraju, niezależnie od tego, kiedy ostatecznie euro byłoby przyjęte.
Poziom rozwoju Niemiec nie jest dobrym punktem odniesienia, jeśli już to raczej taką cezurę może stanowić przeciętny poziom PKB per capita w strefie euro. Najlepszą miarą zbieżności jest w tym przypadku upodobnienie się stóp procentowych równowagi pomiędzy Polską a strefą euro. Jest to oczywiście trudniejsze do zmierzenia, dlatego PKB per capita może stanowić pewne (niedoskonałe) przybliżenie niezbędnej konwergencji.
Poziom rozwoju gospodarczego Niemiec nie powinien być jedynym punktem odniesienia przy podejmowaniu decyzji o wstąpieniu Polski do strefy euro. Warto jednak zastanowić się nad określeniem współczesnych/aktualnych kryteriów ewentualnego wejścia Polski do strefy euro, w tym na jakie potencjalne zachęty mogłoby liczyć tak duże i mające dobrą sytuację gospodarczą państwo, jakim jest Polska. Strefie euro także powinno zależeć na poszerzeniu grona swoich członków, a Polska nie powinna być tutaj postrzegana wyłącznie jako petent, tylko jako pożądany partner. Także z punktu widzenia negocjacyjnego i wizerunkowego warto zastanowić się nad taką zmianą optyki.
To zdanie jest w oczywisty sposób nielogiczne. Dla ustalenia uwagi przyjmijmy, ze jest to prawda. Wówczas Niemcy powinny wejść do strefy euro dopiero, gdy osiągnęłyby poziom rozwoju Luksemburga itp. Czyli nie powstałaby strefy euro (ściślej: gdyby to zdanie było prawdą, nikt nie powinien podejmować starań, by wejść do wspólnego obszaru walutowego).
Dogonienie Niemiec będzie trudne i potrwa długo. Taki argument to sugerowanie odłożenia przyjęcia euro na nieokreśloną przyszłość. Jeśli mamy kiedyś dogonić Niemcy, to raczej będąc w strefie euro niż poza nią.
Trochę za ostre kryterium. Starania Polska powinna rozpocząć znacznie wcześniej, a co z nich wyniknie, to inna sprawa.
Możemy wcześniej. Wystarczy, że dogonimy średnią unijną. Na razie mamy 77 proc. tej średniej, więc jeszcze trochę będziemy gonić. Ale wcześniejszy akces spowoduje pogłębienie istniejących nierównowag makroekonomicznych i może być nie tylko niekorzystny dla Polski, ale także dla strefy euro.
Euro może i powinno być czynnikiem stymulującym doganianie krajów bogatszych. Bez przyjęcia euro prawdopodobnie nigdy nie dogonimy Niemiec, a ponadto nawet przyjęcie euro nie daje takiej gwarancji. Sprawa przyjęcia euro powinna być rozważana pragmatycznie.
Proponuję zamiast Niemiec jako punkt odniesienia przyjąć Liechtenstein (niemal trzykrotność PKB Niemiec, a też nie używa własnej waluty).
Z jednej strony zgadzam się, że przyjęcie euro byłoby korzystniejsze wtedy, kiedy nasze gospodarki - Polski i strefy euro - byłyby na bardziej zbliżonym poziomie rozwoju. Wtedy mogłyby tworzyć optymalny obszar walutowy. Jednak warto myśleć także o drugiej stronie medalu, o czym nie było mowy w tej ankiecie: że Polska być może powinna poczekać, aż rozwinie się sama strefa euro. Wiemy przecież, że architektura strefy euro jest niekompletna. Brakuje przede wszystkim instrumentów fiskalnych na poziomie całej strefy, które mogłyby wyrównywać szoki i koniunkturę w różnych krajach (unia fiskalna, współdzielenie ryzyka). Brakuje też elementów wspólnego rynku (unia bankowa, unia rynków kapitałowych). Brakuje wspólnego i przejrzystego zarządzania i regulacji. To są bardzo istotne kwestie, z którymi unia monetarna jeszcze się boryka, i dopóki nie zostaną one rozwiązane, Polska powinna być świadoma ryzyka, jakie niesie uczestnictwo w jak na razie niekompletnym projekcie. Nota bene nie wydaje mi się, że państwa strefy euro będą bardzo entuzjastycznie nas do tej strefy zapraszać, ale to już inna kwestia!
W czasie zajęć studenci rozwiązują zadanie, w którym przy danych założeniach mają obliczyć kiedy Polska osiągnie średni poziom PKB per capita w UE. Odpowiedź zależy od tego, jaką przyjmie się stopę wzrostu dla Polski, a jaką dla krajów UE (punkt początkowy znamy). Przy założeniu że Polska będzie wzrastała o 2 pkt proc. szybciej niż kraje UE, to powinna dogonić średnią unijną gdzieś około 2036 roku. Gdybyśmy chcieli czekać na dogonienie Niemiec, to byłoby to jeszcze dłużej.