Zasadniczym argumentem na rzecz podatku od nadmiarowych zysków jest obecnie obserwacja, że niektóre firmy korzystają na wysokiej inflacji albo na tym, co ją powoduje, na przykład gwałtownym wzroście cen surowców. Grupa amerykańskich kongresmanów, która proponuje obłożyć takim podatkiem wszystkie duże firmy, twierdzi, że środowisko wysokiej inflacji poprawia rentowność większości firm. Na to, że tak może się dziać także w Polsce, wskazywały badania Polskiego Instytutu Ekonomicznego z grudnia 2021 r. Wynikało z nich, że przedsiębiorstwa podnoszą ceny przede wszystkim z powodu wzrostu kosztów pracy i materiałów, ale podwyżki cen nie są proporcjonalne do wzrostu kosztów, tylko większe. Zdecydowana większość ankietowanych przez nas ekonomistów nie zgadza się jednak z ogólną tezą, że środowisko wysokiej inflacji pozwala przedsiębiorstwom zwiększać marże zysku. Dominuje przekonanie, że nawet jeśli tak się rzeczywiście dzieje, to jest to zjawisko przejściowe albo też wyższa średnia rentowność jest wynagrodzeniem za podwyższone wskutek inflacji ryzyko biznesowe.
Teza 1: Obecne środowisko wysokiej inflacji jest korzystne (średnio rzecz biorąc) dla przedsiębiorstw, bo pozwala im zwiększać marże zysku.
Liczba respondentów: 26
Opinie ekspertów (26)
To bardzo ciekawe pytanie, na które nie znamy jeszcze jednoznacznej odpowiedzi. Wydaje się jednak, że przynajmniej do tej pory rzeczywiście wysoka inflacja pozwoliła co najmniej na utrzymanie zysków firm, a może też ich podniesienie. W środowisku wysokiej inflacji firmom łatwiej podnosić ceny i utrzymywać wysokie marże, ponieważ przy rosnących szybko średnich cenach i przy dużych zmianach cen relatywnych konsumenci stają się efektywnie mniej poinformowani,. Trudniej rozróżnić im podwyżkę cen u jednego producenta od bardziej powszechnych podwyżek. Ten mechanizm powoduje, że popyt staje się mniej elastyczny, co pozwala na utrzymywanie lub nawet podwyższanie marż. Myślę, że to się do pewnego stopnia dzieje także dziś, ale brakuje na razie badań i wiedzy, żeby bardziej konkretnie ocenić siłę tego zjawiska. Zyski firm w wielu krajach, a szczególnie w USA, były bardzo wysokie w 2021 r. wskutek popandemicznego odbicia napędzanego ekspansyjną polityką fiskalną i monetarną. Podobne zjawisko, chociaż o mniejszym natężeniu, wystąpiło w Polsce. Oczekiwania teraz są takie, że wysoka inflacja i reakcja na nią (zacieśnianie polityki pieniężnej) schłodzą optymizm kupujących, a co za tym idzie przełożą się na niższe zyski firm. Tak więc środowisko wysokiej inflacji sprzyjało zyskom do tej pory, ale to może się wkrótce zmienić.
Wysoka inflacja prowadzi do chaotycznych/przypadkowych zmian w podziale dochodu. Zyski jednych rosną, podczas gdy innych spadają. Wysoka inflacja zniechęca do inwestowania (bo zwiększa efektywne opodatkowanie dochodów z inwestycji, obniża realną wartość odpisów amortyzacyjnych oraz podbija niepewność), a znaczna część innowacji warunkujących osiąganie nadzwyczajnych zysków wymaga inwestycji. Dlatego w dłuższym horyzoncie wysoka inflacja prowadzi do obniżenia zysków. Gdyby owemu obniżeniu zysków nie towarzyszył spadek marży w ujęciu księgowym, to działoby się tak ze względu na wzrost tej części marży, która stanowi wynagrodzenie za ryzyko podwyższane przez inflację.
Owszem, rentowność brutto przedsiębiorstw zdaje się rosnąć w stosunku do PKB, ale nie jest to miara zysku *ekonomicznego*. Zalecam też dużą ostrożność przy wyciąganiu wniosków dotyczących przyczynowości typu "wzrost marż przedsiębiorstw powoduje wysoką inflację".
Odnoszę wrażenie, że w tej dyskusji ma miejsce pomieszanie pojęć związane ze słowem "marża". Trzeba odróżnić "profit margin" od "markup". Z punktu widzenia wnioskowania o sile rynkowej i polityce cenowej przedsiębiorstw znaczenie ma to drugie pojęcie, definiowane jako stosunek ceny do kosztu krańcowego. Jeśli ten stosunek jest większy od jedności, to przedsiębiorstwo wykorzystuje siłę rynkową. Niestety koszt krańcowy nie jest czymś, co można zaobserwować, więc pomiar "markup" jest trudny. W szczególności nie da się wnioskować o wielkości "markup" na podstawie "profit margin" (czyli tego, co standardowo nazywamy marżą zysku - red.). Przedsiębiorstwo może mieć zysk ekonomiczny w krótkim okresie nawet w warunkach doskonałej konkurencji. Podobnie w drugą stronę: monopolista może wykorzystywać siłę rynkową (czyli mieć "markup" powyżej jedności), ale nie mieć zysku ekonomicznego (np. z powodu kosztów stałych). W literaturze nie ma jednoznacznej odpowiedzi co do cykliczności markupów i tego, czy siła rynkowa rośnie, czy maleje (i czy jest wyższa, czy niższa niż zazwyczaj) z powodu podwyższonej inflacji.
Funkcjonowanie w warunkach wysokiej inflacji jest obarczone dużą niepewnością, niektórym się może poszczęści, ale innym nie. A wszyscy ponoszą koszty większej niepewności. Więc średnio rzecz biorąc, wszyscy tracą. Nawet jeśli niektórzy maja spektakularne marże. Toutes proportions gardées, to troche jak by powiedzieć, że wojna jest super dla biznesu, bo niektórym firmom super udała się spekulacja.
Marża zysku to jeden z wielu parametrów oceny funkcjonowania przedsiębiorstw. Ze wzrostem inflacji związana jest bowiem chociażby presja płacowa, a także wzrost cen surowców i energii. Ponadto wysoka inflacja utrudnia prognozowanie przyszłych wyników i przepływów pieniężnych, zwiększając tym samym ryzyko prowadzonej działalności.
Istotnie, wraz ze wzrostem oczekiwanej inflacji wzrasta średnia marża w gospodarce. Opisuję ten mechanizm w swoim badaniu opublikowanym w Oxford Economic Papers (https://academic.oup.com/oep/article-abstract/72/3/710/5837711). Pod pojęciem "średnia" kryje się jednak drugie zjawisko: wzrost rozpiętości marż. Marże rosną bardziej niż 1:1 wraz z inflacją w firmach, które mogą zmienić ceny, podczas gdy marże pozostałych są niwelowane przez rosnące koszty. Co istotne, fakt, że średnia marża w gospodarce rośnie wraz z inflacją, nie oznacza, że środowisko wysokiej inflacji jest korzystne dla przedsiębiorstw. Przeciwnie: wysoka inflacja utrudnia planowanie i zmienia relatywne ceny w gospodarce - nie według logiki rynkowej, tylko mocno przypadkowo. To prowadzi do nieefektywnych alokacji zasobów, jest więc - średnio rzecz biorąc - niekorzystne zarówno dla gospodarstw domowych jak i przedsiębiorstw.
W krótkim horyzoncie na wybranych rynkach inflacja może prowadzić do zwiększania marż, ale na pewno nie można powiedzieć, że wysoka inflacja jest korzystna dla przedsiębiorstw - ani w kontekście mikroekonomicznym (np. wzrost wydatków na energię, spodziewane, wyższe koszty wynagrodzeń, materiałów), ani w makroekonomicznym (w szczególności wzrost ryzyka na rynku - ryzyka spowolnienia gospodarczego czy znacznego spadku popytu).
Zgodziłbym się, gdyby inflacji towarzyszyła, po pierwsze, stosunkowo niewielka niepewność inflacyjna, po drugie, spójna i stabilna była polityka fiskalna i po trzecie, brak silnych szoków zewnętrznych. Gdyby te warunki były spełnione, to nawet przy stosunkowo wysokiej inflacji przedsiębiorstwa mogłyby się rozwijać, bo popyt by się zwiększał ("lepiej kupić teraz, bo jutro zdrożeje"), i można zwiększać marżę. Warunki te w oczywisty sposób nie są spełnione. Wysoka inflacja. której towarzyszy silna niepewność polityczno-ekonomiczna i niespójna polityka fiskalna, zniechęca do inwestowania w dłuższym okresie. Mówiąc inaczej, idzie stagflacja w nowej mutacji, bo przy niskim bezrobociu i wysokiej liczbie wolnych miejsc pracy.
Firmy wytwarzające produkty, lub posiadające zapasy produktów, których brakuje (np. półprzewodniki, paliwa) zyskują. Natomiast firmy, które wykorzystują brakujące produkty w procesie produkcji, raczej tracą. Ogólnie rzecz biorąc, środowisko w którym konsumenci uważnie przyglądają się cenom nie jest najlepsze dla firm. Inaczej by było, gdyby inflacja była napędzana szokiem popytowym, ale z tym raczej nie mamy obecnie do czynienia.
W obecnym środowisku wysokiej inflacji mamy raczej do czynienia z iluzją zwiększania marż zysku. Nominalnie są one albo mogą być wyższe, ale wbrew pozorom utrudnia to firmom normalne funkcjonowanie na krótką metę i stabilny rozwój na dłuższą metę - w odniesieniu do kolejnych cykli produkcyjno-handlowych. Panuje bowiem niepewność odnośnie do zachowania produkcji na co najmniej dotychczasowym poziomie ze względu na rosnące koszty czynników wytwórczych (zwłaszcza koszty zaopatrzenia w surowce, media itp) i ryzyko zderzenia się z barierą popytu.
Inflacja nigdy nie jest korzystna ani dla przedsiębiorstw ani dla społeczeństwa, ponieważ wywołuje cały szereg negatywnych skutków, między innymi dezorganizuje proces planowania oraz pozbawia przedsiębiorstwa środków na inwestycje.
W pewnym stopniu tak. Należy jednak pamiętać, że marża zysku zależy przede wszystkim od tego, jak silna jest presja konkurencyjna. W przypadku przedsiębiorstw działających na rynkach, na których ta presja jest słaba, inflacja pozwala łatwiej zmieniać marże zysku, ponieważ nabywcom trudniej jest ocenić, czy zmiana ceny jest wynikiem zmiany ogólnego poziomu cen, czy też oznacza zmianę ceny względnej.
Czytaj więcej:
W kontekście takich opinii na temat wpływu inflacji na rentowność firm, nie dziwi, że zaledwie czworo spośród 26 ekonomistów, którzy wzięli udział w tej rundzie naszego panelu, uważa podatek od nadmiarowych zysków za dobry pomysł.
Teza 2: Rząd powinien nałożyć dodatkowy podatek na "niezasłużone zyski" (ang. windfall profits) firm, tj. zyski wynikające z szoków ekonomicznych, a wpływy z tego podatku wykorzystać do łagodzenia społecznych konsekwencji tych szoków.
Liczba respondentów: 26
Opinie ekspertów (26)
Tłumaczenie “windfall tax” jako podatek od zysków „niezasłużonych” jest chyba mało fortunne – moim zdaniem lepiej ideę tego podatku odzwierciedla tłumaczenie go jako podatku od zysków „nadzwyczajnych”. Uzasadnieniem takiego podatku są najczęściej sytuacje, w których wysokie zyski firm z określonych branż pojawiają się niespodziewanie i nie są wynikiem dodatkowych działań przez nie podejmowanych. Co do zasady nakładanie takiego podatku jest w szczególnych sytuacjach uzasadnione i gdy zrobione dobrze i faktycznie w sytuacjach nadzwyczajnych, może przynieść korzyść dla budżetu państwa w ekonomicznie efektywny sposób. Nałożenie takiego podatku obecnie w Polsce wydaje mi się jednak trudne do uzasadnienia.
Wzrost cen nośników energii, który obserwujemy od kilku miesięcy, zdaje się spełniać warunki sytuacji nadzwyczajnej. Jednak należy podkreślić, że główne korzyści z wysokich cen odnoszą firmy wydobywające i dostarczające surowce, a nie firmy je przetwarzające, dystrybutorzy i inni pośrednicy. Więc jeśli już, to wydaje się, że zyski tych właśnie firm powinny być podatkiem takim obłożone. W warunkach polskich nie byłoby wcale takie jasne, kto miałby być podatkiem takim obłożony – oczywistym kandydatem byłyby pewnie kopalnie, ale trudno mi sobie wyobrazić taki ruch ze strony rządu, który sektor górniczy zdaje się trzymać pod ochronnym parasolem. Firmy dystrybuujące paliwa zapewne również korzystają na wyższych cenach, ale nie jestem przekonany, czy należy te zyski traktować w ten sam sposób co zyski firm wydobywczych.
Wzrosty cen poszczególnych dóbr i usług i ogólnie wysoki poziom inflacji nie są moim zdaniem sytuacją uzasadniającą wprowadzanie branżowych „windfall taxes”.
Główną zaletą „windfal tax” z punktu widzenia jego ekonomicznej efektywności jest jego minimalny wpływ na decyzje firm. Warunkiem tego jest jednak mocne uzasadnienie decyzji o obciążeniu określonych branż gospodarki oraz wiarygodność zapewnień rządu o wyjątkowości i tymczasowości takiego podatku.
Podsumowując, nie jest jasne, kogo należałoby takim podatkiem w Polsce obciążyć. Po drugie, nie wiadomo jak firmy w Polsce podeszłyby do takiego rozwiązania i czy faktycznie nie zmieniłoby ono ich decyzji odnośnie do długoplanowych strategii i inwestycji. Jeśli rząd potrzebował będzie dodatkowych dochodów, a zyski firm faktycznie będą rosły, bardziej naturalnym i czytelnym posunięciem byłoby wykorzystanie standardowego dostępnego rządowi narzędzia: opodatkowania zysków przedsiębiorstw, czyli CIT.
Tego rodzaju podatek miałby charakter domiaru podatkowego i bardzo silnie zwiększałby ryzyko inwestowania, tzn. zniechęcałby do inwestycji, których udział w PKB jest już teraz najniższy od ćwierćwiecza.
Taki podatek miałby sens jedynie wtedy, gdyby był nieoczekiwany i jednorazowy. Tylko w takim przypadku nie wpłynąłby na bodźce.
Zupełnie nie rozumiem, co to są windfall profits. Ironizując, można od razu wprowadzić kwoty produkcyjne, ustalić urzędowo ceny i opodatkować domiar. Przecież, jak pisał Lange, te wielkości (kwoty, ceny, itp.) brałyby się z danych, z poprzednich lat, wiec w sumie pasuje jak ulał. Nawet mamy przećwiczone wychodzenie z takich rozwiązań po około pięciu dekadach, wiec cała naprzód.
Niezasłużone zyski to korzyści czerpane z nielegalnej i/lub nieetycznej działalności. Uczciwie zarobionych pieniędzy nie powinno się dodatkowo opodatkowywać. Wykorzystywanie szoków ekonomicznych jest zaś elementem gospodarki rynkowej. Nałożenie dodatkowego podatku na „niezasłużone zyski” nie mieści się zatem w klasycznej gamie instrumentów interwencji państwa w rynek.
Opodatkowanie zysków nadzwyczajnych wypełnia przesłanki optymalnego opodatkowania w sensie Ramseya: są to zyski nieelastyczne, to znaczy ich wypracowanie nie zależy od wysokości nałożonego na nie podatku.
Zgadzam się co do ogólnej idei, że powinniśmy dbać o to, aby jak najbardziej efektywnie i sprawiedliwie rozłożyć koszty dużych szoków makroekonomicznych, takich jak pandemia czy wojna, i koszty walki z nimi. W tym sensie "windfall taxes" mogą być jednym z instrumentów, nad którymi warto się zastanowić. Jest jednak wiele wad tego rozwiązania. Największym problemem jest implementacja. Kto i na jakiej podstawie ma decydować, które zyski są niezasłużone? Wydaje się, że byłoby bardzo trudno to zdefiniować w sposób przejrzysty i obiektywny. To powoduje, że takie podatki byłyby wprowadzane przez kolejne rządy arbitralnie, zbyt często i prowadziłyby do jeszcze większej niepewności i braku przejrzystości prawnej w Polsce. Inną, powiązaną wadą jest asymetria. Firmy operują w środowisku rynkowym a inwestorzy ryzykują kapitał, i czasem przychodzą nadzwyczajne zyski a w czasem nadzwyczajne straty (warto przypomnieć, że w czasie pandemii cena ropy spadła do blisko zera). Opodatkowanie tylko niezasłużonych zysków, a brak reakcji na niezasłużone straty, obniżałoby średnią rentowność firm.
Obawiam się, że tego typu działania miałyby bardzo populistyczny charakter. Określenie "niezasłużone zyski" nie jest ani jednoznaczne, ani łatwe do zdefiniowania (a tym bardziej zdefiniowania na gruncie prawa podatkowego). Jeśli znaczące nierównowagi rynkowe utrzymywałyby się w dłuższym okresie, być może warto rozpocząć dyskusję na ten temat w odniesieniu do konkretnych rynków czy produktów. Jestem jednak zdecydowanie przekonany, że to nie mogą być działania podejmowane ad hoc.
Można sformułować długą listę negatywnych skutków takiej akcji. Wymienię tu tylko spadek zaufania inwestorów do polskich firm. Dlaczego inwestor ma wkładać pieniądze w dobrze prosperujące firmy, jeżeli może okazać się, że dywidendą firma podzieli się z rządem, nie z inwestorem? Trochę to przypomina niesławnej pamięci komunistyczny podatek domiarowy.
Z takim podatkiem jest trochę jak z niespodziewanym, jednorazowym opodatkowaniem bieżącego kapitału. W teorii jest to podatek efektywny, nie wpływający na decyzje firm i gospodarstw domowych. W praktyce może jednak zniekształcać wybory i prowadzić do niższych inwestycji, jeśli będziemy podejrzewać, że politycy będą nadużywać takiego rozwiązania w przyszłości. Ponadto, wykorzystanie takiego podatku sprawia, że politycy otrzymują dodatkowe źródło przychodów budżetowych w czasie wysokiej inflacji, co może sprawić, że będą się mniej wysokiej inflacji wystrzegały. O ile budżet nie jest w tarapatach (a nie powinien być, skoro obniżamy PIT), myślę, że taki podatek nie jest potrzebny.
Mimo, że ta propozycja może wydawać się intelektualnie pociągająca (zwłaszcza dla zwolenników daleko idącej interwencji państwa w funkcjonowanie mechanizmu rynkowego), to jednak u mnie przeważają obawy co do możliwości racjonalnego wprowadzenia takiego podatku. Po pierwsze, kategoria "niezasłużonych zysków" nie jest koncepcyjnie jednoznaczna (na przykład jak odróżnić zyski wynikające z szoków od zysków wynikających z innowacji). Po drugie, prawdopodobne jest, że zebranie tak zdefiniowanych dodatkowych podatków będzie wiązało się ze znaczącym rozwinięciem systemu administracyjno-biurokratycznego, który przecież musi być finansowany ze środków podatników.
Taki podatek nie ma żadnego sensu, rząd zamiast tego powinien raczej skupiać się na zapewnianiu firmom stabilnego środowiska gospodarczego.
Podstawowym zadaniem rządu jest zapewnienie, aby gospodarka funkcjonowała w warunkach konkurencji. Innymi słowy, uzasadnione z ekonomicznego punktu widzenia są podatki, które przywracają efektywność mechanizmowi rynkowemu. Decydując się na dodatkowe podatki należy wziąć pod uwagę takie kwestie, jak to czy nowy podatek nie zostałby wykorzystany do realizacji celów politycznych zamiast do poprawy efektywności mechanizmu rynkowego. Biorąc pod uwagę to, że w bieżącym dyskursie politycznym niewielkie znaczenie mają rzeczowe argumenty (dominuje gra na emocjach), a także słabą pozycję Ministerstwa Finansów w układzie rządowym, uważam, że kształt nowego podatku zostałby zdeterminowany bieżącymi politycznymi potrzebami rządzących. Odnosząc się do drugiej części tezy, warto zauważyć, że rozstrzygnięcie, czy podatki należy nakładać dla osiągnięcia celów społecznych, stanowi materię filozofii politycznej, a nie ekonomii.
W ekonomii niewiele jest tak dobrze zbadanych i zrozumianych zjawisk jak podatki i ich wpływ na funkcjonowanie gospodarki i dobrobyt społeczny. Każde obciążenie podatkowe rozkłada się między konsumentów i producentów - a udziały tego obciążenia zależą od elastyczności podaży i popytu. Dla większości produktów, o których można w tym przypadku myśleć, popyt jest relatywnie mało elastyczny - co oznacza, że kosztem podatków i tak, w ostatecznym rozrachunku, zostaną obciążeni konsumenci. Na dodatek, takie podatki (jak zresztą wszystkie) powodują pewną stratę możliwego do osiągnięcia dobrobytu społecznego i powiększają koszty transakcyjne związane z ich obsługą. Upraszczajmy system podatkowy i unikajmy dodatkowych podatków, zwłaszcza tych wprowadzanych ad hoc.
Polski rząd nie pracuje nad podatkiem od nadzwyczajnych zysków wszystkich firm. Rozważa jednak dodatkowe opodatkowanie firm z niektórych sektorów, w szczególności energetycznego i paliwowego. Prezes PiS Jarosław Kaczyński sugerował zaś, że konieczne może być także dodatkowe obciążenie banków, o ile nie podwyższą oprocentowania depozytów. Takie sektorowe podatki od nadzwyczajnych zysków również nie cieszą się aprobatą wśród ankietowanych przez nas ekonomistów.
Teza 3: Podatek od "niezasłużonych zysków" (ang. windfall tax) byłby dzisiaj w Polsce uzasadniony, ale tylko gdyby dotyczył firm z niektórych sektorów (np. paliwowych, energetycznych, banków).
Liczba respondentów: 26
Opinie ekspertów (26)
Nie należy piętnować wybranych sektorów tylko dlatego, że osiągają wysokie zyski, pod warunkiem wypracowania ich w sposób uczciwy.
Tego rodzaju podatek miałby charakter domiaru podatkowego i bardzo silnie zwiększałby ryzyko inwestowania, zniechęcając do inwestycji, których udział w PKB jest już teraz najniższy od ćwierćwiecza.
Czy te przykłady są tylko przypadkowe czy celowe? Bo jak raz wymieniono sektory o wysokim udziale państwowego kapitału.
Zgadzam się ze względu na ogólną przesłankę: precyzyjnie ukierunkowane działania polityki gospodarczej (tak po stronie przychodów, jak i wydatków) są w mojej ocenie lepiej uzasadnione niż działania powszechne.
I to właśnie ta arbitralność… A czemu nie opodatkować np. producentów gier w czasie pandemii?
Por. odpowiedź na pytanie 2.
Te same argumenty, co powyżej (w uzasadnieniu oceny tezy nr. 2).
Jeśli taki podatek miałby być wprowadzony, to powinien dotyczyć tylko branż, które mogły bezpośrednio zyskać na niedoborach produktów.
Zamiast szukać argumentów za podatkiem od "niezasłużonych zysków" lepiej skoncentrować uwagę na przeciwdziałaniu powstawaniu i funkcjonowaniu struktur monopolistycznych oraz na uszczelnieniu istniejącego systemu podatkowego.
Problem "niezasłużonych zysków" wynika raczej ze zniekształconej struktury rynku, która jest daleka od konkurencji i nie należy jej regulować za pomocą arbitralnych podatków, a raczej polityki promowania konkurencji. Natomiast w wielu sektorach można zauważyć politykę dokładnie odwrotną, czyli promowanie monopolizacji zamiast konkurencji, co znajduje odzwierciedlenie w postaci tego typu zysków.
Zgodziłbym się lekko, gdyby był skuteczny sposób zablokowania przerzucenia tego podatku na konsumentów. Ale chyba takiego sposobu nie ma, więc w sumie raczej się nie zgadzam. "Nie mam zdania" znaczy w tym przypadku: "to zależy".