Teza 1: W Polsce należy wprowadzić podatek katastralny od każdej nieruchomości mieszkaniowej, która nie jest głównym miejscem zamieszkania właściciela.
Liczba respondentów: 34
Opinie ekspertów (34)
Doświadczenia innych krajów wskazują, że brak uregulowań dotyczących rynku mieszkaniowego prowadzi do silnej koncentracji własności nieruchomości i istotnego ograniczenia dostępności mieszkań. Koncentracja własności i ograniczony przyrost liczby nowych mieszkań zaburza konkurencję i zachęca wynajmujących do monopolistycznych zachowań. Podatek katastralny może ograniczyć chęć przetrzymywania pustych nieruchomości w długim okresie czasu i zwiększyć chęć do inwestowania w inne produkty, na przykład z rynku kapitałowego.
Może nie od każdej, ale np. od trzeciej lub czwartej. To jest skomplikowana sprawa, ale w obecnej sytuacji mieszkaniowej w Polsce wydaje mi się to właściwe. Doświadczenia większości rozwiniętych krajów Europy Zachodniej wskazują, że szczególne nierynkowe regulacje dot. mieszkalnictwa są dopuszczalne, a nawet pożądane.
Wprowadzenie podatku katastralnego w takim rozumieniu spowoduje prawdopodobnie (ceteris paribus) wzrost czynszów za wynajem mieszkań. Można mieć wątpliwości, czy to poprawi sytuację na rynku mieszkaniowym.
Podatek katastralny może być dobrą formą opodatkowania relatywnie zamożnej części społeczeństwa (taki podatek stosuje się w wielu krajach rozwiniętych, np. w USA, gdzie takie podatki finansują lokalne wydatki), ale wydaje mi się sensowniejsze opodatkowanie głównej rezydencji właściciela (ewentualnie przy możliwości, np. odliczenia odsetek od raty kredytu w okresie jego spłacania), gdyż powoduje to mniejsze zaburzenie mechanizmu rynkowego. Osoba majętna raczej nie zrezygnuje z posiadania własnego domu wyłącznie ze względu na podatek. Ale już z inwestycji w nieruchomość pod wynajem być może tak (co negatywnie wpływa na podaż nowych nieruchomości).
Funkcja tego podatku nie jest jasna. Fiskalnie przyniesie większe przychody, ale też wpłynie na zachowania inwestycyjne, a te w warunkach nierównowagi między podażą a popytem na rynku mieszkaniowym wypełniają przestrzeń, którą porzuciła polityka państwa.
Podatek od każdej nieruchomości mieszkaniowej nie ma sensu, ponieważ jeszcze bardziej ograniczy mobilność pracowników, która już teraz jest w Polsce relatywnie niewielka. Poza tym w warunkach wysokiej inflacji i ujemnej realnej stopy procentowej rynek mieszkaniowy jest jedyną formą oszczędności, która daje dodatnią stopę zwrotu. Z tego powodu wiele osób nabywa mieszkania dla swoich dzieci lub wnuków, które są niepełnoletnie i same nie mogą być właścicielami. Z tego powodu taki podatek jest moralnie nieuzasadniony. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest podatek od działek budowlanych nabywanych przez firmy nie będące deweloperami, a traktujące to jako lokatę kapitału. W celu wyeliminowania tej patologii konieczne jest jednak prowadzenie odpowiedzialnej polityki pieniężnej, zapewniającej dodatnie realne stopy procentowe tak, aby firmy nie musiały uciekać przed inflacją na rynek nieruchomości.
Moim zdaniem, to niesprawiedliwe społecznie i praktycznie niewykonalne w sposób efektywny. Jeżeli mówimy o nieruchomościach na wynajem, to zysk z tych nieruchomości objęty jest chyba podatkiem dochodowym. Jeżeli mówimy o drugich, albo kolejnych, domach, to wprowadzenie takiego podatku spowoduje odpływ kapitału z kraju i źle wpłynie na podaż nieruchomości.
Tak, przy czym stawka podatku powinna być relatywnie niska dla drugiej, a podwyższona od trzeciej nieruchomości właściciela.
Ewentualne wprowadzenie podatku katastralnego wymagałoby kompleksowych analiz i na pewno nie można by było tego ustalić w tak prosty sposób. Taki zapis od razu rodzi pytania o to, jak zdefiniować nieruchomość mieszkaniową, która jest głównym miejscem zamieszkania (np. gdy ktoś mieszka w nieruchomości, której jest współwłaścicielem, a posiada inną nieruchomość na własność albo gdy zamieszkuje nieruchomość o niższej wartości) ale także jak zdefiniować właściciela. Tu bowiem rodzi się pytanie o to, czy małżonkowie posiadający dwie nieruchomości mieszkaniowe będą musieli płacić podatek za jedną z tych nieruchomości, a jeśli się rozwiodą, to nie będą mieli takiego obowiązku? Albo jak rozstrzygnąć analogiczną kwestię w wypadku separacji?
Podatek katastralny to podatek od majątku. To twierdzenie należy zatem traktować szerzej: co chcemy w Polsce opodatkowywać? Dochody? Przychód? Wartość dodaną? Majątek? Jeśli majątek, to w jaki sposób: dodatkowo, nie zmieniając obecnych podatków, czy zamiast innych (których). Bez odpowiedzi na te pytania trudno się z tym stwierdzeniem zgodzić.
Znów: to zależy z czyjej perspektywy? Taki podatek zawsze - poza celem fiskalnym - będzie skutkował redystrybucją. Czy my jej "chcemy" jako społeczeństwo? W jakim celu?
Dyskusyjne jest, czy korzyści z takiego systemu nie przewyższą kosztów jego wprowadzenia i utrzymania.
Zgadzam się z tego powodu, że podatek taki ograniczyłby wzrost cen nieruchomości. Jeżeli taki podatek byłby wprowadzony, uważam, że przychody z jego tytułu powinny być przeznaczane na politykę mieszkaniową.
Istnieje szereg za i przeciw. Największe "za" to rzecz jasna generowanie dodatkowych dochodów podatkowych. Podatek katastralny może stanowić dodatkowe źródło wpływów do budżetu państwa, które mogą być wykorzystane na finansowanie różnych programów społecznych, infrastrukturalnych czy innych działań. Wprowadzenie podatku katastralnego może także wpłynąć na zachowanie właścicieli nieruchomości, zachęcając ich do wynajmowania niezamieszkałych mieszkań lub inwestowania w nieruchomości dostępne na rynku. W ten sposób można wpłynąć na zwiększenie dostępności mieszkań dla osób poszukujących zakwaterowania. Wreszcie, wprowadzenie podatku katastralnego może zmniejszyć spekulacje na rynku nieruchomości i ograniczyć traktowanie nieruchomości jako źródło zysku.
Jeśli chodzi o argumenty przeciw, istnieje pytanie o sprawiedliwość podatku katastralnego i o to, czy nie obciąża on nieproporcjonalnie osób, które mają więcej nieruchomości, ale nie wynika to z zamiaru spekulacji, ale jest związane z dziedziczeniem czy innymi okolicznościami. Wprowadzenie nowego podatku wiąże się też z koniecznością opracowania nowych systemów administracyjnych i kontrolnych, co może stanowić obciążenie dla organów podatkowych. Już dziś administracja średnio sobie radzi z nietypowymi podatkami. Wreszcie, podatek katastralny może zmniejszyć rynek nieruchomości i inwestycje w ten sektor, co może mieć wpływ na gospodarkę jako całość."
Możliwe że tak, ale nie mam zdania, bo chciałbym myśleć o systemie podatkowym holistycznie.
Teza 2: Podatek katastralny (naliczany od rynkowej wartości mieszkania) zahamowałby (ceteris paribus) wzrost cen nieruchomości.
Liczba respondentów: 35
Opinie ekspertów (35)
Podatek naliczany od wartości mieszkania jest trudny do wprowadzenia w praktyce, ponieważ wiąże się z koniecznością dokonywania regularnych wycen, których koszty byłyby ogromne. Stanowiłoby to jednocześnie pole do różnych nadużyć. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie zróżnicowania wysokości podatku od nieruchomości w zależności nie tylko od metrażu (jak dotychczas), ale również od jej lokalizacji. Jednak ani jeden, ani drugi typ podatku wzrostu cen nieruchomości nie zahamuje, jeżeli nie będzie prowadzona odpowiedzialna polityka pieniężna.
W najdroższych miastach tak, i średnio pewnie też - taki podatek obniża przyszłą stopę zwrotu z inwestycji, a więc i jej cenę. Natomiast efekt równowagi byłby pewnie też taki, że zwiększyłby się relatywny popyt na tańsze dzielnice czy miasta.
Zakładam, że teza odnosi się do podatku katastralnego z poprzedniego pytania, tzn. od drugiej nieruchomości. Jest mało prawdopodobne, aby podatek katastralny kompletnie zahamował wzrost cen nieruchomości. Jednak - w zależności od jego wysokości - mógłby przyczynić się do zwiększenia podaży mieszkań na rynku wtórnym oraz ograniczyć popyt na runku pierwotnym, co miałoby z pewnością przełożenie na ceny nieruchomości. Gdyby podatek katastralny wprowadzić od nieruchomości, które nie są głównym miejscem zamieszkania, to byłby to podatek o charakterze silnie progresywnym, co przyczyniłoby się do zwiększenia progresji podatkowej w Polsce.
Wprowadzenie podatku katastralnego nie jest wystarczającym posunięciem do zahamowania wzrostu cen nieruchomości, chociażby z dwóch powodów: niedoboru mieszkań oraz wciąż niższych cen nieruchomości w Polsce niż na rynkach bardziej rozwiniętych.
Podatek katastralny (dużo zależy od jego wysokości) ograniczy prawdopodobnie popyt na mieszkania, co mogłoby prowadzić do zahamowania wzrostu cen nieruchomości (ceteris paribus). Z drugiej strony nie musi się tak stać - przynajmniej w przypadku mieszkań kupowanych z myślą o wynajmie można sobie wyobrazić "przeniesienie" podatku katastralnego do czynszu za wynajem. Wtedy wpływ podatku katastralnego na ogólną dostępność mieszkań (a o to przecież chyba chodzi) nie będzie pozytywny.
Trudno to określić, jako że źródła wzrostu cen są różnorodne. Jednak być może ograniczona zostałaby liczba pustostanów, które są dużym problemem w kontekście ograniczonej podaży mieszkań zarówno do kupna, jak i na wynajem.
To trudne pytanie: Zależałoby to od rodzaju tego podatku i tego, jak wpłynie na podaż nowych nieruchomości.
Nie ma to wielkiego wpływu na wzrost wartości mieszkań, który wynika z relacji popytu i podaży na rynkach lokalnych. Natomiast groźnym skutkiem może być uderzenie w emerytów czy mniej zasobne grupy społeczne, które posiadają mieszkania w centrach miast.
Jakoś nie widzę tu wyraźnego związku. Wprowadzenie takiego podatku rzeczywiście może zwiększyć podaż, ale jednocześnie zmniejszy popyt, bo ci, którzy kupią, muszą liczyć się z większymi kosztami utrzymania nieruchomości.
Niekoniecznie, ale podatki nie tylko temu służą.
Wydaje się, że przy obecnej strukturze rynkowej podatek katastralny sam w sobie wpłynąłby łagodząco na popyt (hamując nieco popyt inwestycyjny), a tym samym na presję cenową. Niekorzystnym efektem mógłby być wzrost kosztów najmu mieszkań, dlatego podatek powinien zostać uzupełniony działaniami po stronie podażowej - a nawet pośrednio mógłby zasilić ich finansowanie.
Wprowadziłby raczej jednorazową zmianę cen/wartości, ale w długim okresie nie wpłynąłby na trend zmian cen.
Nie mam pojęcia! Jeśli nieruchomości drożeją - jak chcą niektórzy - bo popyt przewyższa podaż o kilka milionów mieszkań, to podatek katastralny jest kwestią trzeciorzędną. Jeśli drożeją z powodów - jak chcą inni - nadużywania mocy rynkowej przez niektórych zinstytucjonalizowanych właścicieli, to jeśli mają moc rynkową, przełożą ten podatek na najemców i zapłacą go najsłabsi. Dlaczego miałyby przestać rosnąć ceny małych mieszkań? Szczególnie pierwszych? Nie rozumiem ani tej logiki, ani nie mam wyczucia co do skali oddziaływania poszczególnych mechanizmów (a nie wszystkie działają w tę samą stronę, więc efekt netto jest jeszcze bardziej skomplikowany).
Tak działają podatki.