W 2024 r. podstawowa pensja początkującego nauczyciela znajdzie się poniżej płacy minimalnej w gospodarce. Pedagodzy z dużym doświadczeniem, na końcu drogi zawodowego awansu, zarabiają lepiej, ale wyraźnie poniżej przeciętnej płacy w Polsce. To grozi negatywną selekcją do zawodu nauczyciela.
To, że wynagrodzenia pedagogów muszą wzrosnąć, nie budzi wątpliwości. Ale jak duże powinny być te podwyżki, aby pozwoliły rozwiązać problemy polskiego szkolnictwa, a jednocześnie nie obciążyły zanadto finansów publicznych? Czy wyborcze zobowiązanie Platformy Obywatelskiej, że w razie wygranej w jesiennych wyborach do parlamentu zaproponuje nauczycielom 30-proc. wzrost płac, jest uzasadnione w świetle kosztów jego realizacji? Zapytaliśmy o to uczestników panelu ekonomistów "Rzeczpospolitej".
Teza 1: Podwyższenie płac nauczycieli o 30 proc. poprawi jakość szkolnictwa w Polsce w stopniu uzasadniającym koszty tej podwyżki (około 25 mld zł w pierwszym roku).
Liczba respondentów: 30
Opinie ekspertów (30)
Podwyższenie płac nauczycieli należy jednak połączyć ze zwiększeniem zakresu ich obowiązków.
Niestety podwyżka ta nie jest w stanie nawet skompensować utraconej w skutek inflacji siły nabywczej płac nauczycieli; żeby mówić o poprawie jakości szkolnictwa i przyciągnięciu do tego sektora utalentowanych ludzi, konieczne są kilkakrotnie większe podwyżki.
Inwestycje w edukację to jedne z lepiej zwracających się inwestycji - niestety dopiero w długim okresie. Wraz ze skokową poprawą atrakcyjności pracy w publicznym sektorze edukacyjnym należy również wyrównać konkurencję pomiędzy szkołami prywatnymi a publicznymi.
Obecnie szkoły prywatne są w pozycji uprzywilejowanej, bo mogą selekcjonować kandydatów, co zwiększa ich atrakcyjność dla rodziców i nauczycieli kosztem szkół publicznych. Szkoły prywatne i publiczne powinny działać na równych zasadach, w tym na zasadzie braku selektywności (na przykład jak po reformie szkolnictwa rządu Tony'ego Blaira w Wielkiej Brytanii).
Płace nauczycieli są na poziomie nieakceptowalnie niskim. To powoduje długofalowe negatywne skutki edukacyjne. Nawet jeśli część nauczycieli może dorobić, to nie o to w tym zawodzie chodzi. Zwiększenie płac samo z siebie nie rozwiąże problemów w polskiej edukacji. Jest jednak moim zdaniem warunkiem koniecznym, aby przy zastosowaniu także innych narzędzi można było zapewnić właściwe z edukacyjnego punktu widzenia funkcjonowanie oświaty. Pozytywne efekty na pewno nie przyjdą same i nie przyjdą szybko. Dlatego zagadnienia związane z finansowaniem edukacji nie są politycznie tak "sexy" jak inne tematy.
Pensje nauczycieli w stosunku do PKB na mieszkańca czy w stosunku do płacy minimalnej należą w Polsce do jednych z najniższych w OECD. Praca nauczyciela generuje wysokie efekty zewnętrzne, tak więc powinniśmy inwestować w nauczycieli i spowodować, żeby zawód ten stał się bardziej atrakcyjny dla zdolnych ludzi. Podwyżki skupiłbym w tym celu bardziej na początkujących nauczycielach. Jednak ważne jest, jak zostałoby to sfinansowane - moja odpowiedz zakłada wyższe podatki dla najlepiej zarabiających.
Podwyżki płac nauczycielskich są warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym do zatrzymania degradacji publicznej szkoły (trzeba też odwrócić "deformę" edukacji z 2016 roku i lat następnych, która uderzyła w niemal wszystkie zidentyfikowane przez OECD źródła poprawy jakości nauczania w Polsce po 2000 r).
Płace nauczycieli w szkołach publicznych niemal nieprzerwanie spadają od 2013 roku w porównaniu do przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. W 2022 zasadnicza pensja nauczyciela dyplomowanego, a więc na ostatnim etapie awansu zawodowego, wyniosła już tylko 57 proc. tego wynagrodzenia. Skutkiem niskich płac jest masowa ucieczka nauczycieli ze szkół publicznych (o zmianie zawodu myśli ponad połowa młodych nauczycieli), a efektem obniżania się jakości publicznej szkoły jest przenoszenie uczniów przez rodziców, których na to stać, do szkół niepublicznych (dotyczy to zwłaszcza niepublicznych liceów, w których odsetek uczniów podwoił się po 2015 roku i sięga już 10 proc.). Oczywiście, żeby podwyżki były trwałe, nie mogą być sfinansowane z długu; poza tym, trwałe rozwiązanie problemu niskich płac nauczycieli wymagałoby nie jednorazowej podwyżki, a ustalenia określonej relacji tych płac do przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw.
W tej chwili płace nauczycieli kompletnie nie przystają do ich roli społecznej i odpowiedzialności, dlatego polskie szkoły borykają się z olbrzymimi brakami kadrowymi. To zabija przyszłość naszej gospodarki. Nie wiem, czy 30 proc. jest akurat dobrą liczbą, ale to propozycja zmierzająca w odpowiednim kierunku.
To jest warunek konieczny, ale niewystarczający - niezbędne są także zmiany systemowe o charakterze instytucjonalnym.
Nie jestem pewien; może w bardzo długim okresie. Żeby to zadziałało, to tym, którzy uczą przyszłych nauczycieli, też należy podwyższyć płace i nauczyć ich nauczać. To wszystko wymaga dużo czasu i bardziej kompleksowych zmian, nie tylko systemu nauczania. Należy generalnie podwyższyć wynagrodzenia w tak zwanej budżetówce.
Przykład krajów skandynawskich moim zdaniem wciąż stanowi dowód na to, że inwestycje w edukację się opłacają. Jednocześnie publiczne wydatki na wynagrodzenia nauczycieli (w sektorze publicznym) w relacji do PKB nie są w Polsce niskie na tle Europy, nawet jeśli niskie są indywidualne wynagrodzenia. Ta sytuacja jest konsekwencją modelu nauczania, w którym występuje stosunkowo duża liczba nauczycieli w przeliczeniu na liczbę uczniów, a dni lekcyjne są dość długie. Uważam, że podwyżki dla nauczycieli, nawet hojne, ze względu na bardzo istotną rolę edukacji w tworzeniu inkluzywnego dobrobytu są konieczne, jednak powinny być powiązane z naturalnymi procesami zmniejszania się liczby nauczycieli (w ślad za zmniejszającą się liczbą uczniów) i z reformami prowadzącymi do odchodzenia od "fabrycznego" modelu szkoły ku edukacji kładącej większy nacisk na wychowawczy i socjalizacyjny wymiar doświadczenia szkolnego.
Odpowiednie wynagrodzenie nauczycieli jest warunkiem koniecznym utrzymania wysokiego poziomu szkolnictwa w długim okresie. W tym kontekście, obniżający się względny (tj. w odniesieniu do innych zawodów) poziom wynagrodzeń w polskim systemie edukacji należy postrzegać jako zjawisko bardzo negatywne. Warto przy tym pamiętać, że istnieje szereg innych czynników niż wynagrodzenia, które wpływają na poziom szkolnictwa.
Tego typu zmiany nie wpłyną na pewno na jakość szkolnictwa w krótkim okresie. Ale, jak rozumiem, pytanie dotyczy długiego okresu. W takim kontekście powiedziałbym odwrotnie: jeśli istotnie nie zwiększymy wynagrodzeń w szkolnictwie w krótkim okresie, na pewno możemy oczekiwać spadku jakości (i to bardzo zdecydowanego) w długim okresie. Sytuacja, w której wynagrodzenia (zwłaszcza młodych) nauczycieli znajdują się na poziomie płacy minimalnej nie rokuje dobrze możliwości przyciągnięcia do pracy w tym zawodzie.
Trudno to ocenić. Zważywszy na katastrofalny poziom wynagrodzeń i problemy z zapełnieniem wakatów w szkołach, można rozsądnie przypuszczać, że istotny wzrost wynagrodzeń w systemie oświaty jest konieczny. Bez niego nie można oczekiwać, że zawód nauczyciela będzie wybierany przez najlepszych absolwentów naszych uniwersytetów.