Celem było przede wszystkim ukrócenie rozpasanych pensji urzędników samorządowych w firmach komunalnych. Skutki okazały się trudne do przewidzenia dla autorów ustawy. [wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/kurasz/2010/03/17/jak-zachowac-kominowke-i-dobrze-zaplacic-prezesom/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Obecny szef Parlamentu Europejskiego zapewne wstydzi się dziś, że to jego gabinet przeforsował ów nieszczęsny akt prawny. Bo polska ustawa kominowa to kuriozum na skalę europejską. Nikt tak restrykcyjnie nie ogranicza pensji menedżerów państwowych spółek jak my. Ograniczenie pensji prezesa największej w regionie firmy finansowej (a taką jest PZU) to nonsens – choćby dlatego, że konkurencja z prywatnych firm może swoim menedżerom płacić znacznie wyższe pensje.

Platforma Obywatelska obiecywała biznesowi, że zrobi z ustawą kominową porządek. Skończyło się na obietnicach, a swoje lenistwo ustawodawcze politycy PO tłumaczą jak zwykle obawami przed wetem prezydenta. Choć pewnie tak naprawdę w roku wyborczym trudno im się zdobyć na odwagę i oficjalnie obalić populistyczny przepis.

A może po prostu doszli do wniosku, że nie warto zmieniać ustawy, bo w praktyce jest ona martwym przepisem? W kontrolowanych przez Skarb Państwa firmach zaleziono już masę sposobów na obejście kominówki. Choćby takich jak powoływanie prezesów do rad nadzorczych spółek zależnych i sowite ich tam opłacanie.

Teraz pojawił się nowy pomysł – wprowadzi się w państwowych spółkach system wynagradzania oparty na kontraktach menedżerskich. Wczoraj takie rozwiązanie przyjęto w PZU. Prezes spółki musi tylko założyć działalność gospodarczą i wykupić ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej.

W ten sposób – choć jest wciąż wiele wątpliwości prawnych i podatkowych – wilk ma być syty i owca cała. Wyborcy mają być zadowoleni, bo ustawa wciąż będzie ograniczać wysokie pensje menedżerów, a prezesi szczęśliwi, bo faktycznie nie będą już podlegać kominówce.

Tylko czy to nie jest kpina z państwa prawa?