Pogląd taki wyraziło ministerstwo w odpowiedzi na nasze pytanie (patrz odpowiedź niżej). Chodzi o rekompensatę zatrudnionemu czasu spędzonego na dyżurze, czyli pozostawania w gotowości do wykonywania służbowych zadań poza normalnymi godzinami roboczymi w zakładzie lub innym miejscu wyznaczonym przez szefa. W świetle art. 151
5
§ 3 kodeksu pracy za czas dyżuru przysługuje w pierwszej kolejności tyle wolnego, ile trwał dyżur, a jeśli taka rekompensata nie jest możliwa – wynagrodzenie. Chodzi o stawkę osobistego zaszeregowania, a jeśli składnik taki nie został wyodrębniony – 60 proc. średniej urlopowej. Nie dotyczy to jednak dyżuru domowego, za który nic się nie należy (chyba że podwładny w tym czasie pracował). To zatem pracodawca decyduje o sposobie rekompensaty za dyżur i ocenia, czy ma możliwość udzielenia w zamian wolnego, czy nie. Zwykle decyduje się dać wolne. Może to jednak spowodować, że zatrudniony nie będzie miał wówczas pełnego obowiązującego go wymiaru czasu pracy. Problem w tym, że kodeks każe płacić za pracę wykonaną, a za niewykonaną tylko jeżeli przepis tak stanowi. Żadne prawo nie przewiduje jednak obowiązku zapłaty za wolne w zamian za pełniony dyżur. Mimo to resort twierdzi, że trzeba za nie uiścić wynagrodzenie. Kolejny problem – jakie? Większość ekspertów twierdzi, że liczone jak pensja za urlop wypoczynkowy. Nie można przyjąć takiej zapłaty, jak za dyżur. Dyżur jest bowiem stanem pozostawania w gotowości, a przez wolne oddane za dyżur pracownik nie jest w stanie wyczerpać pełnego wymiaru czasu pracy. Traci więc na tym, zwłaszcza jeśli jest wynagradzany według stawek godzinowych.