Naloty kontrolerów na branżę w poszukiwaniu przestępców wyłudzających VAT przybrały poważne rozmiary. Jak podaje Ministerstwo Finansów, zakończono już 157 kontroli wśród firm handlujących elektroniką użytkową. Kontrolerzy uznali, że powinny one zapłacić 1,4 mld zł z tytułu VAT. Równocześnie MF przyznaje, że do prawdziwych inicjatorów wyłudzeń jeszcze nie dotarło. A to oni powinni płacić.
Wciąż trwają 533 kontrole w kilkuset firmach. Scenariusz jest podobny. Urzędy kontroli skarbowej prowadzą wielomiesięczne kontrole i nie wydają decyzji, która by nakładała podatek. Ale równocześnie firma zostaje sparaliżowana finansowo innymi decyzjami.
Zamrożone finanse
Klasycznym przykładem jest historia ABO Telecom z Łańcuta na Podkarpaciu. Kontrolujący ją UKS nabrał podejrzeń, że uczestniczyła w karuzeli podatkowej. Miejscowy urząd skarbowy wstrzymał zwroty VAT należne firmie z racji sprzedaży telefonów za granicę – niemal 3,5 mln zł, co dla stosunkowo niewielkiej firmy, jeszcze w 2014 r. osiągającej 1,5 mln zł zysku, było poważnym ciosem. Firma przestała generować przychody. To z kolei nie uszło uwagi banku kredytującego. Zażądał spłaty kredytu obrotowego, uznawszy, że firma klasyfikuje się do wyższej klasy ryzyka kredytowego. Spółka ABO spłaciła zobowiązanie, ale musiała się zapożyczyć gdzie indziej.
W tej firmie, jak w wielu innych, zarzut dotyczy fikcyjności transakcji. Nie pomagają dowody w postaci faktur czy nawet przesłuchań kierowców, którzy wozili towar. Dla kontrolerów nie ma nawet znaczenia fakt, że ABO kupowała telefony od firmy notowanej na warszawskiej giełdzie, która z kolei nabywała je od producenta. W tej spółce giełdowej też pojawili się kontrolerzy, nie znaleźli dowodów na uczestnictwo w oszukańczym procederze. A firma ABO już od roku nie działa, choć w latach 2013–2014 sprzedawała kilkadziesiąt tysięcy telefonów rocznie.
Wielu innych przedsiębiorców z branży, anonimowo, również zgodziło się opowiedzieć o podobnych doświadczeniach. Przedstawiciel dużej spółki akcyjnej z Warszawy przyznał, że wniosek z wielomiesięcznej kontroli w jego firmie jest jeden: fiskus starał się za wszelką cenę zakwestionować prawo do zwrotu VAT, choć wyłudził go ktoś inny.
– Co chwilę do akt mojej sprawy włączane są jako dowody dokumenty dotyczące firm, których nie znam i z którymi nie miałem nigdy nic wspólnego. Wynika z nich, że któryś z kolei podmiot w łańcuchu dostaw nie odprowadził podatku – mówi rozmówca.
Niewydolne łatanie
W sprawie bezskutecznie jak dotąd interweniowały u ministra finansów organizacje biznesowe, w tym Pracodawcy RP. Zdaniem Mariusza Korzeba, eksperta podatkowego tej organizacji, polityka kontrolerów służy przede wszystkim maskowaniu niewydolności i wieloletnich zaniedbań w administracji skarbowej. – Skoro prawdziwych przestępców na horyzoncie od dawna nie widać, a jedynym pozostawionym po nich śladem jest ogromna luka podatkowa, to niezbędne stało się znalezienie sposobu na jej załatanie. Rozwiązaniem okazali się uczciwi przedsiębiorcy, którzy przestępcami się nie czują i swoją działalność planują w dalszym ciągu prowadzić i rozwijać – twierdzi Korzeb.
Agnieszka Królikowska, wiceminister finansów, generalny inspektor kontroli skarbowej
Nasze kontrole właśnie docierają do organizatorów oszustw podatkowych w handlu elektroniką. Jednak dopóki nie zostaną wydane ostateczne decyzje w tych sprawach, nie będziemy mogli pociągnąć ich ostatecznie do odpowiedzialności. Sprawy te są złożone i stąd konieczność prowadzenia długotrwałych nieraz kontroli u wielu przedsiębiorców, którzy uczestniczyli lub mogli uczestniczyć w przestępstwie. Procedura też ma swoje wymogi i nie zawsze istnieje możliwość zakończenia kontroli w tak krótkim czasie, w jakim można by sobie życzyć. Jednak jeżeli przedsiębiorca właściwie udokumentuje, że transakcja rzeczywiście miała miejsce i że dochował staranności w doborze kontrahenta oraz że nie miał świadomości udziału w oszustwie, to może spać spokojnie.