Do prowadzenia gabinetu lekarskiego nie jest niezbędna znajomość języka angielskiego. Uzyskanie certyfikatu tłumacza konferencyjnego nie warunkuje  wykonywania działalności gospodarczej. To tezy z najświeższych interpretacji fiskusa.

– Niespodziewana zmiana stanowiska urzędów mocno zaskakuje – mówi Artur Kowalski, doradca podatkowy, współwłaściciel kancelarii podatkowo-rachunkowej. – Wprawdzie kiedyś fiskus kwestionował rozliczanie w kosztach firmy kursów językowych, w ostatnich latach akceptował jednak potrzebę otwarcia się na świat.

– Wydawało się więc, że przedsiębiorca, który przedstawi racjonalne argumenty za zaliczeniem wydatków na naukę języka obcego do kosztów, nie powinien mieć problemów ze skarbówką – dodaje ekspert.

Jakie argumenty mają właściciele firm? Nauka języka angielskiego przyczyni się do podniesienia jakości świadczonych usług. Umożliwi dostęp do fachowej wiedzy i nowinek medycznych ze świata. Pozwoli obsługiwać klientów obcojęzycznych. Takie powody rozliczenia wydatków na kurs języka angielskiego przedstawiła lekarka, która ma podpisany kontrakt ze szpitalem oraz prowadzi prywatny gabinet.

Niepotrzebne w firmie

Fiskus jednak pozostał przy swoim. Izba Skarbowa w Bydgoszczy (interpretacja nr ITPB1/415-191/13/MW)  stwierdziła, że są to wydatki o charakterze osobistym. Do wykonywania usług medycznych nie jest bowiem wymagana znajomość języka obcego.

Jeszcze mocniejsze argumenty za inwestowaniem w naukę języka miała jednak osoba wykonująca usługi tłumaczenia.

Warunek działalności

Ukończyła zagraniczne studia podyplomowe i uzyskała certyfikat tłumacza konferencyjnego i symultanicznego w całej Unii Europejskiej. Dzięki temu dostała akredytację w jednostkach Parlamentu UE. Założyła działalność gospodarczą, a zdobyte kwalifikacje oraz kontakty zaowocowały zleceniami na usługi.

Czy może zaliczyć wydatki na studia do podatkowych kosztów?  Nie, ponieważ ukończenie studiów nie było niezbędne do uruchomienia działalności (interpretacja Izby Skarbowej w Katowicach, nr IBPBI/1/415-1416/12/SK).

– Trudno sobie wyobrazić wyraźniejszy związek wydatku z działalnością niż w tej sytuacji – komentuje Artur Kowalski. – Dlatego mam nadzieję, że sądy skorygują takie podejście fiskusa. Warto jednak, aby przedsiębiorcy pamiętali o gromadzeniu dowodów potwierdzających zasadność inwestycji w edukację. Może to być przykładowo korespondencja z klientami obcojęzycznymi, wydruki z zagranicznej prasy, dokumenty potwierdzające udział w konferencji w innym kraju.

Nie wszystkie zawody muszą się jednak spierać z fiskusem. Przykładowo katowicka Izba Skarbowa wydała niedawno interpretację (nr IBPBI/1/415-1514/12/WRz) korzystną dla inwestującego w naukę angielskiego sprzedawcy szczudeł.

Anna Leszczyńska, doradca podatkowy, właścicielka kancelarii podatkowej Aneks

Ostatnie interpretacje w sprawie nauki języków obcych przypominają fiskusa sprzed wielu lat, który wymagał wykazania ścisłego związku wydatku z przychodem. Wydawało się, że to podejście odchodzi  już do lamusa, szczególnie po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Oczywiste jest bowiem, że przedsiębiorca, który chce działać na zagranicznych rynkach lub też obsługiwać cudzoziemców, powinien posługiwać się nie tylko rodzimym językiem. Jeśli więc uzna, że do rozwoju firmy (a w rezultacie uzyskiwania większych przychodów) konieczne jest poszerzenie kręgu klientów o obcojęzycznych, fiskus nie ma prawa tego kwestionować. Urząd nie może decydować za przedsiębiorcę o tym, co jest celowe i potrzebne w jego działalności, ustawodawca nie dał mu bowiem takich kompetencji. A inwestycja w edukację na pewno się przydaje.