Firmy będą mieć kłopot z rozliczaniem wydatków związanych z podatkiem od nieruchomości. A wszystkiemu winne obowiązujące od 1 stycznia tego roku przepisy o korekcie kosztów u dłużników, które – paradoksalnie – miały ułatwić życie podatnikom. Z czego to wynika?
Nowy problem
Podatek od nieruchomości stanowił do tej pory pośrednie koszty uzyskania przychodów potrącane w dacie ich poniesienia. Dlatego u wielu podatników są w całości wrzucane w koszty już na początku roku, tj. w momencie otrzymania decyzji lub złożenia deklaracji.
– Podatek od nieruchomości jest zaś płacony w miesięcznych lub kwartalnych ratach. W takiej sytuacji w odniesieniu do większości rat termin płatności jest dłuższy niż 60 dni – tłumaczy Michał Dec, doradca podatkowy, partner w kancelarii KNDP Kolibski, Nikończyk, Dec & partnerzy.
To powoduje, że od dnia zaksięgowania kosztu do dnia jego zapłaty upłynie termin 90 dni, a podatnicy będą zobowiązani do obligatoryjnej korekty części kosztów podatkowych. Nowe przepisy dotyczą bowiem wszystkich płatności ratalnych, nawet tych dokonywanych na rzecz Skarbu Państwa, a nie kontrahentów. Skorygowane kwoty kosztów podatkowych ponownie pomniejszą podstawę opodatkowania dopiero w chwili zapłaty danej raty podatku.
– Jest to konsekwencja niedoróbki legislacyjnej i z pewnością nie taki był cel ustawodawcy, który wprowadzając nowe przepisy, zamierzał ulżyć przedsiębiorcom – mówi Michał Dec. W jego ocenie istniejące wątpliwości mogłaby rozwiać jedynie jednoznaczna interpretacja ministra finansów.
Niestety, wątpliwości mają także inni specjaliści.
– Czytając literalnie nowe przepisy zobowiązujące dłużników spóźniających się z zapłatą do korekty kosztów, dochodzimy do absurdalnego wniosku, że taki obowiązek dotyczy podatku od nieruchomości, który jest płacony w ratach – zauważa Karen Chaczbabian, doradca podatkowy z kancelarii Martini i Wspólnicy.
W praktyce oznaczałoby to, że z jednej strony ustawodawca z mocy ustawy zakłada płatność w ratach, a z drugiej każe korygować koszty uzyskania przychodów w podatku dochodowym.
Brak precyzji
– Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Przecież celem racjonalnego ustawodawcy nie było karanie podatników, którzy w terminie wypełniają swój obowiązek podatkowy – podkreśla nasz rozmówca.
Przepis jest jednak na tyle niejasny, że naraża firmy na nadgorliwą ich interpretację przez urzędników.
– Najlepiej by było, gdyby te nowe przepisy w cudowny sposób, jak najszybciej zniknęły z ustawy o PIT i CIT lub przynajmniej zostały odpowiednio doprecyzowane – dodaje Karen Chaczbabian.
masz pytanie, wyślij e-mail do autorki, a.tarka@rp.pl
Opinia:
Dariusz Malinowski, doradca podatkowy, partner w KPMG
Ustawodawca, wprowadzając restrykcje dotyczące nieterminowego regulowania należności w transakcjach handlowych, chciał zdyscyplinować rozliczenia między kontrahentami, a także między firmami i organami publicznymi. I choć wprowadzenie nowelizacji należy oceniać pozytywnie, nie stanowi ona panaceum na powstawanie zatorów płatniczych. Zmiany wprowadzone nowelizacją nie są zharmonizowane m.in. z podstawowymi zasadami kodeksu cywilnego, w szczególności zasadą swobody umów. Mimo zatem słusznych idei, nowelizacja, która miała zapobiegać zatorom płatniczym, odstaje od panujących realiów gospodarczych, w których głównym problemem jest zdolność płatnicza przedsiębiorców, niezależna od określenia terminów płatności.