Kto nabywa towary od unijnych kontrahentów i dostaje faktury z opóźnieniem, powinien się przygotować na kosztowne zmiany. Nie zapłaci wyższego podatku, ale może się okazać, że jego pieniądze dłużej poleżą na koncie urzędu skarbowego.

Dziś od wewnątrzwspólnotowego nabycia towarów (WNT) polska firma wprawdzie nalicza VAT, ale jest on de facto jedynie zapisem księgowym, a nie daniną do zapłaty. Można go bowiem na ogólnych zasadach potraktować jako podatek naliczony do odzyskania, jeśli prowadzi się krajową sprzedaż podlegającą VAT.

Według projektu zmian w ustawie o VAT  pojawi się dodatkowy warunek: aby tak się rozliczać, podatnik musi dostać fakturę za towar. Jeśli jej nie dostanie,to  i tak najpóźniej do 15. dnia miesiąca następującego po WNT musi wykazać obowiązek podatkowy i wpłacić podatek fiskusowi. Będzie go mógł odzyskać, ale dopiero gdy dotrze do niego faktura. Problem może się pojawić w handlu z krajami południowej Europy, np. z Hiszpanią, Grecją czy Włochami.

– Według tamtejszych zwyczajów handlowych faktura często jest wystawiana nawet kilka miesięcy po dostawie towaru – zauważa Tomasz Kassel, doradca podatkowy w firmie PwC.

Jego zdaniem oznacza to dla polskich firm nie tylko pogorszenie płynności finansowej, ale też zmiany w systemach księgowych i konieczność ciągłego monitorowania dat wpływu faktur wystawionych przez unijnych kontrahentów.

– Ustawodawca wykorzystuje tu możliwości dane mu przez dyrektywę o VAT. Trudno byłoby zatem walczyć o ich obalenie np. w Trybunale Sprawiedliwości UE – dodaje Kassel.