Zdaniem fiskusa takie wnioski wynikają z [b]uchwały Naczelnego Sądu Administracyjnego z 24 maja 2010 r. (sygn. II FPS 1/10)[/b]. Sąd uznał w niej, że pracownicy muszą płacić PIT od finansowanych przez pracodawcę pakietów medycznych.

[b]Izba Skarbowa w Katowicach w interpretacji nr IBPBII/1/415-411/10 /BD[/b] była zdania, że [b]skoro od ufundowanego przez pracodawcę prawa do leczenia trzeba płacić PIT, to tak samo należy traktować możliwość udziału w firmowej imprezie[/b].

– Izba zupełnie nie wzięła pod uwagę, że uchwała NSA dotyczyła specyficznych świadczeń, jakimi są pakiety medyczne. Można je porównać z wykupieniem ubezpieczenia leczenia – mówi Marek Gadacz, doradca podatkowy w PricewaterhouseCoopers.

Jego zdaniem na rozstrzygnięcie NSA wpłynął fakt, że każdy może wykupić sobie taki abonament. Umożliwienie udziału w imprezie integracyjnej to zupełnie nieporównywalna sytuacja. Tu nawet naliczanie PIT osobom, które brały w niej udział, budzi kontrowersje. Dla wielu jest to bowiem nie tylko przyjemnością, ale przede wszystkim obowiązkiem.

– Wygląda na to, że minister finansów testuje, w jakich sytuacjach można zastosować argumentację wynikającą z wybranych fragmentów kontrowersyjnej uchwały NSA. Tu jednak przekroczono granicę zdrowego rozsądku. Analizując, czy ktoś osiągnął przychód, w pierwszej kolejności trzeba bowiem zastanowić się, czy osiągnął realną korzyść. Trudno uznać za nią zaproszenie na imprezę, w której wcale nie musimy uczestniczyć. Rozumując w ten sposób, dojdziemy do wniosku, że pracownik, który podczas spotkania ze względów zdrowotnych nie zjadł kiełbasy z grilla, uniknie podatku, tylko jeśli przedstawi zaświadczenie od lekarza – mówi Michał Piotrowski, doradca podatkowy w PKF Tax.

Są i inne absurdalne konsekwencje wykładni zaprezentowanej przez fiskusa. Według Marka Gadacza to by oznaczało, że jeśli gmina organizuje festyn dla mieszkańców, to każdy z nich osiąga przychód. Nie ma znaczenia, czy w nim uczestniczył. Miał przecież takie prawo, a gdyby była to impreza komercyjna, to za przygotowane atrakcje musiałby zapłacić np. 10 zł.

Michał Piotrowski podkreśla, że gdyby uznać, iż stanowisko izby jest prawidłowe, to teoretycznie można by uznać, że przychód osiągałby każdy pracownik, któremu przepisy wewnętrzne firmy zapewniają możliwość dopłaty do studiów. Dotyczyłoby to także osób, które z niej nie korzystają.

Dodaje, że idąc dalej tym tropem, uznamy, iż przychodem jest zaproponowane przez sąsiada podwiezienie do pracy. I nie zmieni tego fakt, że wolimy spacery.