Nasza spółka została pozwana przez pracowników do sądu pracy. Ostatecznie sprawa zakończyła się na naszą niekorzyść. Zostaliśmy zobligowani w postępowaniu sądowym do pokrycia kosztów pomocy prawnej świadczonej na rzecz osób występujących z roszczeniami. Czy taki wydatek można zaliczyć do kosztów podatkowych spółki? – pyta czytelnik.

Niestety nie. Co do zasady katalog wydatków, które mogą być kosztem podatkowym, ma charakter otwarty. Zgodnie bowiem z ogólną definicją zawartą w art. 15 ust. 1 ustawy o CIT kosztami uzyskania przychodów są wszelkie wydatki poniesione w celu osiągnięcia przychodów lub zachowania albo zabezpieczenia ich źródła. Oczywiście z wyjątkiem tych, które ustawodawca wyłączył z kosztów w art. 16 ust. 1 ustawy o CIT.

Jednym z podstawowych problemów w przypadku kwalifikacji danego wydatku do kosztu jest jego związek z przychodem. W przypadku wydatków na pomoc prawną dla pracowników fiskus nie widzi takiego związku z przychodem pracodawcy.

Potwierdza to orzecznictwo sądowe. W wyroku z 13 stycznia 2016 r. Naczelny Sąd Administracyjny stwierdził, że wydatki spółki na koszty pomocy prawnej związane z dochodzeniem przez jej pracowników roszczeń nie stanowią kosztów uzyskania przychodu w świetle art. 15 ust. 1 ustawy o CIT (II FSK 2500/13). NSA zauważył, że koszty sądowe i profesjonalnego pełnomocnika ponosi poszkodowany pracownik w trakcie procesu dochodzenia swoich roszczeń przed sądem. Spółka natomiast zwraca je na podstawie wyroku, ugody sądowej lub pozasądowej, w których taki zwrot zasądzono. W ocenie sądu koszty te ponoszone są przez podatniczkę wskutek uwzględnienia roszczeń pracowników, czyli przegranej sprawy z zakresu prawa cywilnego czy prawa pracy. Poniesienie tych wydatków jest zatem formą dolegliwości finansowej z tytułu przegrania procesu sądowego. Tym samym wydatki te nie przynoszą firmie przychodu. Są ściśle powiązane z dochodzeniem roszczeń przez pracowników, ale są kosztami postępowania sądowego, a nie opodatkowanej działalności spółki.

Nie bez znaczenia było też to, czym zajmuje się spółka. Jak zauważył sąd, nie zajmuje się ona działalnością prawniczą, tylko produkcyjną. W tym przypadku trudno dopatrzyć się istnienia związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy wydatkami na pomoc prawną a przychodem spółki. Można byłoby ewentualnie rozważyć, czy taki związek istnieje, gdyby firma prowadziła działalność gospodarczą polegającą na profesjonalnym świadczeniu usług prawniczych.

Sędziowie nie dopatrzyli się też celowości takich wydatków. I trudno się z tym nie zgodzić, bo przecież nie są one ponoszone dobrowolnie, ale niejako z nakazu sądu. Spółka nie ponosi ich zatem w celu uzyskania swojego przychodu ani jego zwiększenia bądź zachowania jego źródła.

Z orzecznictwa wynika, że o takim związku można byłoby mówić, gdyby pracodawca wynajmował prawników, żeby zminimalizować ryzyko procesu z pracownikami. Albo wtedy, gdyby ponosił własne koszty sądowe lub koszty zastępstwa procesowego w związku ze sprawami pracowniczymi prowadzonymi przeciwko niemu. Te są bowiem konsekwencją ryzyka gospodarczego. Przedsiębiorca broni w ten sposób swoich praw, jak każdy pozwany w procesach sądowych, co przemawia za uznaniem, że takie wydatki są ponoszone w celu zachowania źródła przychodu.

W konsekwencji opłacenie pomocy prawnej związanej z dochodzeniem przez inne osoby, np. pracowników, roszczeń przeciwko podatnikowi, do których zwrotu został on zobowiązany na podstawie wyroku czy ugody sądowej, nie może być ujęte w kosztach. Wydatki te nie powodują bowiem powstania przychodu podatnika i w większości branż nie mają bezpośredniego związku z prowadzoną przez niego działalnością gospodarczą.

W świetle obecnego orzecznictwa sądów administracyjnych próba ujęcia w kosztach wydatków na pomoc prawną dla innej osoby (opłat sądowych, wynagrodzenia profesjonalnego pełnomocnika, opłat skarbowych od pełnomocnictw, kosztów przejazdów pozywającego czy równowartości utraconego przez niego zarobku) zasądzonych od podatnika to prosta droga do sporu z fiskusem i duża szansa na przegraną w sądzie administracyjnym.