Składka zdrowotna to cierń w moim sercu, myślałem, że szybciej dojdziemy do ładu w sprawie jej reformy – powiedział kilka dni temu premier Donald Tusk. Takich cierni jest chyba więcej, bo to niejedyna obietnica wyborcza, której rządzącym nie udało się przez rok dotrzymać. Zapowiedzi były szumne, na obniżce podatków i składek zyskać mieli i przedsiębiorcy, i zwykli Kowalscy. Co z tego wyszło?

Zacznijmy od sztandarowej obietnicy: podniesienia kwoty wolnej od PIT. Obecnie wynosi 30 tys. zł (jest to kwota rocznego dochodu, od którego nie płacimy podatku). Podniesiemy ją do 60 tys. zł – taka obietnica znalazła się m.in. w 100 konkretach na pierwsze 100 dni rządów.

Czytaj więcej

Sprawna legislacja powodziowa, z ustawami gospodarczymi już jest gorzej

Podwyżka miała dać korzyści rozliczającym się według skali (jest ich prawie 26 milionów), czyli pracownikom, zleceniobiorcom, emerytom czy opodatkowanym w tej formie przedsiębiorcom. – Wielu z nich zaoszczędziłoby nawet 3,6 tys. zł rocznie – mówi Grzegorz Gębka, doradca podatkowy w kancelarii GTA.

100 dni rządów już dawno minęło, mamy rocznicę zwycięskich dla koalicji wyborów, podwyżki ciągle jednak nie widać. Choć zmiana wydaje się prosta. I wbrew temu, co mówił wcześniej Donald Tusk, można ją wprowadzić w trakcie roku, gdyż jest korzystna dla podatników. Potwierdzał to Trybunał Konstytucyjny, i to jeszcze w czasach, gdy obecnie rządzący nie kwestionowali jego orzeczeń.

Pieniędzy nie ma

Okazało się jednak, że pieniędzy na realizację tej obietnicy nie ma. I prędko nie będzie. – Najprawdopodobniej rządzący przypomną sobie o niej przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi – mówi Piotr Juszczyk, doradca podatkowy w inFakt.

Druga obietnica: prosta i niska składka zdrowotna. Polski Ład miał być wycofany, przedsiębiorcom miało być lżej. Efekt jest jednak mizerny. Koalicja nie może się w tej sprawie dogadać i wygląda na to, że szumnie zapowiadana reforma ograniczy się na razie do likwidacji składki zdrowotnej od środków trwałych. Co wcale nie jest takie korzystne dla biznesu, jak to rząd maluje.

– Przedsiębiorcy na skali i liniowym PIT nie będą wprawdzie musieli zwiększać składki przy sprzedaży środków trwałych, ale najprawdopodobniej (bo projektu jeszcze nie ma) nie będą też mogli jej zmniejszać, rozliczając koszty ich nabycia. Wielu na tym straci, trudno to uznać za obniżkę obciążeń – mówi Izabela Leśniewska, doradca podatkowy w kancelarii Alo-2.

– Firmy z dużymi nadziejami patrzyły na obietnice z kampanii wyborczej, czyli przede wszystkim powrót do zryczałtowanej kwoty składki, ta cząstkowa zmiana na pewno je rozczaruje – podkreśla Piotr Juszczyk.

W czasie kampanii wyborczej przedsiębiorcy byli też nęceni perspektywą dobrowolnego ZUS. Ostatecznie skończyło się na miesięcznych wakacjach od składek. Skorzystają z nich najmniejsi przedsiębiorcy.

– Jeśli złożą wniosek do ZUS, będą zwolnieni przez miesiąc ze składek. Ale w przyszłym roku znowu zapłacą o kilkaset złotych miesięcznie więcej, bo kwoty są przecież corocznie waloryzowane. Takie przelewanie z jednego koszyczka do drugiego nie ma sensu, jeśli rząd chce faktycznie ulżyć firmom, powinien zrezygnować z mechanizmu waloryzacji składek, byłoby to o wiele prostsze rozwiązanie – mówi Grzegorz Gębka.

Podobnego zdania jest Izabela Leśniewska. Wskazuje, że choć wakacje ruszają w listopadzie, już teraz jest wiele wątpliwości, których nie potrafią rozwiązać nawet specjaliści z ZUS.

Nowa biurokracja

Wiele wątpliwości budzi też kasowy PIT (czyli rozliczenie z fiskusem dopiero po otrzymaniu zapłaty od kontrahenta). Projekt jest już po Senacie i wygląda na to, że ta obietnica zostanie dotrzymana. Przynajmniej teoretycznie, bo jak podkreślają eksperci, w praktyce niewielu przedsiębiorców z nowej metody rozliczeń skorzysta.

– Kasowy PIT jest skomplikowany i ograniczony wieloma warunkami. Przyniesie dużo biurokracji (bo każdą fakturę trzeba będzie sprawdzać z rachunkiem bankowym) i spowoduje podniesienie cen usług księgowych. Na dodatek nie oznacza zwolnienia z podatku, tylko jego odroczenie na dwa lata – tłumaczy Piotr Juszczyk.

Kolejna obietnica: likwidacja daniny od zysków kapitałowych, czyli tzw. podatku Belki, dla oszczędności i inwestycji do 100 tys. zł. Co z tą zapowiedzią? Nic, poza wypowiedziami ministrów w mediach o trwających nad projektem pracach.

Izabela Leśniewska przypomina też o innych, mniej spektakularnych obietnicach, takich jak 0 proc. VAT na transport publiczny czy system zachęt podatkowych dla pomagających organizacjom pożytku publicznego. Niestety, słuch o nich zaginął.

Władza dotrzymała natomiast słowa danego sektorowi beauty. Od 1 kwietnia usługi kosmetyczne są z 8-proc. VAT.

Jaka ocena dla rządzących za realizację obietnic? Eksperci są zgodni: dwójka z plusem (w skali od dwóch do pięciu).

– Jeszcze raz okazało się, że łatwo obiecać, trudno dotrzymać – podsumowuje Grzegorz Gębka.