W czasach gospodarki centralnie planowanej rządzącym wydawało się, że ceny powinny być stałe, a inflacja to zjawisko z innego świata. Dlatego właśnie w tamtych czasach zdarzało się, że ceny umieszczano na różnych towarach na stałe. Tłoczono je nawet na PRL-owskich metalowych sztućcach kuchennych. Podobno kiedyś radziecki przywódca Nikita Chruszczow obiecał mieszkańcom Moskwy, że korzystanie z metra w ich mieście już na wieki wieków będzie kosztowało pięć kopiejek. Gdy zaś władze próbowały podwyższać ceny – wybuchały strajki.
Zabytkowe stawki
Czasy się jednak zmieniły i w otaczającej nas dziś rzeczywistości ceny określane na stałe są rzadkością. Rozmaite regulacje dotyczące świadczeń społecznych, stawek odsetek itp. też na ogół nie są ustalane sztywno, ale odnoszone np. do wskaźników inflacji czy stóp procentowych w Narodowym Banku Polskim. Może i niektórym tęskno do czasów stabilności cen, ale odniesienie różnych obowiązków czy uprawnień obywateli do zmieniających się realiów ekonomicznych wydaje się bardziej sprawiedliwe.
Jednak każdy księgowy, nawet w małej firmie, bez trudu wskaże miejsce, w którym unosi się duch radzieckiej pięciokopiejkowej „stabilności". To przepisy o środkach trwałych, a także te o cenach transferowych w ustawach o podatkach dochodowych. Tam już od kilkunastu lat pewne kwoty są niezmienne. Biorąc pod uwagę, że wiele innych przepisów podatkowych zmieniano wielokrotnie, te zakrawają wręcz na legislacyjny zabytek.
Jedna z tych „zabytkowych" kwot to 3500 złotych. Taka jest minimalna wartość środka trwałego, od której podatnik może dokonywać odpisów amortyzacyjnych. Niezmienna od dwunastu i pół roku (czyli od 1 stycznia 2001 roku). Taką samą kwotę stosuje się do wartości przebudowy, ulepszenia czy modernizacji środków trwałych. Innymi słowy – gdy firma inwestuje np. w nowe maszyny, to zasadniczo (bo są wyjątki dla małych podatników) może jednorazowo „wrzucić" w koszty kwotę co najwyżej 3500 zł. Czyli całkiem niedużą.
Amortyzacja oczywiście ma sens w przypadku naprawdę dużych inwestycji. Wtedy koszty są rozłożone w czasie i przez wiele miesięcy pozwalają obniżać podstawę opodatkowania. Jednak czasem sensowne jest jednorazowe zakwalifikowanie znaczącej kwoty do bieżących kosztów (np. przy działalności sezonowej – w szczycie sezonu). Pod warunkiem, że jest to znacząca kwota. Bo dzisiejsze 3500 zł to jednak coś innego, niż 3500 zł z samego początku XXI wieku.
Biorąc pod uwagę dane Głównego Urzędu Statystycznego, skumulowana inflacja w ciągu ostatnich 12 lat wyniosła około 40 procent. Mówiąc w uproszczeniu, coś co kosztowało na początku 2001 roku 100 zł, dziś kosztuje około 140 zł. Logiczne byłoby zatem, aby do tej skali wzrostu cen dostosować minimalną wartość środków trwałych, od której dokonuje się amortyzacji. Być może powinna ona wynosić 4900 zł. Od lat taka sama jest też kwota 20 tys. euro, jako górna granica wartości samochodu osobowego, pozwalająca na jego amortyzację
Mali jak wielkie korporacje
Niezmienione progi kwotowe obowiązują także w przepisach definiujących obowiązki dla firm powiązanych. O regulacjach tych, służących zwalczaniu przerzucania dochodów za pomocą tzw. cen transferowych, najczęściej mówi się w kontekście wielkich międzynarodowych korporacji, przerzucających dochody do rajów podatkowych.
Ale pewne progi, obowiązujące bez zmian od 1995 roku, mogą być kłopotliwe także dla mniejszych firm. Otóż według art. 9a ustawy o CIT, szczegółową dokumentację sporządza się, gdy np. wartość transakcji usługowych między siostrzanymi spółkami przekroczy 30 tys. euro (czyli ok. 130 tys. zł) w ciągu roku. A to bardzo niewiele – wystarczy wynajem niezbyt dużej powierzchni magazynowej. Co więcej - zaostrzone rygory dokumentacyjne obowiązują także firmy praktycznie niepowiązane. Wystarczy, że jedna sprzeda drugiej towary za 100 tys. euro w ciągu roku (ok. 400 tys. zł). To też niewiele. Takie transakcje to codzienność dla większych firm, ale nawet mniejszym się zdarzają.
Do mankamentów przepisów o dokumentacji wymaganej od spółek powiązanych trzeba zaliczyć też to, że nie wyłączono z nich Skarbu Państwa. Dziś jest on właścicielem kilkuset spółek – w całości lub części. Ich spółki - córki można już liczyć w tysiącach. Gdyby przyjąć rygorystyczną interpretację, że wszystkie one są pośrednio powiązane przez Skarb Państwa, to można dojść do absurdalnego wniosku, że obowiązki dokumentacyjne dotyczą całej rzeszy przedsiębiorców, którzy z natury zawierają transakcje na warunkach rynkowych. To, w powiązaniu z nie -zmienianymi od dawna progami obligującymi do dodatkowej biurokracji, oznacza dodatkową (i niepotrzebną) biurokratyczną mitręgę.
Tymczasem Ministerstwo Finansów nie szykuje zmian tych przepisów. Z projektu przyszłorocznego budżetu wynika, że nie jest też planowana waloryzacja innych społecznie ważnych progów – tzn. dotyczących stawek PIT (w art. 27 ustawy o tym podatku). O ile ta ostatnia sprawa ma wymiar wręcz polityczny, o tyle waloryzacja odnosząca się do środków trwałych czy dokumentacji sporządzanej przez powiązane firmy wydaje się naturalnym prawem podatników.
Bo jesteśmy państwem prawa, czego nie da się powiedzieć o nieistniejącym już kraju, w którym metro miało zawsze kosztować pięć kopiejek.
Co mówią przepisy:
Artykuł 22f ust.3 ustawy o PIT
Odpisów amortyzacyjnych dokonuje się (...) gdy wartość początkowa środka trwałego albo wartości niematerialnej i prawnej w dniu przyjęcia do używania jest wyższa niż 3500 zł. W przypadku gdy wartość początkowa jest równa lub niższa niż 3500 zł, podatnicy (...) mogą dokonywać odpisów amortyzacyjnych (...) jednorazowo - w miesiącu oddania do używania tego środka trwałego lub wartości niematerialnej i prawnej, albo w miesiącu następnym.
Artykuł 23 ust. 1 pkt 4 ustawy o PIT
Nie uważa się za koszty uzyskania przychodów odpisów z tytułu zużycia samochodu osobowego, (...) w części ustalonej od wartości samochodu przewyższającej równowartość 20 000 euro przeliczonej na złote według kursu średniego euro ogłaszanego przez NBP z dnia przekazania samochodu do używania.