– Coraz częściej odbieramy telefony od przedsiębiorców z pytaniem, czy dysponujemy akredytacją oświatową, by szkolić dorosłych – mówi Piotr Grzechowiak, prezes Ośrodka Doradztwa i Treningu Kierowniczego w Gdańsku. – Ludziom się wydaje, że to rodzaj certyfikatu, jaki firma szkoleniowa powinna zdobyć w kuratorium oświaty i wychowania. Ale w rzeczywistości akredytacji udziela się nie na prowadzenie działalności szkoleniowej, lecz na określony, pojedynczy projekt, np. kurs przysposobienia zawodowego. I ona jest dobrowolna, a nie obowiązkowa – dodaje Piotr Grzechowiak.
Tajemnicze słowo akredytacja stało się ważne, gdy w zeszłym roku niektóre urzędy skarbowe zaczęły się domagać, by koszty szkoleń organizowanych przez przedsiębiorstwa stały się przychodem pracownika i by pracodawca naliczał pracownikowi za nie podatek. Urzędy powołują się przy tym na rozporządzenie ministra edukacji narodowej w sprawie uzyskiwania i uzupełniania przez osoby dorosłe wiedzy ogólnej, umiejętności i kwalifikacji zawodowych w formach pozaszkolnych (DzU z 2006 r. nr 31, poz. 216). Podkreślają, że jeśli firmy szkoleniowe (nazywane w rozporządzeniu organizatorami szkolenia) nie mają akredytacji MEN, opłata za szkolenie stanowi opodatkowany przychód pracownika. Takiej zasady trzyma się Urząd Skarbowy w Warszawie, choć n.p. urząd lubelski ma inne zdanie.
– To zamieszanie jest szkodliwe. Firmy szkoleniowe, przedsiębiorstwa nie wiedzą, jakiej interpretacji przepisów mogą się spodziewać. Dlatego poproszono nas, byśmy jako konfederacja spróbowali rozwikłać tę kwestię – tłumaczy Małgorzata Rusewicz, dyrektor Departamentu Dialogu Społecznego i Stosunków Pracy Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.Niestety, dotychczas organizacja nie dostała odpowiedzi na żadne z trzech pism, jakie wysłała w sierpniu 2007 r. – Prosiliśmy o wyjaśnienia resorty pracy, edukacji narodowej oraz finansów. Jedyne, czego się dowiedzieliśmy, to, że w MEN powstanie zespół międzyresortowy, który ma wyjaśnić tę kwestię. Jednak dotąd nie odbyło się nawet jedno spotkanie w tej sprawie – ubolewa Małgorzata Rusewicz.
W listach do ministerstw Lewiatan przekonuje, że jeśli polskie firmy mają być konkurencyjne, to ich pracownicy powinni się rozwijać. Przypomina, że przeszkodą w utrzymywaniu odpowiedniego poziomu ich umiejętności jest m.in. niski udział (5,6 proc.) dorosłych w kształceniu ustawicznym.
Dlatego też wszelkie działania kształtujące niejasny model finansowania edukacji dorosłych oraz ograniczanie zachęt do podejmowania nauki przez pracowników wpływa negatywnie na cały rynek pracy.
– Nasze argumenty dotychczas nikogo nie przekonały – martwi się Małgorzata Rusewicz z Lewiatana.
– To zupełne poplątanie pojęć – dodaje Piotr Grzechowiak. – Często pracownicy nie chcą brać udziału w szkoleniach, a tu jeszcze mają za nie płacić.
Szef firmy szkoleniowej opowiada, że przecież pracodawcy nie tylko pokrywają koszty studiów swoich pracowników, ale na przykład szkolą ich, gdy unowocześniają linię produkcyjną albo wprowadzają nowy system kontroli jakości. – I co, za każdym razem mają szukać firmy szkoleniowej, która na takie jedno pojedyncze szkolenie będzie uzyskiwała akredytację? – pyta retorycznie Piotr Grzechowiak.
Także Polska Izba Firm Szkoleniowych na początku stycznia poprosiła o wyjaśnienie Ministerstwo Finansów. Jeszcze nie dostała odpowiedzi.
– Wyjaśnienie tej kwestii staje się coraz pilniejsze także ze względu na pieniądze unijne, jakie przedsiębiorstwa będą mogły wydawać na szkolenia swoich pracowników – zauważa Aleksander Drzewiecki, prezes House of Skills. Zastanawia się, czy ktoś zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo rozbuduje się biurokracja, jeśli wszystkie firmy szkoleniowe zaczną rzeczywiście występować o akredytację na każde ze szkoleń, jakie organizują. – Chyba komuś, kto wpadł na taki pomysł, zabrakło wyobraźni – konkluduje Aleksander Drzewiecki.