Chodzi głównie o należności, których firmy nie są w stanie wyegzekwować od dłużników - np. od kontrahentów handlowych. Najchętniej wrzuciłyby takie straty w koszty, jednak nie pozwalają na to przepisy podatkowe. Wymuszają na przedsiębiorcach prowadzenie beznadziejnych procesów, łącznie z egzekucją komorniczą, gdyż trzeba formalnie udowodnić, że wierzytelność jest nie do ściągnięcia. A to musi potwierdzić sąd lub komornik.

- Problem z wrzucaniem wierzytelności w koszty wynika z tego, że przychód podatkowy powstaje już w momencie wykonania usługi lub wydania towaru - mówi Marek Kolibski, doradca podatkowy. Wyjaśnia, że jeśli wydamy towar, to mamy przychód podatkowy, nawet jeśli nie otrzymaliśmy zapłaty. Krótko mówiąc, choć kontrahent nie płaci przedsiębiorcy, to ten i tak uiszcza podatek.

Mechanizm wrzucania w koszty nieściągalnych wierzytelności służy właśnie temu, aby przedsiębiorca nie płacił podatku od przychodu, którego nigdy nie otrzyma.

Najpierw jednak wierzytelność musi być uznana za nieściągalną przez komornika (najczęściej po wcześniejszym procesie) albo trafić do sądu upadłościowego (ten oddali wniosek o upadłość z powodu braku pieniędzy, co oznacza, że wierzytelność jest nieściągalna).

Z tych dwóch dróg postępowanie upadłościowe jest prostsze i tańsze, poza tym szybciej uzyskamy w nim potwierdzenie, że dana wierzytelność jest nieściągalna. Gdy jednak potrzebne są zeznania świadków lub opinie biegłych, właściwą drogą jest proces. Prowadzi się wówczas spór na niby, bo i tak wiadomo, że w egzekucji komorniczej nie uda się odzyskać żadnych należności. Również sędziowie nie kryją, że często mają świadomość, iż strony toczą bój tylko ze względów podatkowych, zupełnie nie licząc na odzyskanie długu.

Na negatywny wpływ polskich przepisów podatkowych na postępowanie sądowe zwracał już wcześniej uwagę Bank Światowy. Wskazywał, że to jedna z prawnych barier dochodzenia praw z umów.

W innych krajach przepisy są bardziej liberalne. Na Słowacji np. przedsiębiorca może wrzucić w koszty 50 proc. wątpliwej wierzytelności i nie absorbuje taką sprawą sądów.

Problem zauważa także prof. Tadeusz Ereciński, prezes Izby Cywilnej SN.

- Podczas reformowania postępowań w sprawach gospodarczych (ostatnie zmiany weszły w życie 20 marca 2007 r.) nie wyeliminowano elementów fiskalnych. Nie pozwala to odciążyć sądów, uniemożliwia też odpis roszczeń nieściągalnych ("Szczegółowe zmiany prawa nie zastąpią sprawnego sądu", "Rz" z 16 lipca 2007 r.).

Przedsiębiorcy mogą niewiele. Jeśli chcą uznać wierzytelność za nieściągalną, muszą m.in. sporządzić specjalny protokół stwierdzający, że koszty procesowe i egzekucyjne wyniosą co najmniej tyle, ile dochodzona wierzytelność.

- Taką ścieżkę doradzam swoim klientom tylko w drobnych sprawach, np. o 1000 zł. Przy większych kwotach lepiej kierować spór do sądu - mówi mec. Piotr Gąsiorowski.

Rzecz w tym, aby urząd skarbowy nie zakwestionował takiego protokołu w trakcie kontroli. Jak wybrnąć z tej patowej dla firm sytuacji? - Wystarczyłoby tak zmienić przepisy, aby np. samo przedsądowe wezwanie do zapłaty, na które dłużnik nie odpowie, wystarczyło do uznania, że dana wierzytelność jest nieosiągalna - uważa mec. Kolibski. - Gdyby jednak się okazało, że dłużnik zapłaci, wówczas przychód powinien zostać zaksięgowany na zasadzie kasowej, w dniu otrzymania zapłaty.

O rozliczaniu nieściągalnych wierzytelności w kosztach firmy czytaj w poniedziałkowej "DF"

To przede wszystkim przepisy podatkowe sprawiają, że przedsiębiorcy angażują się w spory sądowe zarówno gospodarcze, jak i upadłościowe, nawet gdy wynik procesu jest z góry przesądzony (na ich niekorzyść). Mają bowiem ograniczone możliwości zakwalifikowania nieściągalnej wierzytelności jako kosztu w rozumieniu przepisów podatkowych. Mogą to zrobić dopiero z chwilą, gdy zostanie ona uznana za nieściągalną przez komornika albo gdy sąd upadłościowy oddali wniosek o upadłość z powodu braku środków na takie postępowanie. Nawet zatem gdy wierzyciel ma sprawdzone wiadomości na temat beznadziejnej kondycji finansowej dłużnika, musi pójść jedną z tych dwóch dróg sądowych, prowadzić proces, a następnie egzekucję. Nie wymyślono jednak jak dotąd rozwiązania optymalnego, uwzględniającego interes przedsiębiorców i bezpiecznego dla fiskusa.