CZYTAJ: wywiad z prof. Michałem Romanowskim "Przede wszystkim rozpoznanie pola walki"
Wydawałoby się, że na zaczepki prawne spółki giełdowej decydują się tylko biznesowi samobójcy. Takie spółki mają bowiem pieniądze, prawników i są pod czujnym okiem akcjonariuszy, którym zależy na ich renomie. Spór holdingu Grzegorza Hajdarowicza, wydawcy „Rzeczpospoliej", z jednym z drobnych akcjonariuszy pokazuje jednak, że spółka akcyjna może być obiektem licznych zaczepek, by nie przesądzać, że szantażu, przed sądami czy w prokuraturze.
Promilowy akcjonariusz
Od dwóch mniej więcej lat akcjonariusz mający zaledwie jeden promil akcji w jednej z kluczowych spółek holdingu zatruwa życie całej grupie oraz jej marce. Nabył kilkanaście lat temu akcje spółki, którą kupiła jedna ze spółek grupy Hajdarowicza, ratując ją przed upadłością, niestety z dobrodziejstwem inwentarza, czyli tymże akcjonariuszem. W ciągu około dwóch lat złożył on sześć zawiadomień do prokuratury, zarzucając władzom spółki niegospodarność. Cztery sprawy prokuratura umorzyła, nie dopatrując się przestępstwa, a postępowanie w jednej – opóźnienia złożenia sprawozdania finansowego przez Presspublicę, perłę w koronie holdingu, po początkowym wszczęciu umorzyła ze względu na niską szkodliwość.
Wiele wskazuje, że to szantaż korporacyjny, nakręcany chęcią uzyskania wyższej niż rynkowa ceny za posiadane akcje. Każde niemal niepowodzenie w prokuraturze kończyło się pozwem cywilnym o odszkodowanie. Pozwy opiewały na kwoty między 400 a 500 zł, ale zawsze zawierały stwierdzenie, że to „odszkodowanie częściowe", a zarzuty dotyczą docelowo kwot milionowych. Co istotne, nie wymagały od składającego dużych opłat. Skarżył też wszystkie praktycznie uchwały zgromadzenia akcjonariuszy spółki.
Obrona spółki
Gremi Media nie czekała z założonymi rękami. Jej właściciel w pozwie o ochronę dóbr osobistych zażądał od akcjonariusza przeprosin i 100 tys. zł na cel społeczny. Spółka zaś w kolejnej sprawie domaga się 300 tys. zł rekompensaty za szkody i wydatki, jakie poniosła wskutek działań tego akcjonariusza (i jeszcze drugiego). Szef holdingu założył też sprawę karną o jego zniesławienie na podstawie art. 212 kodeksu karnego. Zawiadomiono wreszcie organy ścigania, które wszczęły dochodzenie pod kątem manipulowania kursem głównej spółki holdingu notowanej na giełdzie, podawania przez akcjonariusza informacji wprowadzających w błąd co do popytu, podaży i ceny akcji. Wszystkie te sprawy są na wstępnym etapie. Tego typu akcje procesowe są opisywane w mediach, a konkurencja nie śpi.
Spółka nie jest bezbronna, choć obrona nie należy do łatwych – wskazują prawnicy zajmujący się tą tematyką.
– Niestety, polskie prawo, zwłaszcza karne, nie nadąża za takimi i podobnymi przypadkami – komentuje adwokat Zbigniew Krüger. – Nie można takich działań zakwalifikować jako przestępstwa zmuszania z art. 191 k.k., czyli stosowanie groźby bezprawnej w celu wymuszenia określonego działania. W takim przypadku trzeba bowiem wykazać przemoc, a akcjonariusz-szantażysta stosuje tylko środki prawne. Bezpodstawne, ale dozwolone. Podobnie jest z działaniami pseudostowarzyszeń ochrony przyrody blokujących inwestycje przez zaskarżanie i blokowanie decyzji środowiskowych. Ściganie karne takich działań jest bardzo trudne – ocenia mec. Krüger.
Inni prawnicy mówią także, że polskie prawo jest w tyle za Zachodem. Tam dominuje prawo pokrzywdzonego wspólnika do zaskarżania uchwał, ale czasami prawo indywidualnego akcjonariusza ogranicza się do roszczenia o naprawienie szkody majątkowej, a prawo do zaskarżania uchwał przysługuje mniejszości dysponującej od 1 do 5 proc. udziałów.