Związkowcy twierdzą, że polskie przepisy ograniczają możliwości strajkowania, niezgodnie z ratyfikowanymi przez Polskę konwencjami Międzynarodowej Organizacji Pracy (nr 87 i 151).
– Obecne regulacje nie funkcjonują. Przykład to sytuacja pracowników sieci handlowych – mówi dr Ewa Podgórska-Rakiel, ekspert „Solidarności" i autorka skargi. – Według obecnego prawa mogą oni prowadzić spór tylko z szefem sklepu, a nie z centralą firmy, która faktycznie decyduje o wysokości wynagrodzeń.
„Solidarność" liczy na to, że negatywna ocena MOP rozwiązań zawartych w ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych z 1991 r. doprowadzi do jej zmiany.
– Będą one korzystne przede wszystkim dla zatrudnionych w sferze publicznej – dodaje Podgórska-Rakiel. – Na przykład faktycznym adresatem roszczeń nauczycieli o podwyżkę wynagrodzeń jest minister edukacji, a nie dyrektor szkoły.
Rozwiązanie konfliktów społecznych
Także zdaniem prof. Krzysztofa Barana z Uniwersytetu Jagiellońskiego obowiązujące przepisy wymagają pilnych zmian.
– Ramy prawne prowadzenia sporu zbiorowego są zbyt sztywne i archaiczne. Wzięło się to z tego, że na początku lat 90. każdy strajkujący PGR żądał przyjazdu najwyższych władz – przypomina profesor.
Zdaniem eksperta zmiany postulowane przez „Solidarność" są uzasadnione, jednak jest nikła szansa, że skutecznie rozwiążą szerokie konflikty społeczne, wykraczające poza jeden zakład. Strajki społeczno-gospodarcze nie są bowiem regulowane prawem międzynarodowym. Najszerzej są znane w państwach Ameryki Łacińskiej.
– Jestem za wprowadzeniem możliwości strajku generalnego, bo związki zawodowe należy traktować jako część społeczeństwa obywatelskiego, które powinno mieć bezpośrednio wpływ na bieżącą politykę rządu, a nie tylko na weryfikację polityków przy okazji wyborów raz na cztery lata – dodaje Arkadiusz Sobczyk z kancelarii Sobczyk i Współpracownicy. – Taka możliwość przydałaby się np. lekarzom rodzinnym, którzy na przełomie roku weszli w powszechny spór z ministrem zdrowia w kwestii wysokości wynagrodzenia za opiekę nad pacjentami.
Jego zdaniem przeprowadzenie strajku generalnego powinno jednak być obwarowane licznymi ograniczeniami. Taka forma protestu jest bowiem bardzo kosztowna dla pracodawców, a w razie strajku generalnego będzie także obciążeniem dla reszty społeczeństwa. Przykładowo przeprowadzenie takiego strajku powinno być poprzedzone mediacjami z rządem, a w razie ich niepowodzenia to obywatele powinni w referendum wyrazić swoją opinię co do potrzeby strajku.
Oddzielić protesty
Odmiennego zdania jest prof. Jerzy Wratny z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.
– Rząd nie powinien być podmiotem sporu zbiorowego. Trzeba odróżnić politycznego decydenta, czyli państwo, od pracodawcy – podkreśla profesor. I dodaje, że spór z tym pierwszym można prowadzić w formie protestu, za to strajk powinien być zarezerwowany dla konfliktów z pracodawcą.
– Można się zgodzić na dopuszczenie sporu zbiorowego z faktycznym pracodawcą w strukturach holdingowych, w których o warunkach pracy decyduje centrala, nierzadko mieszcząca się za granicą. – mówi profesor.