Dziś w Komisji Trójstronnej   przedstawią państwo sytuację sygnalistów. Kim właściwie jest taka osoba?

Sygnalista, gdy zaczyna mieć wątpliwości, czy coś jest zgodne z interesem społecznym albo interesem zakładu pracy, postanawia zareagować.

W jaki sposób?

Najpierw zawiadamia władze zakładu pracy. Do mnie trafiają dopiero sprawy, które wyciszono bez sprawdzania zarzutów albo w których postępowanie niczego nie wykazało. Sygnaliści po interwencji często są odsuwani na boczny tor. Dostają wypowiedzenie zmieniające, które jest właściwie degradacją. Najczęściej dopiero wówczas zwracają się do organów kontrolnych albo prokuratury. I wtedy dostają definitywne wypowiedzenie umowy o pracę.

Czyli ponoszą negatywne konsekwencje czujności. To niezbyt zachęcające.

Nie chciałabym, żeby to było tak czarno widziane. W Polsce kojarzy się sygnalistów z osobami, które coś wykryły i od razu biegną z tym do mediów, choć tak nie jest. Podobnie negatywne skojarzenia mają pracodawcy. Wszystkich stawia się w jednym szeregu. A są przecież pracodawcy, którzy rozumieją, że wiedza pochodząca od pracowników to podstawowe źródło wiedzy o zakładzie. Uruchamiają gorące linie i inne możliwości informowania o zagrożeniach z zachowaniem poufności dla sygnalisty. Dla pracodawcy to naprawdę świetna możliwość, bo pozwala ugasić tlący się ogień, zanim wybuchnie pożar, tak jak ostatnio w Kopalni Węgla Kamiennego Mysłowice-Wesoła. Pozwala też rozwiązać problem wewnątrz zakładu pracy, zanim podważone zostanie np. zaufanie klientów.

Czy w polskim prawie mamy przepisy dotyczące sygnalistów?

Niestety, nasze prawo ich nie chroni. Żeby to zmienić, trzeba wprowadzić do systemu koncepcję prawną sygnalisty oraz działań podlegającego ochronie. To pracodawca powinien dowodzić, że zwolnienie sygnalisty nie miało związku z jego interwencją. Wiele sądów wskazuje obecnie, że to, czy pracownik sygnalizował nieprawidłowości czy nie, mieści się w granicach procesu. Granice te wyznaczają natomiast przyczyny wskazane w wypowiedzeniu. A tu często podaje się jako pretekst likwidację stanowiska pracy. Sąd bada więc, czy doszło do likwidacji tego stanowiska.

Zmiany wymagają zatem przepisy kodeksu pracy?

Myślę, że potrzebna jest odrębna ustawa. Gdyby wprowadzić przepisy o sygnalistach do kodeksu pracy, to chroniłyby one tylko pracowników. A w Polsce bardzo wiele osób zatrudnia się na podstawie umów cywilnoprawnych. One także powinny zostać objęte ochroną. Za tym opowiada się grupa ekspertów ds. sygnalistów, która powstała przy Fundacji Batorego. Są to m.in. prawnicy, socjologowie, działacze organizacji społecznych, związkowcy, społeczni inspektorzy pracy oraz przedstawiciele firm. W naszym przekonaniu do tragedii takich jak wybuch metanu w kopalni Mysłowice-Wesoła mogłoby nie dochodzić, gdybyśmy umieli korzystać z wiedzy sygnalistów i gdyby ich ochrona prawna była realna, a nastawienie społeczne przyjazne.

A jak traktuje sygnalistów społeczeństwo? Widzimy w nich donosicieli czy bojowników w walce o słuszną sprawę?

Z badań przeprowadzonych na nasze zlecenie przez CBOS wynika, że Polacy deklarują akceptację dla działań sygnalistów. Możliwe jednak, że są to w dużej mierze tylko deklaracje. Okazuje się bowiem, że ok. 30 proc. kolegów w pracy dystansowałoby się od sygnalisty, chociaż nie wprost. W 20 proc. przypadków byłyby to złośliwe docinki, a w 19 proc. wykluczenie z zespołu. Są to różne odcienie ostracyzmu. Na pewno w części wiąże się to z historyczną pamięcią, która podpowiada, że współdziałanie z jakąkolwiek władzą jest podejrzane.

—rozmawiała Dominika Pietrzyk