Intencją ustawodawcy nie było karanie na każdej bramownicy za nieopłacony przejazd po drogach krajowych – podkreślili posłowie Sejmowej Komisji Infrastruktury podczas wczorajszej dyskusji dotyczącej funkcjonowania systemu viaTOLL. Posłowie chcą jak najszybszych zmian, by kierowcy nie byli zagrożeni karami sięgającymi setek tysięcy złotych. Powołali zespół, który ma współpracować z rządem przy likwidacji tej nieprawidłowości.
Pokrzywdzeni kierowcy
Krzysztof Tchórzewski (PiS), zastępca przewodniczącego Komisji Infrastruktury, aby zobrazować istniejąca patologię, przywołał sobotni tekst z „Rzeczpospolitej". Opisaliśmy w nim historię Tomasza Czai, kierowcy, który z powodu grożących kar ma myśli samobójcze. Tylko za jeden miesiąc dostał 26 zawiadomień o wszczętych postępowaniach za nieopłacone przejazdy przez bramownice, a to daje 78 tys. zł do zapłaty (po 3 tys. zł za każdą bramownicę). Z zepsutym urządzeniem viaBOX, które nalicza opłaty za przejazd, jeździł dłużej. I w sumie wisi nad nim groźba zapłacenia 258 tys. zł kary.
Karanie za nieopłacony przejazd na każdej bramownicy skrytykował również inny wiceprzewodniczący komisji Stanisław Żmijan (PO).
– Praktyka ta mija się z intencją ustawodawcy, a także z logiką. Ustawa mówi o karaniu za nieopłacony przejazd drogą, a nie przez bramownicę – mówił.
Suchej nitki na wielokrotnym karaniu za to samo wykroczenie nie zostawili przedstawiciele środowisk skupiających firmy transportowe, ale nie tylko oni. Także ci, którzy wręczają kierowcom zawiadomienia o wszczętych postępowaniach administracyjnych, widzą wady systemu. Hubert Jóźwik, pracownik Inspekcji Transportu Drogowego, zaznaczył, że sposób karania jest niezrozumiały .
Kierowcy łapani w pułapkę
Osoby, które podróżują pojazdami o dopuszczalnej masie całkowitej powyżej 3,5 tony, nie zawsze wiedzą, że za przejazd niektórymi drogami należy płacić. Tak jest choćby w sytuacji, kiedy mają duże pojazdy osobowe i ciągną na przyczepie łódkę, a masa takiego zestawu przekracza ustawowy limit 3,5 tony.
Drogi, na których obowiązuje elektroniczny system poboru opłat, nie są też odpowiednio oznakowane. Zdaniem przewoźników znaki informujące o tym są mało czytelne. Dodatkowo są źle poustawiane – bo za skrzyżowaniami. KIedy kierowca większego auta zjedzie ze skrzyżowania, to nie ma się jak wycofać i musi zapłacić karę, gdy nie ma urządzenia viaBOX.
Opłaty są też pobierane na drogach, których stan techniczny jest na tyle zły, że przejazd nimi kończy się uszkodzeniem pojazdu – ciężarowego, a nie sportowego.
Firmy tyle nie płacą
– Nie ma też limitu kar za nieopłacony przejazd. A takie progi mają przewoźnicy za naruszenie ustawy o transporcie drogowym – dodał.
I rzeczywiście, firma transportowa za wiele naruszeń nie może być ukarana ponad ustawowy limit, który zależy od wielkości przedsiębiorstwa. Ta, która zatrudnia ponad 250 kierowców, może dostać do 30 tys. zł kary.
Maciej Wroński z Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego wskazał, że celem kar powinna być prewencja, a nie zysk, którego i tak nie będzie.
– Kierowca, który ma 1600 zł podstawowej pensji, nie jest w stanie zapłacić kilkuset tysięcy złotych – zaznaczył.
Zarzuty posłów i przewoźników próbował odpierać Jarosław Waszkiewicz z Ministerstwa Transportu. Przekonywał m.in., że kary są nakładane tylko na niektórych bramownicach. A takich jest w całym kraju 40 i są ustawione średnio co 50 km.
Czemu zatem Tomasz Czaja, któremu grozi suma kar wynosząca 258 tys. zł, dostał dwa zawiadomienia za wykroczenia zarejestrowane w odstępie dziesięciu minut? A przejechał w tym czasie nie 50, tylko około 11 km.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora, l.kuligowski@rp.pl