Artykuł 14 kodeksu pracy gwarantuje pracownikom prawo do odpoczynku, odsyłając w kwestiach szczegółowych do przepisów o czasie pracy, dniach wolnych od pracy i urlopach wypoczynkowych.
Przepisy te, najogólniej rzecz ujmując, statuują prawo do odpoczynku dobowego (art. 132 k.p.), tygodniowego (art. 133 k.p.) oraz częściowo powiązanego z nim prawa do dni wolnych od pracy (art. 129 § 1 k.p., art. 151
9
§ 1 k.p. i inne), a także urlopowego (dział VII k.p.). Wspólną cechą tych uprawnień jest ich niezbywalność. Nie mogą być zniesione ani ograniczone w drodze czynności prawnej
(zob. bliżej wyrok Sądu Najwyższego z 10 marca 2011r., III PK 50/10).
Stosowanie norm „wypoczynkowych" ma długą tradycję, a pracownicze prawo do wypoczynku ma bogatą literaturę i orzecznictwo. Mimo to ciągle zaskakuje nas nowymi pytaniami, na które praktycy muszą poszukiwać odpowiedzi.
Jeden z problemów jest związany przede wszystkim z niedzielami i świętami. Co do zasady są to dni wolne od pracy (art. 151
9
§ 1 k.p.), co – literalnie interpretując ten przepis – można ująć jako zakaz wykonywania pracy. Niby jasne, ale jednak nie do końca.
Żeby zdążyć na czas
Weźmy dla przykładu następującą sytuację: w warszawskiej firmie szef poleca pracownikowi wykonanie zadania poza siedzibą zakładu pracy (stałym miejscem pracy). Wydaje mu więc polecenie wyjazdu służbowego. Pracownik ma załatwić sprawę w poniedziałek w godzinach wczesnorannych w Szczecinie. Oznacza to, że w podróż musi wyruszyć w wolną dla niego od pracy niedzielę, zanocować na miejscu w hotelu i załatwić sprawę. Żeby zanadto nie upraszczać problemu zakładam, że wsiadł do pociągu już po „odbyciu" 35-godzinnego odpoczynku tygodniowego.
Godziny podróży do Szczecina, z uwagi na to, że wypadają poza normalnymi godzinami pracy tej osoby, nie są wliczane do jego czasu pracy. Tak stanowi uświęcone ponad trzydziestoletnią tradycją orzecznictwo sądowe. Uznaje bowiem, że wprawdzie czasu podróży służbowej wypadającej poza godzinami pracy nie możemy zaliczyć na poczet należnego pracownikowi odpoczynku, to jednak z uwagi na brak faktycznej gotowości do świadczenia obowiązków podczas takiej podróży nie możemy jej również zaliczyć do czasu pracy (zob. m.in. uzasadnienie wyroku SN z 23 czerwca 2005r., II PK 265/04).
Żadnej wypłaty
Stosując ten tok myślenia dochodzimy do wniosku, że pracownik, który przesiedział pół niedzieli w pociągu... miał wolną niedzielę. Ponadto nie przysługuje mu w zamian inny dzień wolny od pracy, bo należy się on pracownikowi wyłącznie za pracę w niedzielę (art. 151
11
§ 1 k.p.). Za dyżur, w czasie którego zatrudniony nie wykonuje pracy i za czas podróży służbowej k.p. nie przewiduje żadnych rekompensat.
Rozsądek przede wszystkim
Zdaję sobie sprawę, że posługiwanie się literalną wykładnią przepisów działu VI k.p. jest praktyką o najwyższej stopniu ryzyka, szczególnie wtedy, gdy prowadzi do wątpliwych wniosków.
Wątpliwych w tym znaczeniu, że de facto powoduje unicestwienie, a przynajmniej ograniczenie, funkcji ochronnej danego przepisu, podważa jego ratio legis. Tak jest z interpretacją zakazu pracy w niedziele i święta. Nie wolno pracować, ale wolno jechać w delegację, bo to przecież nie praca, a dojazd do miejsca delegowania.
Myślę jednak, że w kontekście delegacji służbowych da się wywieść również inny wniosek z zakazu pracy w niedzielę. Mianowicie, że użyty w art. 151
9
§ 1 k.p. zwrot „dzień wolny od pracy" należy rozumieć szeroko, jako dzień wolny od wszelkich, nawet ograniczonych form dyspozycyjności pracownika wobec pracodawcy.
Ograniczenie go wyłącznie do zakazu świadczenia pracy podważałoby bowiem funkcję i cel tej regulacji, jakim jest zapewnienie pracownikowi dnia wolnego, przeznaczonego do jego „prywatnego użytku". Tak chciał ustawodawca, a wyszło, to co wyszło – wieloznaczność i niejasność.
Brak jednoznaczności przepisów sprzyja praktyce, w której każdy robi, co chce. Jedni wysyłają pracowników w delegacje w niedziele i święta wolne od pracy, inni nie. To dobry przykład na to, że nadmierna szczegółowość i niespójność regulacji (a taki jest cały dział VI k.p.) stanowi w istocie formę niekontrolowanej deregulacji.
—Grzegorz Orłowski radca prawny w spółce z o.o. Orłowski, Patulski, Walczak