Taki wzrost w opinii Jana Guza, przewodniczącego Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, wynika z braku dialogu.

– Jeżeli pracodawca nie odpowiada na wnioski pracowników, a rząd nie proponuje w Komisji Trójstronnej lub wojewódzkich komisjach dialogu społecznego żadnych kompromisów, to związki zawodowe pod presją załóg wchodzą w spór zbiorowy – powiedział.

[srodtytul]O co walczą[/srodtytul]

Z danych inspekcji pracy wynika, że w ubiegłym roku, występując do pracodawców w sprawach dotyczących warunków płacy (prawie 33 proc. skierowanych ogółem żądań), związki zawodowe domagały się głównie podwyższenia wynagrodzeń i zagwarantowania pracownikom prawa do nagrody rocznej. Żądały też wprowadzenia dodatkowego wynagrodzenia za pracę w niedziele i święta (oprócz wynikającego z [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=6005563797ADB444BF8528A07D163669?id=76037]kodeksu pracy[/link]).

Z kolei w wystąpieniach dotyczących warunków pracy (21 proc.) domagały się m.in. zwiększenia obsady pielęgniarskiej na dyżurach dziennych i nocnych, zagwarantowania urlopów szkoleniowych dla pracowników medycznych, wprowadzenia zmian w organizacji pracy kierowców czy zapewnienia większej obsady w zespołach pociągowych.

[b] Zdecydowana większość sporów zbiorowych, bo aż 85 proc. (tj. 4610), była prowadzona w oświacie. Po niej spory często były wszczynane w służbie zdrowia (340).[/b]

[srodtytul]Bez ograniczeń…[/srodtytul]

– Strony sporu zbiorowego niejednokrotnie nie przestrzegają procedury przewidzianej w ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych – podkreśla Danuta Rutkowska, rzecznik Głównego Inspektoratu Pracy. – Rokowania są przedłużane, zamiast kończyć się podpisaniem porozumienia lub protokołu rozbieżności.

[b]W wielu firmach, szczególnie państwowych, spory zbiorowe trwają nawet kilka lat, ponieważ przepisy nie określają żadnych terminów ich zakończenia.[/b] Jerzy Wratny, profesor z Uniwersytetu Rzeszowskiego, wskazuje, że brak przepisów określających maksymalny czas sporu zbiorowego, po którym można go uznać za zakończony, powoduje, że formalnie spory te trwają. W konsekwencji w każdej chwili może dojść do strajku, bo nie są podejmowane kroki mające rozwiązać konflikt.

Według danych Państwowej Inspekcji Pracy w ciągu trzech lat – od 2006 do 2008 r. – tylko co 16. spór zakończył się podpisaniem porozumienia.

[srodtytul]… i szans na zmiany[/srodtytul]

Konfederacja Pracodawców Polskich przygotowała wprawdzie propozycje zmian ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, ale trafiły one do szuflady. Przewidywały m.in. zmianę procedury przeprowadzania sporu zbiorowego. Chodzi np. o doprecyzowanie w ustawie przedmiotu sporu i określenie minimalnego okres mediacji.

Obecnie, choć jednym z etapów prowadzenia sporu zbiorowego jest mediacja, bardzo często okazuje się, że związki siadają do rozmów z mediatorami tylko po to, aby chwilę później uznać, że porozumienie z pracodawcą nie jest możliwe. Jak podkreśla Maryla Bryl, psycholog, właścicielka firmy mediacyjnej, mediatorzy są nieraz proszeni o pomoc tylko po to, by zostało to odebrane jako przejaw dobrej woli związkowców i chęć polubownego rozstrzygnięcia sporu.

– Jest to jednak działanie na pokaz. Związki chcą zastosować art. 15 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=86138AFBE012E1F6FF2177E60A45CE7B?id=71035]ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych[/link], zgodnie z którym nieosiągnięcie porozumienia w postępowaniu mediacyjnym uprawnia do podjęcia akcji strajkowej – mówi mediatorka. – A taka akcja może uzasadniać rację bytu działających w firmie związków, szczególnie tych mniejszych.

Pracodawcy wskazują także, że konieczne jest wyznaczenie granic dotyczących czasu podpisania protokołu rozbieżności. Obecnie jego podpisania bardzo często żądają organizacje związkowe. Pozwala on na utrzymanie w nieskończoność stanu konfliktu w zakładzie pracy.