Orzekł tak Sąd Najwyższy 11 grudnia 2006 r. (I PK 124/06).

Marianna K. była główną księgową w miejskim przedsiębiorstwie komunikacyjnym.

We wrześniu 2001 r. została jednocześnie członkiem zarządu, pełniąc jednocześnie obowiązki buchalterki. Z racji awansu nie otrzymała jednak żadnej podwyżki. Za pracę na dwóch stanowiskach pobierała tyle samo, co poprzednio. Kiedy w październiku 2004 r. rada nadzorcza spółki odwołała ją z prezesury i dała równocześnie wypowiedzenie, złożyła pozew o wyrównanie.

Jej zdaniem z momentem włączenia do zarządu łączyły ją ze spółką dwie umowy, każda na inne stanowisko. Dlatego powinna dostać zaległe wynagrodzenie za bycie członkiem tego organu. Przegrała zarówno w pierwszej, jak i drugiej instancji. Samo powołanie do zarządu spółki kapitałowej nie oznacza automatycznego nawiązania stosunku pracy na podstawie powołania określonego w art. 68 kodeksu pracy – uzasadniali sędziowie. Do tego są potrzebne odrębne oświadczenia stron, do czego w opisanej sytuacji nie doszło. A skoro tak, to należy uznać, że kobieta w ramach jednego angażu sprawowała dwie funkcje: księgowej i głównego szefa. Co więcej, obydwie wykonywała za dotychczasową pensję około 2 tys. zł miesięcznie. Gdyby miało być inaczej, odrębne pieniądze za prezesurę należało zagwarantować w umowie o pracę.

Sąd Najwyższy w pełni zaakceptował to stanowisko, oddalając skargę kasacyjną pracownicy.