Śnieg na jezdni, nie mówiąc o lodzie czy zaspach i związanych z tym zjawiskami wypadkach, to nieuchronne opóźnienia w transporcie, a więc także straty dla firm transportowych. Kierowcy ponaglają służby drogowe, ale do sądu nie idą.

– Można sobie takie roszczenia wyobrazić, tym bardziej że np. w transporcie międzynarodowym standardem jest, że właściwie każde opóźnienie obciąża przewoźnika. Z drugiej strony polisy ubezpieczeniowe nie rekompensują strat firm przewozowych – wskazuje adwokata Stanisław Jezierski.

 

 

Potencjalnego odpowiedzialnego stosunkowo łatwo ustalić. Za odśnieżanie drogi publicznej odpowiada zarządca szosy. O tym, kto jest zarządcą, decyduje status drogi.

I tak: za krajowe odpowiada generalny dyrektor dróg krajowych i autostrad, za wojewódzkie – zarząd województwa, za powiatowe – zarząd powiatu, za gminne – wójt (burmistrz, prezydent miasta).

To do zarządcy należy utrzymanie czystości, w szczególności usuwanie skutków np. wichur czy śniegu. W razie wypadku czy innego rodzaju szkód odpowiadać może właśnie zarządca.

– Mamy rocznie kilkanaście sprawa o odszkodowanie za szkody spowodowane powalonym drzewem na drodze, nieco więcej za dziury w jezdni, ale nie odnotowujemy podobnych żądań w związku ze śnieżycami

– wskazuje Helena Włodarczyk, naczelnik w zielonogórskim Oddziale Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. – I dobrze, żadna dyrekcja drogowa nie jest w stanie od razu oczyścić wszystkich szos.

 

 

– W ostatnich kilkunastu latach mieliśmy trzy naprawdę ciężki zimy, które przyniosły branży znaczne straty, pojawiały się wtedy postulaty o wsparcie dla branży, ale nic z tego nie wyszło – wskazuje Katarzyna Nowakowska, rzecznik Pekaesu. – Nie dziwię się zbytnio, że nie ma indywidualnych roszczeń, pozwów, gdyż po drugiej stronie pojawi się zaraz zarzut siły wyższej.

Wszyscy nasi rozmówcy się zgadzają, że obecnej śnieżycy nie można zakwalifikować jako siły wyższej.

– Dwie rzeczy są w takim sporze kluczowe: wykazanie zawinienia po stronie drogowców oraz szkody po stronie przewoźnika – wskazuje mec. Agata Jeleszuk. – Miasto (drogowcy) będzie się bronić, że więcej się zrobić nie dało. Wbrew pozorom przewoźnik też nie ma łatwo: musi wykazać szkodę, a nie każde opóźnienie oznacza dla niego ekstrawydatki. Można mu też zarzucić, że powinien złe warunki w zimie brać pod uwagę.

 

 

Narzekałem na władze miejskie w drodze sądu po ośnieżonych i zakorkowanych ulicach, ale na rozprawę zdążyłem. Wyjechałem jednak godzinę wcześniej. Przewoźnik nie może zimowego, burzowego dnia wstawać tak samo jak każdego innego i mówić, że został zaskoczony śnieżycą. Takie przypadki, zwłaszcza w działalności gospodarczej, trzeba przewidywać i dostosować do nich nasze zachowania. Ta sama uwaga dotyczy też np. pracownika. Zima ma swoje prawa. Aby mówić o odpowiedzialności miasta, administracji drogowej, musiałaby ona dopuścić się ewidentnego zaniedbani. W razie śnieżycy każda służba ma problemy, nikt mas śniegu nie usunie natychmiast.