W ustawie z 10 września 2015 r. o wspieraniu polubownych metod rozwiązywania sporów postanowiono m.in., że sprawy o nadanie klauzul wykonalności wyrokom sądów arbitrażowych będą odtąd toczyć się przed sądami apelacyjnymi, zamiast przed sądami właściwości ogólnej dłużników. Wnioski zaś wierzycieli w tej materii, nie dość, że już obciążone wpisem sądowym w wysokości 300 zł, miały być odtąd dłużnikom dodatkowo doręczane, by ci mieli szansę na ewentualną odpowiedź.

CZYTAJ TEŻ: Jak działa sąd w internecie? Jest szybszy i tańszy, i już działa

Przepisy weszły w życie z początkiem 2016 r. i w zasadzie zablokowały wprowadzenie e-arbitrażu dla małych spraw np. przy oszustwach przy zakupach w sklepach internetowych. Przy takiej opłacie zwyczajnie się to nie opłacało. Dlaczego tak się stało i jak to zmienić? – pyta mec. Robert Szczepanek, współtwórca Pierwszego Elektronicznego Sądu Polubownego przy Stowarzyszeniu Notariuszy RP.

Wina oszustów

W lutym 2015 r. w spółce Petro Invest Plus nieoczekiwanie pojawił się komornik. Okazał tytuł wykonawczy: wyrok Niezależnego, Międzynarodowego Sądu Arbitrażowego Binar z siedzibą w Warszawie i dość szybko zajął konta firmy. Był tylko jeden problem. Nikt w spółce nigdy nie słyszał ani o rzekomym wierzycielu, który oddał sprawę do sądu Binar, ani o samym sądzie. Jak ustalili prokuratorzy, w latach 2013-2015 oszuści z Estonii stworzyli fikcyjny sąd arbitrażowy i sfałszowali wyroki wobec 56 innych jeszcze polskich spółek. Jakkolwiek sprawcy siedzą już w więzieniu to jednak tak się nieszczęśliwie złożyło, że przestępczą działalność prowadzili w tym samym okresie, kiedy polski parlament pracował nad przepisami o wspieraniu polubownych metod rozwiązywania sporów. W konsekwencji zmienili historię polskiego arbitrażu. W praktyce ta sprawa i zmiana prawa zamknęła drzwi sądów arbitrażowych dla spraw mniejszej wagi, drobnych, o masowym charakterze.

Nowe technologie i nowe sądy

Tymczasem już kilka lat po rygorystycznej zmianie przepisów o arbitrażu, nowe technologie dały asumpt do powstawania sądów arbitrażowych online. – Takie rozwiązania stają się powoli światowym standardem, popularnym, bo odciążają sądownictwo państwowe. E-arbitraż wszedł przy tym w branże niezagospodarowane dotąd przez „stacjonarne” sądy polubowne – zakupy w sklepach internetowych, pożyczki konsumenckie, rachunki za media czy niezapłacone faktury. Jego czołowymi przedstawicielami są: brytyjski Online Civil Money Claims Court, kanadyjski Civil Resolution Tribunal, amerykański e-arbitraż eBay, rozpoznający 60 milionów drobnych sporów rocznie oraz mający porównywalną liczbę spraw, chiński West Lake Court w Hangzhou. Zaś na polskim podwórku Ultima Ratio, CODR czy OAC – wylicza mec. Szczepanek.

CZYTAJ TEŻ: Pracownicy tych zawodów zmienią branżę. Na IT

Jak podkreśla, dzięki szybkiej procedurze, w pełni cyfrowym aktom spraw, elektronicznym doręczeniom i multimedialnym środkom dowodowym e-arbitraż doskonale radzi sobie z drobnymi sprawami, a strony są z tej formy rozwiązywania sporów bardziej niż zadowolone. Postępowania trwają bowiem krótko, a prowadzi się je wygodnie, niedrogo oraz – co w czasach pandemii Covid-19 niezwykle ważne – bez wychodzenia z domu.

E-arbitraż – w którą stronę?

Dla krajowych podsądnych wspomniane ułatwienia kończą się jednak w chwili składania wniosku o klauzulę wykonalności dla uzyskanego orzeczenia. Strona, którą np. oszukano podczas zakupów w sklepie internetowymi i która uzyskała korzystny dla siebie wyrok arbitrażowy, musi złożyć wniosek o jego zatwierdzenie w jednym z 11 sądów apelacyjnych oraz uiścić wspomnianą opłatę w wysokości 300 zł. Tymczasem cała wartość przedmiotu sporu w sprawach konsumenckich rzadko przekracza taką kwotę. Wniosek jest też doręczany sprzedawcy, pomimo że miał on już w trakcie postępowania arbitrażowego możliwość przedstawienia swoich argumentów.

CZYTAJ TEŻ: Pandemia zmienia pozapłacowe benefity pracownicze

Można zatem przyjąć dwa scenariusze. W pierwszym, e-arbitraż w sprawach mniejszej wagi, drobnych, o masowym charakterze nie przyjmuje się ze wspomnianych powodów. W drugim, strony będą decydować się na e-arbitraż nawet w drobnych sprawach, bo jego zalety i tak rekompensują koszty i niedogodności związane z postępowaniem klauzulowym. Sądy apelacyjne zostaną wówczas zasypane wnioskami o klauzule wykonalności w tak trywialnych sprawach, jak reklamacje kupionego w sieci obuwia czy niezapłacone rachunki za telefon komórkowy – zauważa Robert Szczepanek.

Potrzebna kontrola

Jak podkreśla prawnik, powstanie e-arbitrażu daje wymiarowi sprawiedliwości unikalną szansę na przekierowanie tam strumienia spraw, które nigdy nie powinny trafić na wokandy sądów powszechnych. Państwo i tak ma przecież obowiązek wspierania pozasądowych metod rozstrzygania sporów, a na arbitraż zgodzić się muszą obydwie strony. Po pierwsze, jak zauważa Szczepanek, z pewnością powrót do poprzedniego stanu prawnego, gdzie klauzule wykonalności wyrokom sądów polubownych nadawały sądy powszechne właściwości ogólnej dłużnika, wydaje się być dziś rozwiązaniem nie tyle pożytecznym, co nieodzownym.

CZYTAJ TEŻ: Kościński: Zmieniamy całą administrację finansową

– Po drugie zaś, aby usatysfakcjonować sceptyków obawiających się potencjalnych nadużyć, należałoby rozważyć celowość roztoczenia nad stałymi sądami polubownymi mechanizmów kontrolnych o charakterze regulacyjnym. Podobne rozwiązania obowiązują już w przypadku sporów konsumenckich, co do których UOKiK prowadzi listę stałych sądów arbitrażowych uprawnionych do ich rozwiązywania. Będąc w pełni świadomym delikatnej natury tego zagadnienia, listę mógłby prowadzić UOKiK lub któryś z sądów rejestrowych, zaś obecność na niej mogłaby skutkować prostszą procedurą klauzulową – sugeruje mecenas Szczepanek.