Z najnowszego raportu Państwowej Inspekcji Pracy zaprezentowanego w środę w Sejmie wynika, że poprawia się sytuacja pracowników w dużych sklepach, a pogarszają się w małych. Z takimi wnioskami nie zgadzają się związkowcy. Ich zdaniem supermarkety zamiast umów o pracę podpisują kontrakty z prowadzącymi działalność gospodarczą i tym sposobem omijają kontrole PIP.
Podzielony rynek
– O ile w dużych sklepach wykrywane nieprawidłowości dotyczą pojedynczych pracowników, o tyle w mniejszych, które trudniej nam kontrolować, większych grup zatrudnionych – mówi Halina Tulwin, dyrektor biura prawnego w Głównym Inspektoracie Pracy. – Większe są tam zaległości w płaceniu wynagrodzeń. A co dziesiąty zatrudniony w skontrolowanych małych sklepach nie przeszedł okresowych badań lekarskich.
Zdaniem Alfreda Bujary, szefa sekcji Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ „Solidarność", wnioski z raportu są zbyt optymistyczne.
– Sieci handlowe nauczyły się, jak radzić sobie z kontrolerami PIP – mówi Bujara. – Dlatego nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że w wielkich sieciach warunki pracy się poprawiają. Poza tym największe sieci handlowe uciekają w leasing pracowniczy i samozatrudnienie. To samo dotyczy nowo zakładanych minisupermarketów, działających na zasadzie franczyzy, gdzie trudno znaleźć pracownika na etacie. W ten sposób sieci handlowe nie są odpowiedzialne za przestrzeganie prawa pracy.
Związkowcy podkreślają, że problemem są za wąskie uprawnienia PIP, która nie kontroluje osób na kontraktach cywilnoprawnych. Dlatego w dużych sieciach przybywa samozatrudnionych.
– Największe sieci handlowe starają się o swoich pracowników, organizują programy pomagające im się rozwijać, godzić pracę z życiem rodzinnym, wspierają zatrudnienie osób niepełnosprawnych – ripostuje Grażyna Spytek-Bandurska, ekspert Konfederacji Lewiatan. – Nawet te, którym kilka lat temu powinęła się noga, teraz starają się o zachowanie wysokich standardów zatrudnienia.
Potwierdzają to prawnicy. I tłumaczą, że dzięki fali procesów przeciwko największym sieciom handlowym poza niewielkimi niedociągnięciami teraz panuje w nich porządek.
Setki bez nadzoru
Nie dotyczy to wszystkich. Jedna z największych działających sieci w Polsce nie ma w swoich sklepach ani jednego pracownika na etacie.
– Ta sieć korzysta ze specyficznej franczyzy, dzięki której pełną odpowiedzialność przenosi na osobę prowadzącą sklepik i wymusza samozatrudnienie. W taki układ wpisane jest ogromne podporządkowanie samozatrudnionego, jakby pracował na etacie – mówi Lech Obara, radca prawny z Olsztyna, który wywalczył dla pracowników sieci handlowych odszkodowania za wypadki przy pracy i dodatki za nadgodziny. – Samozatrudnieni nie podlegają pod kontrole PIP, a sieć handlowa może żądać od nich weksli na zabezpieczenie ewentualnych roszczeń, co byłoby niemożliwe wobec etatowych pracowników. Dziwnym trafem do prowadzenia sklepów w tej sieci są wybierane osoby z mieszkaniami czy innym majątkiem, który tracą, gdy sieć występuje z roszczeniami. A przed wekslem bardzo trudno się bronić. Bez względu na to, czy są one uzasadnione, czy też nie – tłumaczy.