Nękanie Marii D. zaczęło się w połowie 2005 r. Pracowała w spółce Skarbu Państwa. Po zmianie jej władz została odsunięta od pracy. Gdy wpadła z tego powodu w depresję i poszła na zwolnienie lekarskie, po powrocie dostała wypowiedzenie. Po czterech latach procesu udało się jej odzyskać stanowisko. Ten sam przełożony przeniósł ją wtedy do oddziału spółki oddalonego o 250 km od jej miejsca zamieszkania.

Nie wytrzymała i skierowała zawiadomienie do prokuratury, że jest złośliwie nękana. Stołeczna prokuratura nawet jej nie przesłuchała i umorzyła sprawę. Sąd rejonowy, uchylając to postanowienie, nakazał prokuratorowi wnikliwsze zajęcie się zarzutami pracownicy, a ten po raz drugi umorzył postępowanie.

– Nie mamy wyjścia, musimy sami złożyć akt oskarżenia w tej sprawie – mówi Bartłomiej Jędrzejak, adwokat z kancelarii Gujski Zdebiak.

Problem PIP

Podobne kłopoty ma Państwowa Inspekcja Pracy. W zeszłym roku inspektorzy skierowali do prokuratury 776 zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa (w 2012 r. – 987). W większości dotyczyły one udaremniania lub utrudniania inspektorom wykonywania czynności służbowych, złośliwego lub uporczywego naruszania praw pracowniczych oraz fałszowania dokumentów i poświadczania nieprawdy. Prokuratura wszczęła tylko 179 postępowań, które wciąż się toczą. 274 postępowania umorzono, głównie z powodu uznania, że „czyn sprawcy nie wyczerpuje ustawowych znamion czynu zabronionego".

Śledczy umarzają sprawy, nawet gdy sąd każe im wnikliwiej zająć się nimi

Aby uniknąć takich incydentów w przyszłości, Główny Inspektorat Pracy w ostatnich tygodniach podpisał porozumienie o współpracy z Prokuraturą Generalną. Jeszcze w tym roku mają się odbyć serie spotkań, w trakcie których prokuratorzy i inspektorzy nawiążą ze sobą kontakt i ustalą, jak zwiększyć skuteczność w tego rodzaju sprawach.

Złośliwie i uporczywie

Problemem jest niejasny przepis art. 218 kodeksu karnego. Przewiduje on karę grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch dla osób naruszających prawo pracy, pod warunkiem jednak, że doszło do tego w sposób złośliwy lub uporczywy. Dla prokuratorów kłopotliwe okazuje się określenie, jakie zachowanie pracodawcy należy uznać za złośliwe. Przełożony może zawsze przecież tłumaczyć się, że przeniesienie pracownika do odległej miejscowości było podyktowane zmianami organizacyjnymi, albo że wydając kolejne polecenia służbowe, chciał tylko zdyscyplinować pracownika.

Sporo kłopotów jest z drugą przesłanką, czyli uporczywością postępowania. Czy za uporczywe naruszanie praw pracownika można uznać np. spóźnienia w wypłacie wynagrodzenia przez dwa miesiące z rzędu, czy musi to trwać przez co najmniej pół roku.