Tylko przypadek spowodował, że kilku przedsiębiorców nie dostało kar za nieopłacenie przejazdu po drogach krajowych. W porę zorientowali się, że choć wpłacili pieniądze na konto viaTOLL, mają za mało środków, by ich kierowcy mogli ruszyć w długą trasę. Wpłacone pieniądze bez żadnego uprzedzenia zniknęły, a na koncie została kwota, która mogła się wyczerpać nawet w jeden dzień. A to z kolei mogło się skończyć nałożeniem kar po 3 tys. zł na każdej bramce.
Pieniądze co prawda po kilku dniach wróciły na konta, ale przedsiębiorcy nie kryją oburzenia.
Minimum na koncie
– Bez żadnego ostrzeżenia i wyjaśnienia z konta zniknęło mi 700 zł, po tym jak dopiero co je wpłaciłem. Zostało tylko 100 zł, a ta kwota mogła się skończyć w trakcie jazdy – mówi nam jeden z przedsiębiorców proszących o zachowanie anonimowości. Wszedł na swoje konto przez przypadek. Gdy zobaczył, że nic na nim nie ma, zadzwonił do operatora systemu viaTOLL. Został poinformowany, że pieniądze zostały pobrane w związku z korektą opłat.
Chodziło o to, że system nie pobrał od niego w przeszłości odpowiedniej należności za przejazdy. Znów więc pojechał do punktu obsługi klienta systemu viaTOLL i dopłacił na konto 1000 zł. Upewnił się, że wszystko teraz się zgadza, a zaległości zostały uregulowane.
– Rano załadowałem samochód. Dla pewności jeszcze raz wszedłem na konto i znowu zostało tylko 100 zł – opowiada przedsiębiorca. Dodaje, że po kilu dniach wróciły wszystkie środki, ale gdyby ruszył wtedy w trasę, pieniądze szybko by się skończyły i nie uniknąłby kar za jazdę bez opłaty.
Za mało na jazdę
Kamilowi Kiwiorowi z Kiwi-Trans system ściągnął niewiele, bo 75 zł. Też jednak nie został o tym uprzedzony.
– Najpierw zwrócili mi połowę, a później pozostałe pieniądze. Nie wiem, za co i na jakiej podstawie dokonano tych operacji – mówi Kamil Kiwior.
Pieniądze znikały z kont w efekcie opóźnienia w rozliczeniu przejazdów po dwóch trasach. Dorota Prochowicz, rzecznik viaTOLL, tłumaczy, że wynikało to z błędnego skonfigurowania osprzętu, przez co przejazdy zostały zarejestrowane, ale nie rozliczone. Zapewnia, że nie zdarzyło się, by saldo konta użytkownika zeszło poniżej progu ostrzegawczego – 100 zł na pojazd.
– W przypadku, gdy korekta dotyczyła większej kwoty, prosiliśmy użytkowników o doładowanie konta – tłumaczy. Zapewnia, że wszystkim zwrócono pieniądze.
Jednemu z przedsiębiorców łącznie zniknęło 4 tys. zł. Z tym, że na koncie zostawały kwoty poniżej 100 zł – najmniej 40 zł. Jak sam przyznaje, miał dużo szczęścia, że zauważył niedobór środków przed wyruszeniem w trasę.
Nie wiadomo, ile było takich przypadków i czy wszyscy mieli tyle szczęścia, by w porę uzupełnić konto. Tymczasem kierowcy w jeden dzień przejeżdżają czasem za ponad 200 zł. Tak więc kwoty na koncie mogły się wyczerpać w połowie drogi. Czy uniknęliby kary, gdyby Głównej Inspekcji Transportu Drogowego tłumaczyli brak środków korektą opłat, o której nikt ich nie uprzedził?
Twarde prawo
– Inspekcja miałaby obowiązek nałożyć w takiej sytuacji karę za jazdę bez wniesionych opłat – przyznaje Mariusz Miąsko z Kancelarii Prawnej Viggen. Tłumaczy, że tego wymagałoby prawo, a główny inspektor transportu drogowego jest niezależny od operatora viaTOLL. Dodaje, że nie można jednak pobrać środków zdeponowanych na takim koncie bez uprzedzenia.
– Ta sytuacja jest skandaliczna. Kierowcy zostali narażeni nie tylko na kary. Zakładając, że ostatecznie takie przypadki zostałyby rozpatrzone przez GITD na korzyść kierowców, to musieliby poświęcić sporo czasu na wyjaśnienie sprawy i w dodatku ponieść koszty związane choćby z obsługą prawną – mówi Mariusz Miąsko.
Przewoźnicy i tak stracili czas i pieniądze na dojazdy do punktów obsługi klienta. Oczywiście mogliby zrobić przelewy, ale wówczas środki na koncie viaTOLL pojawiłyby się dopiero następnego dnia po zaksięgowaniu wpłat.
Mariusz Miąsko ocenia, że operator prawdopodobnie chciał pobrać pieniądze za niedziałające bramownice. Niektórym przewoźnikom naliczono korektę za taki właśnie przejazd. Jedna z telewizji pokazała taką bramownicę ze zdemontowanym agregatorem. Hałasował w nocy, więc osoby mieszkające w pobliżu go odłączyły.