Aktywność w sieci może na nas sprowadzić kontrolę fiskusa. Urzędy sprawdzają przede wszystkim, czy osoba wystawiająca towary na aukcjach nie prowadzi klasycznej działalności gospodarczej. Jeśli tak jest, oszacują jej dochody i opodatkują.
Kiedy mamy firmę
Osoby, które handlują w internecie na większą skalę, powinny więc się zastanowić, czy nie muszą zarejestrować działalności gospodarczej. Wszystko zależy od okoliczności transakcji, czyli od tego, czy działamy w sposób zorganizowany, ciągły i kierujemy się chęcią zysku.
Co może potwierdzać, że faktycznie prowadzimy działalność? To, że:
- kupujemy rzeczy w celu dalszej sprzedaży (np. kilka takich samych egzemplarzy, których nawet nie rozpakowaliśmy),
- nasze działania są zorganizowane – regularnie współpracujemy z kontrahentami, korzystamy z usług firmy kurierskiej, pomagają nam inne osoby, wykorzystujemy pomieszczenia,
- handel w sieci to nasze podstawowe źródło utrzymania.
Przykład:
Pan Kowalski kupił w marcu rower. W październiku sprzedał go na aukcji internetowej. Często tak robi ze sprzętem sportowym – kupuje, używa, potem sprzedaje i nabywa nowszy model. Czy jest w związku z tym przedsiębiorcą?
Nie. Co innego, gdyby kupił większą ilość rowerów oraz akcesoriów i sprzedał w ogóle ich nie eksploatując. Urząd może to uznać za działalność handlową nastawioną na zysk. Pan Kowalski powinien wtedy zarejestrować działalność gospodarczą i rozliczać przychody w ramach firmy.
Po pół roku bez PIT
Jak się rozliczyć, jeśli tylko od czasu do czasu handlujemy w Internecie i nic nie wskazuje na to, że prowadzimy działalność gospodarczą? Jeśli sprzedamy jakąś starą rzecz, nie musimy w ogóle wykazywać transakcji. Chodzi o przedmioty, które nabyliśmy pół roku temu. Termin ten liczy się od końca miesiąca, w którym je kupiliśmy.
Rozliczyć się z fiskusem trzeba przy sprzedaży nowszych rzeczy. Ale tylko wtedy, gdy sprzedaliśmy za więcej, niż kupiliśmy. Wtedy z transakcji wykazujemy dochód, doliczamy go do innych (np. z umowy o pracę) i od całości płacimy podatek według skali.
Inwigilacja w sieci
Prowadzenie działalności handlowej bez zgłoszenia w urzędzie, ukrywanie wysokości obrotu, wykorzystywanie kont należących do rodziny bądź znajomych – to tylko niektóre grzechy internautów opisywane w raporcie Ministerstwa Finansów o ubiegłorocznych kontrolach skarbowych.
Fiskus chwali się w nim swoimi sukcesami. Przykładowo, jeden z internetowych handlarzy sprzedał sprzęt komputerowy za ponad 5 mln zł. Nie ewidencjonował obrotu, urząd nakazał mu więc zapłatę 1 mln zł zaległości. Oprócz tego sąd wymierzył mu karę 10 miesięcy pozbawienia wolności (w zawieszeniu na 5 lat) i przyznał kuratora.
Urzędnikom nieobcy jest też świat wirtualnych gier. Wykryli internautę, który handlował m.in. wyposażeniem dla stworzonych w grach postaci (pozwalało wyróżniać się wśród innych graczy) i kodami. Sprzedał akcesoria za 765 tys. zł, ale częścią zarobku będzie musiał podzielić się ze Skarbem Państwa.
Co na to sąd
O tym, że ciężko ukryć transakcje w sieci, świadczy np. sprawa rozpatrywana przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Opolu (sygn. I SA/Op 239/08). Urząd kontroli skarbowej sprawdził podatnika handlującego w Internecie i uznał, że prowadził niezarejestrowaną działalność gospodarczą.
Sprzedawał on na aukcjach internetowych sprzęt elektroniczny i AGD. Na podstawie wyciągów z rachunku bankowego, informacji z firmy prowadzącej portal aukcyjny oraz Poczty Polskiej fiskus określił podatnikowi dochód.
Także sąd uznał, że okoliczności sprawy (sprzedaż ponad 600 artykułów w ciągu roku, wykorzystywanie przeznaczonego na obsługę transakcji konta bankowego, sprzedawanie nowych, takich samych rzeczy) przemawiają za tym, że podatnik faktycznie prowadził działalność gospodarczą.