Minimalną liczbę wnioskodawców o przeprowadzenie wyborów do nowego samorządu załogi wyznacza art. 8 ust. 1 [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=181671]ustawy z 7 kwietnia 2006 r. o informowaniu pracowników i przeprowadzaniu z nimi konsultacji (DzU nr 79, poz. 550 ze zm.; ustawa)[/link]. Właśnie tak zacznie się zapewne po 23 marca bieżącego roku większość procedur zmierzających do ukonstytuowania rady pracowników. Przepisy przewidują trzy sposoby jej utworzenia: demokratyczny, desygnację i mieszany. Dziś omawiamy metodę demokratyczną, polegającą na tym, że na gremium głosują sami zatrudnieni, wybierając spośród kandydatów przez siebie zgłoszonych. Zastosują ją wkrótce niemal wszystkie zakłady zobowiązane do rozpisania wyborów, czyli angażujące od 50 do 99 pracowników. W ogóle nie mają one bowiem związków zawodowych, a jeśli już mają, to na tyle słabe i nieliczne, że nie korzystają ze statusu reprezentatywności w rozumieniu art. 241[sup]25a[/sup] § 1 kodeksu pracy. Co znaczy związek reprezentatywny, wyjaśniliśmy w DF z 13 lutego 2008 r.
Inicjatywa zorganizowania głosowania na członków organu należy zatem do personelu. To bardzo ważne, gdyż bez wniosku pracodawca nie powinien przedsiębrać żadnych kroków. Załóżmy, że od września 2007 do lutego 2008 r. spółka Alfa zatrudniała średnio 57 osób, a w marcu przyjęła dodatkowe. Prezes 28 marca dostarczył każdemu pracownikowi informacje o osiągnięciu trzy dni wcześniej minimalnego pułapu średniego zatrudnienia 50 osób obligującego go do założenia rady. W pismach zaznaczył, że czeka na wniosek przynajmniej 10 proc. pracowników. Do zarządu trafiło wkrótce osiem osobnych wniosków. Kadrowa stwierdziła, że powinno to być jedno pismo podpisane przez przynajmniej sześciu pracowników. To nieprawda. Rzeczywiście, ustawa mówi w art. 8 ust. 1 o wniosku grupy minimum 10 proc. pracowników. Nie należy jednak podchodzić do tego tak rygorystycznie. Intencją prawodawcy było zapewne, by przynajmniej tylu zatrudnionych wyraziło wolę wyłonienia rady. W tym wypadku zrobiło to znacznie więcej niż wymagane 10 proc., tyle że na odrębnych drukach. Skoro tak, to pracodawca powinien szykować wybory. [link=http://grafik.rp.pl/grafika2/189837]Patrz wniosek o przygotowanie wyborów.[/link]
Ważne jest, byśmy zadbali o potwierdzenie faktu przekazania wniosku przez zatrudnionych. W ten sposób unikniemy ewentualnych zatargów z podwładnymi i zyskamy ważki dowód przydatny w ewentualnym sporze sądowym. Warto więc pokusić się o uregulowanie tej kwestii np. w informacji o osiągnięciu limitu 50 zatrudnionych. Możemy w niej podać, gdzie pracownicy mają złożyć wniosek, np. w dziale kadr za potwierdzeniem odbioru, do urny umieszczonej przed gabinetem prezesa czy do rąk dyrektora personalnego.
[b]Jestem kadrową w spółce z udziałem niemieckiego kapitału z 67 pracownikami. Działamy w Poznaniu i okolicach. Firma od dawna prowadzi otwartą politykę informacyjną wobec personelu, a ważniejsze kwestie omawia z dwoma jego przedstawicielami. Czy możemy zawrzeć z załogą porozumienie o informowaniu i konsultacji tak, by uniknąć powołania rady pracowników?[/b] – pyta czytelniczka DOBREJ FIRMY.
Niestety, nie. Zatrudniający 50 – 99 pracowników nie mogą teraz zawrzeć takiego porozumienia, choćby spełniało ono ustawowe standardy informacji i konsultacji, a sami mieli bogate tradycje we współpracy z kadrami w tym względzie. Ustawa dawała wprawdzie w art. 24 ust. 1 taką możliwość, ale jednocześnie kazała takie porozumienia zawierać przed jej wejściem w życie, czyli przed 25 maja 2006 r. Wobec tego pracodawcy osiągający limit zatrudnienia po 23 marca br. albo też nowo powstający czy wchodzący na nasz rynek nie mają dziś prawa podpisać takiego porozumienia.
[b]Pracownicy milczą i nie kwapią z dostarczeniem wniosku o powołanie rady? Nic na to nie poradzisz – musisz czekać na wniosek. Nie bój się jednak, że kontroler ukaże cię mandatem za bezczynność [/b]
Bardzo ważne jest zatem, by propozycja rozpisania wyborów wyszła od zatrudnionych. Może się jednak zdarzyć, że wcale nie będą się do tego kwapić np. z obawy przed utratą posad, bo nie znają przepisów albo nie ma chętnych do zasiadania w radzie – powód nie gra roli.
Eksperci podkreślają, że wybór rady to uprawnienie załogi, a nie obowiązek. Dlatego szefowi nie wolno nic robić, gdy podwładni milczą. W szczególności nie może on w żadnym wypadku naciskać na nich czy sam, bez wniosku, wyznaczyć daty przeprowadzenia wyborów. Stanowisko takie zajął 13 lipca 2006 r.
Generalny Inspektorat Pracy (GNP-152-4560-361/06/PE). „Stosownie do art. 8 ust. 1 ustawy (...) pracodawca jest zobowiązany do przeprowadzenia wyborów wówczas, gdy otrzyma w tej sprawie pisemny wniosek grupy co najmniej 10 proc. pracowników lub zostanie powiadomiony przez organizacje związkowe o niezawarciu porozumienia oraz o kandydatach na członków rady pracowników zgłoszonych przez te organizacje” – czytamy w piśmie.
Dlatego nie powinniśmy się bać odpowiedzialności za to, że pozostajemy w bezczynności. Inspektor nas za to nie ukarze.
Czytelnicy sygnalizują, że pracodawcy często wysyłają pracownikom pismo ponaglające lub wyznaczające terminy na zgłoszenie wniosku o przeprowadzenie wyborów. Nie ma przeszkód, by szef starał się szerzyć wśród kadr wiedzę na temat przepisów o informowaniu pracowników i przeprowadzaniu z nimi konsultacji. Powinien się jednak powstrzymać od wywierania na nich nacisku, a tym bardziej od zakreślania dat, do kiedy muszą zgłosić wniosek.
Jeśli już się zdecyduje wysłać pismo nawet z terminami, to powinien wyraźnie w nim zaznaczyć, że ma ono charakter jedynie informacyjny, a nie wiążący.
Bez wniosku zatrudnionych szef nie powinien nawet się przymierzać do przygotowania wyborów do rady. Musi zatem czekać na sygnał od załogi, choćby minął ustawowy termin, do kiedy musi te wybory zorganizować (23 września bieżącego roku).
By zapobiec takim patowym sytuacjom, ustawa zmusza niekiedy pracodawcę do działania. Musi on poinformować pracowników w sposób zwyczajowo przyjęty o możliwości powołania rady i jej uprawnieniach. Zgodnie z ustawą pracodawcy, którzy osiągną po 23 marca 2008 r. pułap 50 zatrudnionych, mają to uczynić do 23 lipca bieżącego roku. Zawiadomienie możemy np. powiesić na tablicy ogłoszeń, upublicznić przez firmowy radiowęzeł czy intranet, wysłać każdemu na indywidualne konto e-mailowe lub dostarczyć na odrębnym piśmie. Powinno ono określać m.in.
- liczbę zatrudnionych w firmie i wynikający z tego obowiązek założenia rady,
- kto może głosować, a kto kandydować do gremium,
- jakie rada ma uprawnienia,
- gdzie i do kogo (np. do dyrektora personalnego, do urny) oraz w jakiej formie (na kartce, e-mailem, za pośrednictwem poczty) składać wniosek o zorganizowanie wyborów,
- podstawę prawną, czyli ustawę.
Mamy obowiązek poinformowania o możliwości utworzenia rady i jej kompetencjach także, jeśli pracownicy nie zgłoszą wniosku o przeprowadzenie wyborów do gremium. Uczulam, że należy bardzo skrupulatnie wypełnić te formalności i jasno wyrażać swoje intencje. Zwłaszcza pracodawcy powinni się postarać, by informacja o możliwości założenia rady i jej prawach dotarła do wszystkich zatrudnionych >[link=http://grafik.rp.pl/grafika2/189838]patrz druk.[/link]
[b]Gdy dostałeś wniosek o urządzenie wyborów do gremium, przygotuj papier i uzbrój się w cierpliwość. Czekają cię negocjacje, spisywanie regulaminów oraz wyznaczanie i pilnowanie terminów[/b]
Gdy minimum 10 proc. pracowników przekaże nam wniosek o zorganizowanie głosowania na członków rady, musimy działać.
Nawet jeśli go dostaniemy po 23 września br., do kiedy to ustawa każe nam się wywiązać z tego zadania. Zaczynamy od uzgodnienia z przedstawicielami pracowników regulaminu komisji wyborczej, który ma określać:
- jej skład,
- zasady powoływania,
- tryb działania.
Powinno to wyglądać tak, że najpierw opracowujemy projekt regulaminu, a potem uzgadniamy go z reprezentantem zatrudnionych. Jeśli rozmowy nie skończą się kompromisem w ciągu 30 dni, sami uchwalamy regulamin. Ustawa nie precyzuje szczegółów co do składu osobowego komisji wyborczej. Nie wymaga też, by w ogranie tym zasiadali wyłącznie pracownicy firmy.
Dlatego do udziału w ogranie wolno zaprosić oprócz zatrudnionych:
- przedstawicieli pracodawcy, np. członków rady nadzorczej spółki czy organu przedstawicielskiego, kadrową,
- współpracujących z zakładem zleceniobiorców, innych wykonawców, np. samozatrudnionych,
- osoby zupełnie postronne, np. członków działającej w danej miejscowości ponadzakładowej organizacji związkowej czy organizacji społecznych.
Przepisy nie wskazują też minimalnej i maksymalnej liczby członków komisji. Strony mają zatem prawo dowolnie uregulować te kwestie w regulaminie. Nie ma też przeszkód, by do komisji weszli wyłącznie przedstawiciele zatrudniającego czy też wyłącznie załogi. Równie dobrze będzie, gdy pół składu obsadzi na własną rękę pracodawca, a drugą połowę – zatrudnieni. Warto jednak ustalić nieparzystą liczbę członków komisji, tak by w razie równowagi głosów przesądził przewodniczący. Szczególnie rozważnie należy zatem wybrać przewodniczącego gremium. Funkcję tę powinien objąć ktoś cieszący się szacunkiem, wzbudzający zaufanie, lubiany przez szefów i współpracowników, dający gwarancję obiektywizmu i znający przepisy o informowaniu i konsultacji. Zwykle firmy decydują się na komisje z równym udziałem zarówno reprezentantów pracodawcy, jak i personelu, na czele np. z pracownikiem socjalnym, prezesem ds. kadrowych czy naturalnym liderem pracowników.
Szef ustala również w regulaminie komisji wyborczej zasady powołania komisji. Ustawa nie daje tu żadnych wytycznych. Komisję wolno zatem wybrać na różne sposoby, np. prezes zarządu wskazuje trzy osoby i przewodniczącego, poszczególne działy głosują na pozostałych trzech członków albo decydują, że w komisji zasiądą kierownicy poszczególnych działów przedsiębiorstwa. Oczywiście te sprawy uzgadnia z przedstawicielami pracowników. Potem pora na zasady działania organu. W tej części określamy zadania komisji, czyli:
- przygotowanie wyborów do rady pracowników od strony formalnej i organizacyjnej,
- sposób liczenia oddanych głosów,
- zapewnienie równych, sprawiedliwych i tajnych wyborów,
- rozpatrzenie uwag zainteresowanych.
Po otrzymaniu wniosku od pracowników o organizację wyborów czas, by firma powiadomiła ich o dacie przeprowadzenia wyborów do rady i wyznaczyła ostateczny termin – nie krótszy niż 21 dni – na zgłaszanie kandydatów. Zawiadomienie o dacie wyborów załoga musi dostać najpóźniej na 30 dni wcześniej (czyli w mniejszej firmie najpóźniej 23 sierpnia 2008 r.) w trybie zwyczajowo przyjętym w zakładzie, czyli np. przez intranet, na tablicy ogłoszeń, w odrębnym piśmie. Kandydatów zgłaszają na piśmie grupy przynajmniej dziesięciu zatrudnionych w zakładach angażujących do 100 osób łącznie. A co, jeśli ten ostatni nie zareaguje, nie zaproponuje kandydatów albo też nie będzie chętnych? Czy mimo to pracodawca jest zobowiązany zorganizować wybory najpóźniej do 24 listopada? Ukształtowały się dwie teorie. Według pierwszej – tak. Niektórzy eksperci twierdzą jednak inaczej – trzeba czekać na ruch ze strony załogi, bo inaczej przedsiębiorca naraża się na zarzut doboru posłusznych mu figurantów.
[ramka][b]Zaokrąglamy raczej w dół[/b]
[b]Komentuje Maciej Chakowski, wspólnik zarządzający w spółce C & C Chakowski & Ciszek[/b]
W świetle art. 7 ust. 1 ustawy liczbę zatrudnionych ustalamy według przeciętnej liczby pracowników z ostatnich sześciu miesięcy poprzedzających dzień zawiadomienia personelu o możliwości powołania rady i jej kompetencjach. Niektórzy eksperci twierdzą, że chodzi o 6 proc. średniego zatrudnienia, jakie pracodawca wskaże w informacji o osiągnięciu pułapu 50 pracowników. Moim zdaniem bierzemy pod uwagę osobowy stan zatrudnienia w dniu, kiedy podwładni zgłaszają wniosek. Problem jest, jeśli tego dnia firma angażuje np. 57 pracowników. Wtedy parafy pod wnioskiem powinno postawić 5,7. Zdrowy rozsądek podpowiada, by ułamek zaokrąglić w górę. Radzę jednak pracodawcom przyjąć w takiej sytuacji także wniosek podpisany przez pięciu pracowników. [/ramka]
[ramka]Kontynuujemy cykl artykułów poświęconych tworzeniu rad pracowników. Przeznaczamy go głównie dla zatrudniających ponad 50 osób, bo to oni właśnie muszą u siebie zakładać rady po 23 marca bieżącego roku. W cyklu przedstawimy, kto i kiedy powołuje te organy, jak zorganizować wybory, dlaczego pracodawca nie musi reagować na brak aktywności personelu. Wyjaśnimy wątpliwości i niejasne przepisy. Opublikujemy też urzędowe interpretacje i wypowiedzi ekspertów.
Pisaliśmy już o:
- pracodawcach, którzy muszą wkrótce zakładać rady, oraz sposobach wyborów tych organów – 13 lutego br.
- metodach ustalania i sprawdzania limitu przynajmniej 50 zatrudnionych, którego osiągnięcie zobowiązuje firmę do powołania rady pracowników – 20 lutego br.
- ogólnych zasadach wyborów do rady przez załogę – 12 marca br.
Dziś przedstawiamy krok po kroku, jak pracownicy powołują gremium oraz jaka jest w tym rola zatrudniającego. Za tydzień zajmiemy się pierwszymi miesiącami funkcjonowania tego organu w zakładzie. [/ramka]