Pieniądze, jakie dostają menedżerowie usuwani z władz spółek, rzeczywiście porażają. Przykładowo: Marek Józefiak, były szef Telekomunikacji, otrzymał 5,5 mln zł, Igor Chalupec, eksprezes Orlenu, 1,5 mln zł, trzej dawni członkowie zarządu Pekao SA po 3,6 mln zł, a Banku Handlowego - aż 15 mln zł. Ostatnio głośno było o byłych prezesach Orlenu: Zbigniewie Wróblu i Jacku Walczykowskim, którzy zażądali przed arbitrażem 11 mln zł. To sumy niewyobrażalne dla przeciętnego człowieka, nawet z przyzwoitymi zarobkami. Sądy odmawiają jednak przyznania tych apanaży. Odwołują się do poczucia sprawiedliwości społecznej.
Wszędzie na świecie członkowie władz spółek dostają bezpieczne, odpowiedzialne stanowiska i sute uposażenia. W Polsce menedżerowie nie mają lekkiego życia. Rada nadzorcza czy wspólnicy mogą ich odwołać w każdej chwili, a im nie wolno zaskarżyć tego do sądu (patrz: uchwała siedmiu sędziów Sądu Najwyższego z 1 marca br.; sygn. IIICZP94/06). Zamyka im to też drogę do procesowania się o bezzasadność wypowiedzenia. Niepewni swej pozycji zarządcy zabezpieczają się finansowo na wypadek utraty posady. Gwarantują sobie np. w umowach o pracę czy kontraktach cywilnych (np. zlecenie, menedżerski) zawieranych ze spółką godne rekompensaty. Zwykle jest to sześć czy dwanaście pensji, ale zdarzają się też milionowe kwoty. Inna metoda to niebotyczne odszkodowania z racji zakazu konkurencji po ustaniu zatrudnienia. A klauzule lojalnościowe figurują niemal we wszystkich umowach. Firmy obdarzają bowiem swoich kierowników szczególnym zaufaniem. Zakazując pracy u rywali przez pewien czas po rozstaniu, asekurują się przed wyciekiem tajemnic, np. systemów upustów dla specjalnych kontrahentów, sposobu pozyskiwania klientów.
Wydawać by się mogło, że sprzymierzeńcem menedżerów są dwie święte zasady obrotu rynkowego: dotrzymywania umów (pacta sunt servanda) i ochrony wynagrodzenia za pracę. Szczególnie to ostatnie jest nie do ruszenia: sam pracownik nie może się go zrzec, a i komornik niewiele z niego uszczknie. Od kilku lat jednak nawet te kanony są słabą gwarancją zapisanych w umowach odpraw. Spółki zachowują się bowiem arogancko. Obiecują krocie, a na pożegnanie menedżer słyszy: "Idź do sądu i tak przegrasz". I wielu menedżerów przegrywa, ponieważ sądy powołują się na zasady współżycia społecznego i społeczno-gospodarczego przeznaczenia prawa z art. 8 kodeksu pracy i art. 5 kodeksu cywilnego. Słowem: to przekracza granice godziwości, by ktoś tyle zarabiał. Przykładowo: 9 lutego 1999 r. Sąd Najwyższy stwierdził, że postanowienia umowy o pracę dotyczące wynagrodzenia i innych świadczeń związanych z pracą w zakładach sfery publicznej mogą być przez pryzmat zasad współżycia społecznego ocenione jako nieważne, gdy przekraczają granice godziwości (sygn. IPKN563/98).
Potem takie werdykty posypały się jak z rękawa również w sporach rozpoczętych przez członków zarządów zatrudnionych w prywatnych firmach. Sąd Najwyższy uznał, że takie dodatkowe rekompensaty nie są jednak wynagrodzeniem pracowniczym (orzeczenie z 20 czerwca ub. r.; sygn. II PK 317/05).
- Sądy nie mogą się powoływać na moralność za każdym razem, gdy pozbawiają kogoś umówionych świadczeń - uważa prof. Rączka z Uniwersytetu Warszawskiego. -Jest to, owszem, uzasadnione, ale w wyjątkowo drastycznych przypadkach, gdy np. prezesowi zarzuca się działanie na szkodę spółki.
Profesor podkreśla, że taki przepadek odprawy byłby dopuszczalny w spółkach publicznych, bo pensje zarządu pochodzą z naszych kieszeni. Ten problem został już jednak rozwiązany, kiedy uchwalono ustawę kominową.
- Sądy nie powinny też odmawiać byłym członkom władz spółek odszkodowań wynikających z kontraktów tylko dlatego, że inne grupy zawodowe z tego rejonu są opłacane znacznie gorzej - oponuje Grzegorz Orłowski, radca prawny.
Menedżerowie dostali jednak zielone światło. Ostatnie wyroki są znacznie ostrożniejsze w pozbawianiu ich umówionych świadczeń.Jak stwierdził Sąd Najwyższy 19 kwietnia 2006 r. (sygn. I PK 663/03: "Miara przykładana do zakresu przywilejów udzielonych pracownikowi powinna być odnoszona do rangi zajmowanego stanowiska. Im stanowisko wyższe, tym wyższy zakres odpowiedzialności gratyfikowany większymi korzyściami".
Podyskutuj z autorką, e-mail: renata.majewska@rzeczpospolita.pl
Nie jestem przeciwnikiem odbierania przez sądy niebotycznych odpraw menedżerom, zwłaszcza publicznym. Z wyjątku uczyniono jednak regułę, a stąd już tylko krok do nagonki na zarządzających spółkami. Doszło do tego, że sąd odmówił trzymiesięcznej odprawy byłemu prezesowi banku, bo bezrobotni absolwenci szukali w rejonie pracy za 800 zł. Albo do tego, że sami zainteresowani boją się zapisywać we własnych umowach wygórowane gwarancje finansowe. Pamiętajmy, że na drugiej szali leży pogarszająca się kondycja finansowa przedsiębiorstw kierowanych przez niedowartościowanych i niezmotywowanych zarządców.