W przestrzeni publicznej odżywa dyskusja o przyszłości Sądu Najwyższego. Jest to związane z pogłębiającym się chaosem wokół jego działalności. Kwestionowanie powołań sędziowskich dotyczy już nie tylko sędziów nominowanych z udziałem nowej Krajowej Rady Sądownictwa.
Rażąca społecznie działalność tzw. starych sędziów, prowadząca do wielu wypaczeń w wymierzaniu sprawiedliwości, przyniosła – jak można się było spodziewać – dalsze negatywne skutki. Okazuje się, że dokładniejsza analiza postępowań nominacyjnych dotyczących tej grupy pokazała opinii publicznej wadliwość i całkowity brak transparentności starego systemu. Na podstawie akt nominacyjnych (fragmenty krążą w internecie) można łatwo zauważyć, że „nie wszystko złoto, co się świeci”.
Czytaj więcej:
Zdziwionych coraz mniej
Osoby uchodzące dotychczas – przynajmniej w części środowiska prawniczego – za autorytety, zwłaszcza te, które wielokrotnie zarzucały nowym sędziom „drogę na skróty”, zostały ukazane w zupełnie nieznanym świetle. Brak stosownego doświadczenia zawodowego, negatywne opinie środowiskowe czy nawet niespełnianie kryteriów formalnych nie przeszkadzały im – „w praworządnych czasach” – w szybkich awansach do SN.
Dziś już niewielu więc dziwi (a na pewno grupa zdziwionych jest coraz wątlejsza), że bronią oni swoich powołań, zajmując się w pierwszej kolejności innymi (zagrażającymi im w ich mniemaniu) sędziami, zamiast rozstrzygać sprawy obywateli. W różnych apelach i pismach, a co gorsza, nawet w orzeczeniach, kwestionują więc wszystko i wszystkich, nowym sędziom zarzucając przy tym, że „nie są sędziami”, ewentualnie są sędziami, ale tylko takimi „ustawowymi” (to najnowsza koncepcja nagłaśniana przez dwóch sędziów Izby Karnej SN), a zatem bez jakichkolwiek gwarancji konstytucyjnych.
Jest to związane – jak można sądzić – z odejściem od ukształtowanego przez lata korporacyjno-kooptacyjnego modelu doboru do SN, a zatem awansów wbrew ustalonej w SN kolejce.
Przyjmowane przez nich poglądy, oparte na nieprawdziwej koncepcji politycznego powiązania nowych sędziów (3 tysięcy!), kształtują linie orzecznicze trybunałów europejskich, które niosą dla państwa istotne konsekwencje. Dziwią się przy tym, że nowi sędziowie, zamiast zaakceptować oryginalny pomysł o powrocie na poprzednie stanowiska (by było jak wcześniej), zaczynają obierać podobną drogę, wkraczając w ich „imperium”, zarzucając im nieprawidłowości. To „destrukcja Sądu Najwyższego”. Jak tak można?
Infamia to infamia
Każde działanie, jak wiadomo, ma swoją przyczynę. Powinno też mieć i skutek.
Jeżeli chodzi o przyczynę, to warto przypomnieć, że gdy nowi sędziowie poszukiwali drogi kompromisu, starzy już nie tylko odmawiali orzekania z nimi, ale także, na korytarzach sędziowskich, zapominali – w imię praworządności – odpowiadać „dzień dobry”. U niektórych stan ten nastąpił co prawda dopiero po ostatniej zmianie władzy politycznej, niemniej trwa.
Rzekomo będzie obowiązywał do czasu przejścia nowych sędziów przez procedurę „z prawidłowym KRS”. Taka lokalna infamia. Nieważne, że dotyczy sędziów, z którymi przez lata orzekali, choćby na delegacji, pracowali na uniwersytetach, odbyli szereg narad, nie wspominając o stosunkach towarzyskich. Infamia to infamia. Ma ona zresztą dalsze skutki. Koledzy sędziowie podczas przywracania praworządności uznali m.in., że w publikowanych przez siebie książkach (chodzi zwłaszcza o komentarze i opracowania systemowe) nie będą przywoływać orzeczeń nowych sędziów, bo „przecież to nie są orzeczenia”. Miało to zresztą miejsce już wówczas, gdy np. w Izbie Cywilnej w redakcji historycznych zielonych zeszytów OSNC zasiadali wyłącznie sędziowie powołani przed 2018 rokiem i publikowali jedynie własne orzeczenia. Taki epokowy pluralizm.
Nieetyczni są tylko nowi
Ci sędziowie przeżyli więc niedawno – najprawdopodobniej – kolejne zdziwienie, gdy w rządowej propozycji przywracania praworządności usłyszeli, że „niesędziów” ma się usuwać, ale ich działalność orzecznicza pozostanie ważna. Ciekawe, czy u tych praworządnościowych autorytetów, które wybierają poglądy, z jakimi warto się zapoznać (uznając pozostałe za nieistniejące), w ślad za propozycją pozostawienia w mocy orzeczeń „niesędziów” nastąpi aktualizacja wspomnianych dzieł.
To przecież oni twierdzą, iż nie powinno się obierać drogi na skróty i na wielu polach eksploatacji tej maksymy starają się tego dowieść. Czas pokaże, ale wielkich nadziei raczej mieć się nie powinno. „Nieetycznie” postępują przecież tylko nowi. W końcu „zdecydowali się na udział w konkursach” na podstawie obowiązującego prawa…
Pytanie o autoryzację
Jeżeli zaś prawić o możliwych skutkach tego rodzaju działalności, to niewątpliwym następstwem zarysowanej dysfunkcji SN jest co najmniej to, że dzisiaj mało kto wierzy w możliwy kompromis. Tutaj nie będzie kolejnego zdziwienia. Nikt w ostatnich latach nie podważał autorytetu SN, tak jak czynią to jego sędziowie (co nie znaczy, że autorytet ten w całości został odbudowany choćby po tym, jak uznano legalizację stanu wojennego).
Dostrzegł to nawet ostatnio jeden z tzw. starych sędziów SN dr Michał Laskowski, który zaproponował budowę tego sądu na nowo. Miałoby to się odbyć poprzez przeniesienie wszystkich sędziów SN w stan spoczynku i przeprowadzenie nowych konkursów, czego „warunkiem byłaby prawidłowo ukształtowana Krajowa Rada Sądownictwa”. Oto, z uwagi na kontrowersje wokół obecnej działalności SN, pan sędzia Laskowski zaważył potrzebę jego resetu.
Wypowiedź ta wywołała lawinę komentarzy, co ciekawe, przede wszystkim jednak tych, którzy bronią „starego układu”, w tym kilku internetowych samozwańczych prawniczych autorytetów (jeden wyrażał nawet zastrzeżenia do braku autoryzacji wypowiedzi sędziego Laskowskiego), zapewne w obawie o przyszłe transparentne i rzetelne konkursy czy nagrodę, jaką ów stan spoczynku miałby być. I chyba nieco zaskoczyła, bo jeszcze niedawno – gdy poprzednia władza polityczna miała analogiczny pomysł – pan sędzia protestował. No, ale jak wiadomo, „czasy mamy szczególne”, „okoliczności się zmieniły”…
Zgroza
Niemniej, obserwując działalność SN w ciągu ostatnich kilku miesięcy, trudno się z panem sędzią Laskowskim nie zgodzić. Funkcjonowanie SN, tak jak dzieje się to obecnie, jest szkodliwe. O ile idea całkowitego resetu jest mocno kontrowersyjna, o tyle Polski nie stać na dalsze „zawirowania” w wymiarze sprawiedliwości.
Kwestionowanie przez część tzw. starych sędziów Trybunału Konstytucyjnego ostateczności jego orzeczeń, trwanie w sporze o wadliwe powołania i ich dalsze konsekwencje (bez dostrzegania ułomności własnej procedury nominacyjnej), kompromitowanie prerogatyw prezydenta RP, publiczne groźby konieczności usunięcia nowych sędziów, paraliżowanie konstytucyjnych funkcji SN, wypowiedzi poniżające pierwszą prezes i pozostałych prezesów SN, budzące zgrozę zawieszenia rozpoznawania spraw „do czasu przywrócenia praworządności”, pozaprawne i wątpliwe etycznie kontakty z przedstawicielami władzy politycznej, uchylanie orzeczeń sądów powszechnych „na nowego sędziego” i wiele innych, a podobnych działań to aktywność, której należy się sprzeciwić, bo ona z pewnością autorytetu SN nie przywróci.
Nie pomoże w tym również zawieranie przez rząd ugód w sprawach przeciwko polskiemu państwu, w postępowaniach przed trybunałami europejskimi, w których narusza się dobre imię sędziów i uniemożliwia im jakąkolwiek obronę. Systemowo nie jest przecież i nie może być oczywiste, że 3 tysiące sędziów awansowały z uwagi na koneksje z poprzednią władzą polityczną. Według starych sędziów to zaś „notoria” niewymagające dowodzenia. I tak wkoło, by nie tylko upokorzyć, ale przede wszystkim by powrócić do poprzedniej epoki. Genialne w swej prostocie…
Kto wypowiedział zaklęcie
W takim stanie rzeczy trudno sobie wyobrazić dalsze funkcjonowanie SN, nawet wyłącznie po usunięciu z niego nowych sędziów, co niektórzy zaciekli koledzy zdają się proponować. W SN urząd sędziowski powinno się sprawować z godnością. Nie można wykorzystywać go do zabezpieczania własnych interesów, choćby tylko, by „odpłacić za zło”.
Niezależność i niezawisłość, zaufanie obywateli, sprawność postępowania, apolityczność – to tylko niektóre pożądane w tym obszarze cechy. Czy sędziowie, którzy piszą apele do władzy politycznej i planują czystki w wymiarze sprawiedliwości, czekając na nowego prezydenta, czynią wszystko, by być z tą władzą kojarzeni, czy też spełniają najwyższe standardy rzetelności, zwłaszcza wówczas, gdy ta władza wypowiada się o nich: „nasi sędziowie”?
Naprawdę trudno uwierzyć, że to wszystko dzieje się obecnie z udziałem sędziów SN, tych samych, których do niedawna uważano za obdarzonych szczególnymi przymiotami. Niestety, chyba jeden z tych sędziów – często odwołujący się w swoich wypowiedziach publicznych do magii – zaczarował pozostałych. Hokus-pokus zatem nastąpiło, tylko kto inny wypowiedział zaklęcie…
Trzeba powiedzieć stop
Dlatego, mimo spodziewanych uwag krytycznych, jestem zdania, że dla obecnie skonstruowanego SN jest tylko jedno wyjście. Trzeba go zbudować od podstaw, ponad wszelkimi podziałami. Jeżeli głównym problemem jest nieprawidłowy system powołań sędziowskich, należy go uzdrowić, ale z poszanowaniem wartości konstytucyjnych. Dlaczego Naczelny Sąd Administracyjny, gdzie sytuacja z powołaniami sędziowskimi jest tożsama, pracuje normalnie?
Być może sędziowie zasiadający w tym sądzie rozumieją, iż dla usunięcia podnoszonych wątpliwości nie mogą upokarzać innych, będąc przy tym wykonawcą oczekiwań władzy politycznej. Nie naruszają powagi urzędu, nie wybierają, z kim i na jakich zasadach będą orzekać, nie zapętlają problemu, pracują normalnie. Tymczasem w SN, dzięki tzw. starym sędziom i ich manifestom, nie jest to możliwe. Takim działaniom trzeba w końcu powiedzieć: stop.
Pogłębianie kryzysu odbywa się ze szkodą dla obywateli, którzy rozumieją niewiele ze sporu o sędziowskie nominacje, podnosząc na ogół w powtarzanej czasami narracji, że nowych sędziów powołała określona partia polityczna (jakby było to w ogóle możliwe), co zdaniem jednych świadczy jednak „o porządkach w wymiarze sprawiedliwości”, a innych już o jego „upolitycznieniu”.
Odwet lepiej się sprzedaje
By postulat odbudowy SN spełnić, konieczny jest zatem kolejny, a w zasadzie w tej mierze pierwszy, okrągły stół. Prawnicy i politycy powinni ponad podziałami wypracować koncepcję, która pozwoliłaby – w ciągu najbliższych lat – podjąć próbę odbudowy autorytetu SN. Taka potrzeba jest oczywista. Tylko jednak twardy reset – dotyczący także tzw. starych sędziów, którzy swoim zachowaniem wypaczają konstytucyjne funkcje SN – może przynieść oczekiwany skutek.
Inne rozwiązania będą z natury rzeczy tymczasowe, podlegające szybkim zmianom w przyszłości, choćby przy okazji kolejnych przeobrażeń władzy politycznej. Będą pozorne, wedle oczekiwanej przez kilku działaczy stowarzyszeń sędziowskich koncepcji „wet za wet”. Nie jest to jednak rozwiązanie popierane w środowisku sędziowskim. Wyraz temu dała choćby jedna z ostatnich konferencji organizowanych przez te stowarzyszenia (w Łodzi), gdzie wyniki przeprowadzonej pośród sędziów i prokuratorów ankiety, niekorzystne dla tez głoszonych przez jej organizatorów, „nadal są w opracowaniu”. Odwet lepiej sprzedaje się politycznie…
Wygrani? Przegrani?
Nad czym taki okrągły stół ma debatować? Myślę, że powinien zacząć od rozważań nad reorganizacją SN. Według art. 180 ust. 5 Konstytucji RP w razie zmiany ustroju sądów lub zmiany granic okręgów sądowych wolno sędziego przenosić do innego sądu lub w stan spoczynku, z pozostawieniem mu pełnego uposażenia. Czy nie wystarczyłoby, gdyby w SN powstały dwie izby: ds. prawa publicznego i ds. prawa prywatnego?
Do kognicji tej pierwszej należałyby sprawy dotychczas będące we właściwości Izby Karnej, Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz Izby Odpowiedzialności Zawodowej. Do kognicji tej drugiej przeszłyby zaś sprawy z właściwości Izby Cywilnej i sprawy pracownicze z Izby Pracy. Zagadnienia ubezpieczeń społecznych, z uwagi na ich prawny charakter, można by przekazać do wojewódzkich sądów administracyjnych, wprowadzając przy okazji pewne korekty w postępowaniu przed tymi sądami.
Dotychczasowi sędziowie SN mogliby zostać przeniesieni do tych nowych izb. Ostatecznością mogłoby być przeniesienie ich w stan spoczynku. Jasne i precyzyjne kryteria, na jakich miałoby się to wszystko odbywać, powinny wynikać z ustawy, którą warto przyjąć ponad podziałami w trosce o dobro kraju.
Jestem przekonany, że takie rozwiązanie ma szanse przywrócić zaufanie społeczne do SN i wpłynąć na prawidłowe wykonywanie jego konstytucyjnych zadań. I co równie istotne, powinno wyeliminować spory krajowe i międzynarodowe co do gwarancji niezawisłości i bezstronności sędziów. Nie będzie wygranych i przegranych, wszyscy coś poświęcą dla dobra wymiaru sprawiedliwości i obywateli. Hmm?
Autor jest profesorem nauk społecznych w dyscyplinie nauki prawne, sędzią Izby Cywilnej SN