Z tej oczywistej perspektywy wiele zapiekłości w obecnych sporach o sędziowski status traci sens i powagę. Wystarczy zauważyć, że inni sędziowie czy inni ludzie mogą sądzić inaczej. Więcej, wielu umyka fakt, że na znacznej liczbie obszarów orzekanie zostawione jest tzw. prawu (lub uznaniu) sędziowskiemu.
Ot, choćby w niedawnej sprawie o zadośćuczynienie od firmy ubezpieczeniowej, w której miał wykupioną polisę OC kierowca, który na prostej szosie w pogodny dzień potrącił śmiertelnie wysiadającego z innego samochodu mężczyznę, jadąc z formalnie przepisową prędkością. Sądy rejonowy i okręgowy oszacowały krzywdę pięcioletniej córki ofiary na 50 tys. zł, ale uznały przyczynienie się poszkodowanego, który był pod wpływem alkoholu, na 90 proc., więc dziewczynka dostała zaledwie 5 tys. zł. Sąd Najwyższy nakazał ponowne rozpoznanie sprawy, wskazując, że mając na względzie wielość kryteriów i sytuacji, od których zależy decyzja o zmniejszeniu odszkodowania, lokuje się ono w sferze tzw. prawa sędziowskiego, co oznacza, że sądy dysponują w tym zakresie określoną swobodą. W każdym razie, ze względu na charakter więzi rodzinnej między ojcem a pięcioletnią córką w chwili wypadku, zadośćuczynienie jej przyznane należy uznać za rażąco niskie.