Z informacji przedstawionej wczoraj przez ministerstwo pracy wynika, że nałożenie składki emerytalnej na osoby zatrudnione na umowie o dzieło będzie miało bardzo ograniczony zakres.

Wystarczy bowiem, że wykonawca dzieła będzie w innej firmie zatrudniony na etacie, lub nawet u tego samego przedsiębiorcy na zleceniu i nie będzie musiał płacić składki emerytalnej od przychodów z tego kontraktu. Warunkiem będzie jednak to, by oskładkowane zarobki były równe lub wyższe od minimalnego wynagrodzenia. Także prowadzenie działalności gospodarczej i opłacanie składek na ubezpieczenia społeczne od podstawy w wysokości 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia, będzie zwalniało ze składki emerytalnej od umowy o dzieło.

Z naszych szacunków wynika jednak, że zmiany i tak będą dotyczyły ponad pół miliona osób. Jeśli wejdą w życie, zapłata nowej składki spowoduje obniżenie ich wynagrodzeń. Zgodnie z przepisami o systemie ubezpieczeń społecznych składka emerytalna w wysokości 19,52 proc. jest po połowie płacona przez zatrudnionego i przedsiębiorcę. Z każdego 100o zł przychodu z umowy o dzieło, zatrudniony zapłaci  więc ok. 100 zł z własnej kieszeni. Kolejne 10o zł dołoży przedsiębiorca.

– Ponad połowa przedsiębiorców, których pytaliśmy o zdanie na temat planowanego przez rząd oskładkowania umów cywilnoprawnych, powiedziała, że spowoduje to obniżkę pensji zatrudnionych na kontraktach – twierdzą  przedstawiciele pracodawców. – Chodzi o to, by przerzucić na nich skutki wprowadzenia nowej składki bez podnoszenia kosztów zatrudnienia po stronie firm.

Może się więc okazać, że zatrudnieni na umowach o dzieło, po zmianach, stracą nawet 20 proc. przychodów.

Co ważne okres zatrudnienia na oskładkowanej umowie o dzieło nie będzie generował stażu emerytalnego. Po 25 latach takiego zatrudnienia, wykonawca dzieła, nie będzie miał prawa do minimalnej emerytury. Dostanie tylko tyle pieniędzy ile uzbierał, w czasie kariery zawodowej.

Eksperci: Wszyscy stracą na likwidacji tzw. umów śmieciowych