Dwie minuty później telefon chłopca został przekierowany najpierw do straży pożarnej, a następnie do straży przybrzeżnej. Potem jeszcze dwadzieścioro innych dzieci znajdujących się na pokładzie tonącego promu dzwoniło do służb, by zaalarmować o katastrofie.
Przedstawiciel straży pożarnej stwierdził, że chłopiec, który zgłosił wypadek, miał „drżący głos". Służbom zajęło chwilę ustalenie, że tonący statek to jednostka o nazwie „Sewol".
„Uratujcie nas! Jesteśmy na statku i myślę, że toniemy" – cytuje słowa chłopca agencja Yonhap.
Chłopiec jest wśród ponad 190 osób, które służby wciąż uznają się za zaginione.
Członkowie załogi promu, cytowani przez lokalne media, twierdzą, że zwodowanie łodzi ratunkowych było niemożliwe ze względu na przechylenie statku. W rezultacie użyto zaledwie dwóch z 46 łodzi ratunkowych dostępnych na promie.
Bilans ofiar katastrofy promu w Korei Płd. wzrósł do 108. Poprawa pogody umożliwiła dziś wznowienie poszukiwań zaginionych. Nurkowie wyłowili z wraku statku kolejne ciała.