Mohammed Yunus słynie z niespożytej energii. Mimo swoich 73 lat wciąż podróżuje po świecie, prowadzi wykłady i konsultacje. Kiedy rozmawiałem z nim parę tygodni temu (podczas warszawskiego Szczytu Noblistów), był już jednak zmęczony niekończącą się kawalkadą spotkań i wystąpień.

Uprzejmie, choć z trudnym do ukrycia znużeniem odpowiadał na pytania dotyczące jego aktywności i poglądów na walkę z ubóstwem, która ponad cztery dekady temu stała się treścią jego życia. „Bankier biedaków" – jak nazywany jest Yunus na całym świecie – ożywił się dopiero, gdy zahaczyłem o jego oponentów w rodzimym Bangladeszu, którzy coraz wyraźniej go atakują.

– Co oni mogą mi zarzucić? Że nie uszczęśliwiłem wszystkich bez wyjątku? – mówił nieco podniesionym głosem. – Przecież nawet lekarstwo nie leczy wszystkich jednakowo...

Kilka dni po powrocie z Polski profesor Yunus musiał oglądać wymierzone w siebie uliczne demonstracje. Setki inspirowanych zapewne przez władze ludzi podnosiły dobrze znane od kilku lat oskarżenia dotyczące tego, że noblista, zakładając swój słynny bank Grameen, chciał się po prostu wzbogacić. Demonstranci twierdzili, że wspierani przez niego biedacy popadli jakoby w jeszcze większą biedę, a cała sława Yunusa to tylko medialny szum. Jakby tego było mało, jeden z najbardziej znanych duchownych w Bangladeszu, mułła Meczetu Narodowego w Dhakce Malona Moniruzzaman Rabbani, oskarżył go o sprzyjanie gejom, a to w konserwatywnym islamskim społeczeństwie poważny zarzut.

Jak to możliwe, że poważany na całym świecie laureat Nagrody Nobla, jeden z najbardziej wpływowych ekonomistów w Azji, wymieniany wśród wizjonerów zmieniających współczesny świat stał się we własnej ojczyźnie wręcz wrogiem publicznym?

Jego kłopoty zaczęły się w roku 2007, kiedy w Bangladeszu zapanował chaos wewnętrzny spowodowany bezpardonową walką głównych obozów politycznych. W końcu do głosu doszli generałowie, którzy po bezkrwawym puczu przejęli na dwa lata władzę. Yunus, będący wówczas u szczytu sławy świeży noblista (Pokojową Nagrodę Nobla otrzymał w 2006 r.), złożył propozycje utworzenia „partii środka" i mianowania tymczasowego rządu eksperckiego.

Z planów tych nic nie wyszło, jednak politycy – i to zarówno z nurtu świeckiego, jak i islamiści – uznali ofertę Yunusa za próbę wejścia na ich poletko i konszachty z wojskowymi. Choć on sam tłumaczył, że nie ma ambicji politycznych i chodziło mu tylko o przezwyciężenie chaosu w kraju, politycy pozostali wrogo nastawieni.

Mikrokredyty wydobyły z nędzy co trzeciego mieszkańca Bangladeszu

Szczególnie urażona poczuła się Sheikh Hasina Wajed, obecna premier i przywódczyni świeckiej Ligi Awami. Ta wyjątkowo ambitna polityk (notabene córka ojca niepodległości Bangladeszu, pierwszego prezydenta Sheikha Mujibura Rahmana) z uporem powtarzała, że Yunus „wysysa krew ubogich" i „robi majątek na biedzie". To z jej inspiracji Yunus został usunięty z funkcji dyrektora założonego przez siebie banku (pretekstem okazało się przekroczenie przez niego wieku emerytalnego). Gdyby nie międzynarodowa sława Yunusa, to nietrudno byłoby sobie wyobrazić wypędzenie popularnego – może nawet zbyt popularnego – ekonomisty na emigrację.

Na szczęście dla niego w Bangladeszu toczy się „odwieczna" wojna dwóch obozów polityczno-rodzinnych. Po atakach Sheikh Hasiny natychmiast odezwała się przywódczyni opozycyjnej Partii Narodowej Khaleda Zia (wdowa po popularnym generale Ziaurze Rahmanie), która wzięła noblistę w obronę. To zaś oznacza, że przynajmniej ostudzone zostaną zapędy dokuczających mu ekstremistów religijnych.

Montowana przez władze akcja dyskredytacji wydaje się szczególnie dziwna w przypadku człowieka, którego zasługi trudno przecenić w jednym z najbiedniejszych państw świata. Tak biednym, że nawet Indie bronią się granicznym płotem przed zalewem milionów bengalskich nielegalnych imigrantów.

To właśnie Yunus opracował i wprowadził w życie system, który – według wyliczeń jego zwolenników – wydobył z biedy 50 mln ludzi. Nawet jeśli ta liczba jest wynikiem zbyt optymistycznych wyliczeń, to nawet poprawa losu połowy z nich jest wynikiem godnym najwyższego podziwu.

Epokowym – zadziwiającym w swej prostocie – wynalazkiem Yunusa okazał się święcący światowe sukcesy system mikrokredytów. Jako wykładowca uniwersytetu w Chittagong obserwował życie ubogich ludzi w okolicznych wioskach, próbując znaleźć sposób na wyrwanie ich z biedy i uzależnienia od lichwiarzy. Stwierdził, że pomoże im udzielenie niewielkiego, uczciwie oprocentowanego kredytu, który umożliwi im zarobkowanie poprzez nabycie narzędzi albo materiałów do wytwarzania prostych produktów.

Zaczął w biednej wsi Jobra. Zamiast zabójczych „chwilówek" proponował kredyty o równowartości 50–150 zł, których gwarantem była cała grupa kilku lub kilkunastu pożyczkobiorców. Umowy były niezwykle proste, początkowo wręcz ustne. Umożliwiło to pomoc nawet żebrakom, zaś spłacalność okazała się zaskakująco wysoka (jak twierdzi Yunus – nawet ponad 99 proc.). To efekt solidarności grupowej i poczucia współodpowiedzialności – biedni ludzie znacznie bardziej niż bogaci przejmują się sytuacją tych, którzy z ich winy mogliby popaść w tarapaty.

W formie zinstytucjonalizowanej mikrokredytami zajął się założony przez Mohammeda Yunusa w 1976 r. bank Gremeen. Bank stał się wkrótce prawdziwą instytucją społeczną, udzielając 50 mln mikrokredytów (w kraju liczącym 150 mln mieszkańców). Sukces idei mikrokredytu skłonił do naśladownictwa także instytucje finansowe w innych krajach. Głównie w Trzecim Świecie, ale nie tylko. Ku zaskoczeniu samego Yunusa ideę mikrokredytu podjęło nawet kilka grup w Stanach Zjednoczonych – tylko w Nowym Jorku z mikrokredytów skorzystało kilkanaście tysięcy ludzi, głównie kobiet.

Yunusowi nie brakowało także krytyków i to nie tylko w kręgu niechętnych mu polityków. Także niektórzy ekonomiści wietrzyli w jego metodzie jakiś podstęp służący zrobieniu dobrego interesu. Profesor do dzisiaj nie może wybaczyć artykułu napisanego przez Daniela Pearla w Wall Street Journal w 2001 r., w którym autor udowadniał, że mikrokredyty są chybionym pomysłem i pozorną pomocą dla biedaków.

Z kolei w 2010 r. szerokim echem odbiły się publikacje Qaziego Kholikuzzamana Ahmada, ekonomisty i szefa komitetu doradczego rządu Bangladeszu, który przekonywał, że mikrokredyty to „pułapki na biednych", ponieważ skłaniają ich do „nierozsądnego zapożyczania się".

Rząd Bangladeszu chętnie podpiera się takimi opiniami, choć w istocie krytycy Yunusa są w zdecydowanej mniejszości. Świadczy o tym choćby fakt, że na październikowej konferencji na temat mikrofinansów pojawiły się tłumne delegacje z 69 krajów, a otwierał ją sam Jim Yong Kim, szef Banku Światowego. Yunus przyznaje, że opinie idei mikrokredytu psuje kilka prywatnych instytucji nadużywających tej nazwy do agresywnego prowadzenia interesów.

Polityczna motywacja walki ze sławnym ekonomistą jest oczywista. Władzom nie wystarcza już usunięcie go ze stanowiska dyrektora banku Grameen – ostatnio na celowniku znalazł się także sam bank.

– Rozumiem, że może im się nie podobać moja osoba, ale dlaczego chcą zniszczyć bank? – pyta Yunus i tłumaczy, co stanie się po zniknięciu instytucji takich jak Grameen. Pozostanie tylko tradycyjna bankowość, która ma kilka zasadniczych wad. – Wielkich banków nie interesują dziś jednostki, lecz wielki biznes – mówił Yunus podczas spotkania z młodzieżą w Johannesburgu pod koniec października. – Cała nadzieja w was, młodych ludziach, którzy możecie to zmienić. System  trzeba naprawić, bo inaczej ogromne masy pozostaną bez jakichkolwiek usług finansowych, a bez tego nie powiedzie się globalna walka z nędzą.