To, co się stało pod koniec maja w Italii, jeży włos na głowie i wywołuje smutne refleksje nad kruchością praw człowieka w demokratycznym kraju w sercu wolnej Europy. Powołane do ich obrony instytucje – wymiar sprawiedliwości, policja, MSW, a także MSZ – ugięły się pod presją ambasadora Kazachstanu, wydając Astanie w charakterze zakładników żonę i córkę Muchtara Abliazowa, jednego z przeciwników, a przedtem wspólników prezydenta Nazarbajewa. Przy okazji brutalnie podeptano literę prawa i szeregu międzynarodowych konwencji podpisanych przez Włochy.
Ogromny skandal, pracowicie zakopywany przez włoskie władze pod dywan, wyszedł jednak na światło dzienne i po upływie miesiąca zmusił włoskie MSW do wdrożenia śledztwa, a ministra spraw wewnętrznych i wicepremiera Angelino Alfano do składania w połowie lipca niezbyt przekonujących wyjaśnień w parlamencie. Ze śledztwa i opisu wydarzeń ofiary Ałmy Szałabajewej (18 stron przesłanych z Ałmaty i opublikowanych na stronie internetowej dziennika „Financial Times") wyłania się obraz kompromitującej Włochy aktywnej współpracy z władzami w Astanie bezwzględnie prześladującymi zwolenników sprawiedliwości i demokracji.
28 maja ambasador Kazachstanu przedstawił we włoskim MSW kazachski nakaz aresztowania i list gończy Interpolu za Abliazowem. Poinformował, że ścigany jest uzbrojony i przebywa w willi na peryferiach Rzymu. Szef gabinetu ministra Alfano, zamiast pokazać ambasadorowi drzwi i odesłać go do MSZ, natychmiast uruchomił policję.
Porwanie w Rzymie
O północy 29 maja do wskazanej willi wkroczyło 50 uzbrojonych agentów w cywilu. Abliazowa nie znaleźli. W willi była natomiast jego żona, jej siostra z mężem i dzieckiem, sześcioletnia córka i ukraińska służba. Uzbrojeni goście nie przedstawili się, sterroryzowali mieszkańców i rozpoczęli przesłuchania, co było o tyle trudne, że przesłuchiwani nie znali włoskiego, a przesłuchujący ani rosyjskiego, ani angielskiego, nie mówiąc o kazachskim. Szałabajewa, myśląc, że ma do czynienia z gangsterami nasłanymi przez Nazarbajewa (jeden z agentów wyjaśnił jej: „I am mafia"), długo ukrywała, kim jest naprawdę. Przedstawiła natomiast najzupełniej legalny paszport dyplomatyczny Republiki Środkowoafrykańskiej.
Skonfundowani agenci po kilku godzinach i wielu telefonach oświadczyli kobiecie, że paszport jest fałszywy (wszystko wskazuje na to, że agenci spreparowali paszport, doklejając jedną stronę) i rano zabrali ją na rzymską kwesturę. Dopiero wtedy Szałabajewa zorientowała się, że ma do czynienia z włoską policją. Wówczas wyjawiła wszystko: „Pochodzę z Kazachstanu, jestem żoną Muchtara Abliazowa, któremu Wielka Brytania przyznała azyl polityczny. Posiadam prawo pobytu na Wyspach i w całej strefie Schengen, wbite do znajdującego się w domu kazachskim paszporcie". Mimo to przewieziono ją wieczorem do ośrodka dla nielegalnych uchodźców koło rzymskiego lotniska Fiumicino. Przez ten cały czas Szałabajewej nie pozwolono skorzystać z telefonu ani skontaktować się z własnym adwokatem. Nikt też nie zadbał, by wezwać tłumacza.
Dopiero następnego dnia pojawił się znający rosyjski człowiek i przedstawił jako prawnik ośrodka. Szałabajewa jeszcze raz opowiedziała swoją historię. I dopiero wtedy pozwolono jej skontaktować się z zawiadomionym już przez jej siostrę prawnikiem.
Następnego ranka, trzeciego już dnia gehenny Szałabajewa w towarzystwie trzech swoich adwokatów spotkała się z władzami i prawnikami ośrodka, pytając o powód zatrzymania. Usłyszeli, że przyczyną jest sfałszowany paszport. Tyle że – jak się dowiedzieli – dokument gdzieś zaginął, więc kobieta musi pozostać w ośrodku. Adwokatowi Federico Olivo wyznaczono spotkanie wieczorem. Na podstawie zaświadczenia z ambasady Republiki Środkowoafrykańskiej w Rzymie o autentyczności paszportu dyplomatycznego Szałabajewa miała zostać zwolniona. Gdy jednak adwokat przybył z zaświadczeniem, kobieta wraz z sześcioletnią córką była już na pokładzie lecącego do Astany luksusowego odrzutowca wyczarterowanego przez władze Kazachstanu w Austrii z funkcjonariuszami służb kazachskich na pokładzie.
Przedtem zdesperowana Szałabajewa chwyciła się ostatniej deski ratunku i zanim wsadzono ją do samolotu, zwróciła się na rzymskim lotnisku Ciampino z prośbą o azyl, ale usłyszała, że jest za późno. Poleciały do Astany bez jakiegokolwiek dokumentu i biletu. Gdy Szałabajewa wylądowała w Kazachstanie, wręczono jej zawiadomienie, że toczy się przeciw niej dochodzenie. Dokument był datowany 30 maja, a więc wówczas, gdy Szałabajewa przebywała jeszcze w ośrodku dla nielegalnych uchodźców pod Rzymem, co jest jeszcze jednym dowodem na kompromitującą współpracę włoskich władz z kazachskim reżimem.
I mamy więźnia stanu
W ten sposób, z pogwałceniem wszelkich praw przysługujących człowiekowi w demokratycznym kraju, włoskiego prawa i konwencji międzynarodowych, stawiając Szałabajewą w sytuacji pana K. Franza Kafki, po akcji żywcem wyjętej z hollywoodzkiej produkcji o bezeceństwach obskurnego reżimu w Ameryce Południowej, włoskie MSW i wymiar sprawiedliwości spełniły żądania kazachskiego ambasadora. Mimo mętnych tłumaczeń Alfano w parlamencie, że wszystko było efektem tragedii omyłek i nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, współpraca MSW z władzami w Astanie nie ulega najmniejszej wątpliwości. Akcja była starannie zaplanowana. Odrzutowiec czekał przez dwa dni na Szałabajewą na lotnisku Ciampino. W ośrodku dla uchodźców zmuszono kobietę do rozmowy telefonicznej z kazachskim konsulem. Poza tym była to najszybsza ekspulsja z ośrodka dla uchodźców w historii Włoch. Trudno też pojąć, na jakiej podstawie na wniosku o ekspulsji natychmiast podpisało się dwóch sędziów i dlaczego nie pozwolono jej złożyć wniosku o azyl. Przy okazji wyszło na jaw, że gdy trzeba, włoskie służby z łatwością i bezkarnie sięgają po metody tajnych policji państw totalitarnych – z biciem, zastraszaniem, kłamstwem i oszustwem włącznie.
Dość powiedzieć, że w związku ze skandalem głowę dali tylko szef gabinetu Alfano i wysoki funkcjonariusz policji. Obaj jeszcze w tym roku i tak mieli przejść na emeryturę. Natomiast włos nie spadł z głowy brutalnym agentom, sędziom i władzom ośrodka dla uchodźców. Nikt nie odpowiedział też za to, że Szałabajewej przez dwa dni uniemożliwiono kontakt z adwokatem, nie pozwolono wykonać żadnego telefonu, a na koniec odmówiono przysługującego jej prawa złożenia podania o azyl. Nie zostali też ukarani agenci, którzy zmusili ją do podpisania kilku dokumentów („Inaczej już nigdy nie zobaczysz córki"), których nie rozumiała, bo były po włosku. W końcu włoski rząd poniewczasie (minęło sześć tygodni) uznał ekspulsję za niezgodną z prawem i ją unieważnił, stwierdzając, że Szałabajewa i jej córka są teraz mile widzianymi gośćmi w Italii. W związku z tym ambasada Kazachstanu natychmiast wydała oświadczenie, że Szałabajewa nie może teraz przybyć do Włoch, bo czeka ją w kraju proces karny.
W tej chwili kobieta przebywa wraz z córką u rodziców w Ałmaty i nie może bez pozwolenia władz opuścić miasta. Dzięki Fundacji Otwarty Dialog udało mi się nawiązać z nią kontakt. Jak mówi, jej status prawny się pogorszył: w tej chwili jest już nie „podejrzaną", a oskarżoną o to, że w 2012 roku, przebywając w Wielkiej Brytanii za łapówkę, podobnie jak inni członkowie rodziny, weszła w posiadanie sfałszowanego kazachskiego paszportu. Oskarżenie jest absurdalne, ponieważ Szałabajewa była w posiadaniu ważnego kazachskiego paszportu wydanego w 2007 r. i do niczego nie był jej potrzebny inny, fałszywy.
Na razie nie okazano jej sfałszowanego paszportu. Nawet gdyby istniał, nie wiadomo, jakim cudem miałby wpaść w ręce kazachskich służb. Niemniej jednak, jak poinformowała mnie Szałabajewa, 4 czerwca br., a więc cztery dni po jej wylądowaniu na lotnisku w Astanie, kazachski sąd skazał siedmiu urzędników za rzekome wydanie jej i członkom jej rodziny fałszywych dokumentów. Naturalnie żadnych dowodów prokurator sądowi nie przedstawił. Zdaniem Szałabajewej to dowód, że władze „montują" przeciw niej sprawę. Informuje, że grozi jej do czterech lat więzienia. Na razie dom rodziców jest pod ścisłą obserwacją kazachskich służb, a gdy Szałabajewa z kimś z rodziny udaje się samochodem na zakupy, towarzyszą jej trzy auta bezpieki. „Moja córka i ja jesteśmy zakładnikami reżimu w wojnie z moim mężem, którego chcą zmusić, by oddał się w ich ręce" – mówi kobieta.
Ścigany
Jej ukrywający się mąż Muchtar Abliazow został zatrzymany przez policję francuską 31 lipca tego roku koło Cannes, tym razem na wniosek przekazany Interpolowi przez Ukrainę i przebywa w areszcie. Ponoć został schwytany, bo poszukujący go detektywi śledzili jego ukraińską prawniczkę i kochankę.
Abliazow, w ZSRS wykładowca fizyki, gdy Kazachstan został niepodległym krajem, porzucił naukę dla interesów. W 1992 r. założył wielobranżowy Astana-Holding, który już dwa lata później stał się jednym z największych w kraju. Działał w sektorze bankowym, w mediach i w rolnictwie. W połowie lat 90. został dyrektorem bankrutującej państwowej elektrowni, którą przemienił w spółkę akcyjną przyciągającą grube miliony dolarów zagranicznych inwestycji. Niebawem firma przejęła przesył energii elektrycznej w całym kraju. W marcu 1998 r. Abliazow wraz z konsorcjum inwestorów wykupił udziały w państwowym, a zaraz potem sprywatyzowanym banku BTA. Miesiąc później mimo kolosalnego konfliktu interesów został ministrem energii, przemysłu i handlu. Jest jasne, że musiał w tych czasach należeć do najbliższego, zaufanego kręgu dyktatora Nazarbajewa.
Do konfliktu doszło około roku 2000, kiedy to firmami Abliazowa zaczęła interesować się kazachska prokuratura. Jednak potentat musiał czuć się pewnie, skoro w 2001 r. stworzył opozycyjną wobec Nazarbajewa partię Demokratyczny Wybór Kazachstanu, do której wstąpiło kilku ludzi z kazachskiego świecznika: były wicepremier, dwóch ministrów, gubernator regionalny, kilkunastu posłów i ludzi biznesu. Domagali się decentralizacji władzy, niezależności parlamentu i wymiaru sprawiedliwości. Jednak sceptyczni znawcy kazachskiej rzeczywistości twierdzą, że nie szło wcale o demokrację, ale o dintojrę między megazłodziejami na szczytach władzy i biznesu.
Abliazow najwyraźniej przeliczył się z siłami. W 2002 r. już odsiadywał sześć lat więzienia za „nadużycia władzy". Skazanego na podstawie dętych oskarżeń poddawano regularnie torturom. Zagraniczni przyjaciele i biznesowi partnerzy Abliazowa podnieśli wrzawę, protestował m.in. Parlament Europejski i Amnesty International. Mobilizowano opinię społeczną w Europie i w USA. W końcu Nazarbajew ugiął się. Najpierw wymógł na Abliazowie obietnicę, że ten wycofa się z życia politycznego, a potem wypuścił go na wolność, rekwirując znaczną część majątku i udziałów w holdingu. Abliazow przeniósł się wraz z pozostałą resztą biznesu do Moskwy, gdzie nasłani przez Nazarbajewa siepacze dwukrotnie dybali na jego życie. Co przedziwne, już w 2005 r. obaj panowie zakopali topór wojenny i Abliazow wrócił do Astany, by skorzystać z oferty prezydenta i objąć stanowisko prezesa banku BTA, który wkrótce stał się największym prywatnym bankiem na terenie Wspólnoty Niepodległych Państw.
Cztery lata później doszło do kolejnej wojny o pieniądze i wpływy, bo w lutym 2009 r. rząd Kazachstanu przejął kontrolę nad BTA, oskarżając Abliazowa i jego wspólników o horrendalne nadużycia i wyprowadzenie z banku miliardów dolarów. Abliazow z drugą żoną (Szałabajewą), córką i kilkoma innymi członkami rodziny zbiegł do Londynu, gdzie otrzymał azyl polityczny. Jednak ścigające go władze Kazachstanu, Rosji i Ukrainy nie dały za wygraną i wytoczyły mu kilka procesów przed brytyjskim sądem. Chodziło w sumie o 5 mld dolarów. Brytyjski niezależny sąd w ubiegłym roku w jednym z nich skazał Abliazowa na zwrot miliarda dolarów i 22 miesiące więzienia za matactwa i nieujawnienie sądowi zakupionych w Londynie nieruchomości. Wówczas Abliazow zniknął. Jak tłumaczył, Brytyjczycy zawiadomili go, że nie są w stanie zagwarantować bezpieczeństwa ani jemu, ani jego rodzinie. Aresztowany we Francji zostanie przypuszczalnie wydany władzom brytyjskim. Jak twierdzi, wszelkie oskarżenia pod jego adresem to efekt manipulacji kazachskiego reżimu i zemsta za to, że najpierw organizował, a potem wspierał raczkującą opozycję w kraju.
Wojny kacyków
To oczywiście nie pierwszy konflikt na szczytach władzy w Astanie. Kilka lat temu głośno było o konflikcie Nazarbajewa z byłym już zięciem Rachatem Alijewem. Był wiceministrem spraw zagranicznych Kazachstanu, a potem ambasadorem w Wiedniu, gdzie równocześnie pilnował interesów założonego tam rodzinnego imperium finansowego swego teścia. Ale już w 2007 r. został oskarżony o zamordowanie trzech dyrektorów Nurbanku, kierowanie grupą przestępczą i sprzeniewierzenie wielu milionów dolarów. Kazachstan zwrócił się o ekstradycję Aliewa, ale władze Austrii uznały, że w kraju nie może liczyć na uczciwy proces. Aliew został skazany zaocznie na 40 lat więzienia. W tym roku napisał książkę pt. „Teść chrzestny", w której oskarża Nazarbajewa o mordowanie działaczy opozycji.
Bez względu na to, jak naprawdę miały się sprawy, z oskarżeń władz Kazachstanu pod adresem Albiazowa, Aliewa i wielu innych byłych dostojników i pupilków Nazarbajewa, ukrywających się lub odsiadujących wieloletnie kary więzienia, wynika, że prezydent otoczył się bandą gangsterów i superaferzystów. To akurat oddaje wiernie prawdę o naturze reżimu. Kazachstan jest krajem niesłychanie bogatym w gaz, ropę, miedź, cynk, baryt i szlachetne metale. Bajeczne zyski czerpie z tego klika Nazarbajewa na podstawie umów o wydobycie i eksploatację z kolosami energetycznymi na świecie. Swego bogactwa strzeże, odgradzając się od cierpiących biedę obywateli murem tajnej policji, duszącej w zarodku próby stworzenia demokratycznego porządku.
Króluje korupcja i zamordyzm, uprawiane na wszystkich szczeblach władzy niemal w majestacie prawa. Prezydent Nazarbajew może być wybierany dowolną ilość razy. W parlamencie posłowie jego partii Nur – Otan zajmują 98 proc. miejsc. Organizacje opozycyjne działają w podziemiu, bo nie można ich zarejestrować, a działacze lądują na długie lata w koloniach karnych z paragrafów o podżeganiu do nienawiści społecznej, zakłócania porządku, a nawet próby obalenia konstytucyjnego porządku siłą, które pozwalają zamknąć i skazać praktycznie każdego. Niezależne media już nie istnieją. Zamknięto osiem niezależnych gazet i 23 takie strony internetowe. Niepokorni dziennikarze z wilczym biletem nie mogą znaleźć pracy w mediach „dworskich", bo grozi to zamknięciem tytułu.
Rzut oka na sytuację daje raport polskiej Naczelnej Rady Adwokackiej z misji przeprowadzonej w Kazachstanie we współpracy z Fundacją Otwarty Dialog z maja tego roku. Kazachscy adwokaci są praktycznie dostarczycielami łapówek sędziom. Rozmówca misji Jewgienij Aleksandrowicz Żowtis, prawnik, członek niezarejestrowanej partii opozycji demokratycznej ALGA! (Naprzód!), skazany za to na cztery lata więzienia (formalnie chodziło o wypadek samochodowy ze skutkiem śmiertelnym, którego nie spowodował), opowiada: „Sędzia sądu rejonowego został złapany na przyjmowaniu łapówki. Podczas rewizji znaleziono u niego w domu 10 tys. dolarów i dwa różne, gotowe wyroki w tej samej sprawie; jeden skazujący, a drugi uniewinniający. Po roku został zastępcą prokuratora generalnego. Ten stwierdził, że potrzebuje człowieka, który umie motywować na dwa krańcowo różne sposoby".
W 2011 r. zastrajkowali przeciw głodowym pensjom i tragicznym warunkom pracy pracownicy kombinatu petrochemicznego w Żanaozen. 16 grudnia tego roku policja otworzyła ogień i położyła trupem setkę protestujących. Przywódców strajku aresztowano i skazano. Zajmująca się kontaktami z prasą zagraniczną aktywistka Roza Tulietajewa, jak poinformowała misję jej córka, poddawana jest regularnym, brutalnym torturom (m.in. wieszanie na długie godziny za włosy, zakładanie plastikowanego worka na głowę do utraty przytomności). Została skazana na pięć lat za zakłócanie porządku. Zmuszano ją do składania fałszywych zeznań, grożąc, że córka padnie ofiarą zbiorowego gwałtu. Lider ALGA! Władimir Kozłow, z zawodu dziennikarz, został skazany na 7,5 roku więzienia, bo pomagał strajkującym i informował o wydarzeniach Parlament Europejski. Misji udało się skontaktować jedynie z jego żoną, której wcześniej kazachska bezpieka odkręciła śruby przednich kół samochodu. Notabene 6 sierpnia tego roku Sąd Najwyższy potwierdził wyrok, odmawiając rozpatrzenia odwołania. Takich przypadków jest bardzo wiele. Wywołały szereg protestów Parlamentu Europejskiego i organizacji zajmujących się prawami człowieka.
Towarzysze-doradcy
Słowem w Kazachstanie, pomijając ekscesy, panuje sytuacja i system władzy porównywalne do czasów, w których w Polsce rządzili ludzie honoru o patriotycznych życiorysach, generałowie Jaruzelski i Kiszczak, a nieco wcześniej wciągany teraz na cokół Edward Gierek. Nazarbajew zdaje sobie doskonale sprawę, że hałas wokół prześladowań demokratycznej opozycji szkodzi biznesowi, dzięki któremu on i jego rodzina figurują na listach najbogatszych ludzi świata. Powołał więc szereg fasadowych, niby pozarządowych organizacji, które mają stwarzać pozory społecznej konsultacji (m.in. instytucję Rzecznika Praw Obywatelskich czy Obywatelski Alians). Równocześnie otoczył się grupą bardzo znanych zagranicznych doradców, którzy mają sprowadzić prezydenta i Kazachstan na drogę demokratycznej cnoty, choć trudno uniknąć brzydkich podejrzeń, że chodzi głównie o świetnie opłacane ocieplanie wizerunku kazachskiej satrapii, lobbing w kontaktach z Unią czy staraniach o wejście do WTO i pośrednio legitymizację reżimu.
Tak się dziwnie składa, że międzynarodowa śmietanka doradców to wyłącznie tuzy europejskiej lewicy, której przecież tak bardzo na sercu leży los gnębionego ludu i sprawiedliwość społeczna. Przewodniczącym Niezależnej Międzynarodowej Grupy Doradczej jest były kanclerz Austrii Alfred Gussenbauer. Należą do niej m.in. były premier Włoch i szef Komisji Europejskiej Romano Prodi, nasz Aleksander Kwaśniewski, były obrońca lewackich terrorystów RAF i minister spraw wewnętrznych Niemiec Otto Schilly. W Grupie pracował również były kanclerz Niemiec Wolfgang Schroeder, zanim całkowicie nie poświęcił się biznesowi. Największą gwiazdą pośród doradców jest działający samodzielnie i posiadający stałe biuro w Astanie były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair. Niemiecki tygodnik „Der Spiegel", który sprawę nagłośnił, informuje, że Blair za swoje usługi otrzymuje 9 mln euro rocznie.
Działalność doradców budzi wątpliwości, szczególnie że jej deklarowany cel – demokratyzacja Kazachstanu – wydaje się oddalać. Co w tym kontekście podejrzane i bulwersujące, Abliazowa w Wielkiej Brytanii na 22 miesiące więzienia i zwrot miliarda dolarów skazał sędzia William Blair, brat Tony'ego. Z kolei o ekstradycję Aliewa z Austrii do Kazachstanu gorąco zabiegał prawnik Gabriel Lansky, przyjaciel Gussenbauera i świadek na jego ślubie. Poza tym wszystko wskazuje na to, że Gussenbauer, kompromitując siebie i Grupę, przekroczył granice przyzwoitości, bo został oskarżony w kraju o zdradę tajemnic państwowych i szpiegostwo na rzecz Kazachstanu.
Aleksander Kwaśniewski w wywiadzie dla „Polityki" z lutego tego roku (na spotkanie z fundacją Otwarty Dialog nie może znaleźć czasu) zapewniał, że Grupa podnosi kwestię więźniów politycznych i praw człowieka na każdym spotkaniu z Nazarbajewem i jego namiestnikami. Jak pokazują losy Szałabajewej, Kozłowa i wielu innych, nie odnosi to żadnego skutku. Skoro rzeczywiście doradcom chodzi głównie o demokrację w Kazachstanie, na usta ciśnie się pytanie, dlaczego nie grożą dymisją i/lub publicznym potępieniem reżimu Nazarbajewa? Przecież medialna siła rażenia takiej solidarnej akcji Rady i Blaira byłaby ogromna. Niestety, czy razem, czy osobno, doradcy w niedawnej sprawie Kozłowa czy Szałabajewej solidarnie milczą. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to milczenie kupione. Być może Nazarbajew, mając na usługach ludzi ze świecznika europejskiej lewicy, czuje się jeszcze bardziej bezkarny?
Tak właśnie komentowano we Włoszech skandal z ekstradycją Szałabajewej, przypominając, że Nazarbajewowi doradza posiadający nadal ogromne wpływy Romano Prodi. Poza tym teoria spiskowa mówi, że za ekspulsją stało również lobby biznesowo-przemysłowe z posiadającym miliardowy biznes w Kazachstanie kolosem energetycznym ENI na czele.
Gorąco dziękuję Fundacji Otwarty Dialog za pomoc w szukaniu informacji, dzięki którym powstał ten tekst.