Wybór New Delhi na cel pierwszej, rozpoczętej w niedzielę, wizyty Li Keqianga jest z pewnością rodzajem politycznej demonstracji, tym bardziej że Chińczycy przywiązują zwykle dużą wagę do symboliki i gestów.

Przedłużanie stanu napięcia panującego przez całe dekady między dwoma najludniejszymi krajami świata i najbardziej dynamicznymi potęgami gospodarczymi Azji nie jest w interesie obu stron, dlatego chińska inicjatywa uregulowania spornych kwestii spotkała się z pozytywnym przyjęciem po drugiej stronie Himalajów.

Długa lista problemów

Mimo sięgającego 45 stopni dokuczliwego upału Manmohan Singh i Li Keqiang – premierzy Indii i Chin – starają się sprawiać wrażenie ludzi tryskających optymizmem. Już pierwszego dnia obaj politycy zapowiedzieli kroki w kierunku poprawy stosunków, a zwłaszcza załagodzenia sporu granicznego. Jak oficjalnie potwierdził premier Singh, w tym celu mają się wkrótce spotkać specjalni przedstawiciele obu rządów.

Indyjskie media zauważają, że gość zza północnej granicy stara się zaskarbić sympatię gospodarzy, wybierając wegetariańskie posiłki i demonstrując bezpośredniość, choć Hindusi spodziewali się raczej sztywnego tonu negocjacji.

Obserwatorzy polityczni zwracają jednak uwagę, że w ciągu trzydniowej wizyty trudno będzie rozwiązać problemy narosłe między dwoma mocarstwami przez półwiecze. Nawet jeśli gospodarze nadają jej najwyższą rangę – chiński gość spotka się z najważniejszymi osobami w kraju, w tym z prezydentem Pranabem Mukherjeem, przewodniczącą Partii Kongresowej Sonią Gandhi i z szefem opozycji Sushmą Swarajem.

Obie wielkie cywilizacje azjatyckie przez wieki trwały odwrócone do siebie plecami, praktycznie bez większych konfliktów. Wielkie góry, nieprzebyte pustynie i płaskowyże stanowiły naturalną zaporę ich ekspansji. Zmieniło się to dopiero w połowie XX wieku, kiedy rosnące ambicje mocarstwowe Chin doprowadziły do starć w wysokogórskim regionie Ladakh. Niespodziewany atak Chińczyków i okupacja znacznego obszaru w 1962 r. na długie dziesięciolecia zepsuły dwustronne relacje.

Do dziś na oficjalnych mapach publikowanych w Indiach i w Chinach granica przebiega w różnych miejscach – New Delhi domaga się zwrotu obszarów na północnym zachodzie Ladakh, a Chiny uważają, że należy im się spora część ziem na wschodzie. Do incydentów w regionie gęsto obsadzonym przez wojska obu państw doszło jeszcze przed miesiącem – a więc w czasie gdy znany był już termin wizyty chińskiego premiera w Indiach. Niewątpliwym gestem dobrej woli było jednak wycofanie części oddziałów obu państw w pierwszych dniach maja.

Spór graniczny nie jest jedynym powodem wzajemnej nieufności. Pekin ma za złe Indiom goszczenie na swoim terytorium emigracyjnego rządu Tybetańczyków w Daramsali, tolerowanie działalności Dalajlamy uważanego w Chinach za niebezpiecznego separatystę. Indie z irytacją obserwują współpracę Chin z Pakistanem, łącznie ze sprzedawaniem wielkiemu rywalowi Indii nowoczesnej broni.

Nieufność wzbudzają też chińskie inwestycje hydrologiczne w górach – zmiana biegu rzeki i budowanie zbiorników retencyjnych służących tylko Chinom grozi zaburzeniem zaopatrzenia w wodę rolnictwa na indyjskich nizinach. Dziennik „Times of India" cytuje premiera Singha, który domaga się większej przejrzystości ze strony Chin w tej strategicznej dziedzinie.

Argumentem przemawiającym za poprawą stosunków chińsko-indyjskich jest wzrost znaczenia kontaktów gospodarczych obu państw. Ich wzajemne obroty handlowe wyniosły w 2012 r. 66 mld dolarów i nadal szybko wzrastają. Zgodnie z osiągniętymi już porozumieniami gospodarczymi wymiana ma osiągnąć 100 mld dolarów w roku 2015. W ocenie ekonomistów potencjał współpracy obu państw, w których łącznie mieszka jedna trzecia ludności świata, jest jeszcze większy.

Ostrożny optymizm

Analityk rynków azjatyckich Jayadeva Ranade w artykule opublikowanym przez „Hindustan Times" przestrzega jednak przed zbytnim optymizmem.

Po pierwsze, obserwowany obecnie okres spowolnienia w światowej gospodarce nie sprzyja strategicznym zmianom w kontaktach gospodarczych, po drugie zaś, trzeba pamiętać, że „Chiny wielokrotnie demonstrowały skłonność do wykorzystywania związków handlowych i ekonomicznych do wywierania nacisku na państwa w dziedzinach, które dotykają ich suwerenności i integralności terytorialnej".