Goście przybywający na niedawny szczyt Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku we Władywostoku z podziwem patrzyli na rozwijające się miasto. Nie zdawali sobie sprawy, że na wielu inwestycjach pracują robotnicy z Korei Północnej. Ich płaca za przebudowę centrum handlowego w śródmieściu i nadbrzeżnego bulwaru trafiła w całości do przedstawicieli władz z Pjongjangu.

Nadzór „kapitanów"

– Zatrudnienie północnokoreańskiej ekipy to kwestia telefonu, może dwóch – tłumaczył kanadyjskiemu dziennikarzowi z „The Globe and Mail" Denis Docenko, szef miejscowej firmy budowlanej. Płaci za nich 75 – 80 tys. rubli (7,5–8 tys. zł) miesięcznie. Robotnicy pracują 12 – 15 godzin dziennie. – Raz na tydzień mają spotkanie polityczne. Tak zwani kapitanowie odwiedzają place budów i odbierają zarobione pieniądze – dodaje Docenko.

Choć podczas samego szczytu miejscowi biznesmeni na prośbę lokalnych władz mieli nie zatrudniać cudzoziemców, to jednak na mieście widziano koreańskich „nadzorców politycznych", z plakietkami z podobiznami zmarłego Wielkiego Wodza Kim Ir Sena na ubraniach. Rosyjskie portale pisały, że na budowach we Władywostoku przed szczytem pracowały 3 tysiące osób z Korei Północnej. Siedem musiało wrócić do domu, bo oglądali na DVD film z Korei Południowej.

Portal Primorye24.ru pisał, że na Dalekim Wschodzie Rosji jest zatrudnionych ponad 20 tysięcy osób z Korei Północnej. Opisywał, że niektórzy pracownicy skorzystali z okazji i prosili o azyl w Korei Południowej, zwracając się z taką prośbą do ambasady tego kraju w Moskwie. Taki przypadek miał miejsce w kwietniu. O azyl poprosiło ośmiu drwali.

Marzenie Koreańczyka

Czy pomysł zatrudnienia ich przed szczytem we Władywostoku oznacza, że Rosji brakuje rąk do pracy? – Nie o to chodzi. Robotnicy z Korei Północnej są bardzo pracowici. Jeszcze rok przed szczytem w Moskwie powstał projekt łączenia wysiłków państw regionu Azji i Pacyfiku w sferze gospodarczej. Chodziło też o realizację różnych projektów gospodarczych w Rosji z udziałem pracowników z regionu krajów APEC – mówi „Rz" rosyjski politolog Grigorij Trofimczuk. I dodaje, że praca Koreańczyków w jego kraju jest ceniona.

Szef biura rosyjskiej agencji ITAR-TASS w Tokio Wasilij Golownin pisał w blogu, że „o życiu północnokoreańskich gastarbeiterów w Rosji są opowiadane koszmary". „Ich losy są porównywane do losów więźniów obozów koncentracyjnych. Tymczasem zostać pracownikiem w Rosji to marzenie wielu mieszkańców Korei Północnej, ich nadzieje na zmianę swego życia" – przekonywał Golownin.

Koreańczycy pracują na całym świecie. Obok Rosji także w Chinach,  Libii, Arabii Saudyjskiej oraz Angoli. Są też w krajach Unii Europejskiej, Bułgarii i Czechach. A także w Polsce.

Ponad rok temu sensację wzbudziła informacja, że przy budowie statków dla holenderskiego armatora pracuje 37 robotników z KRLD. Bez prawa do dni wolnych, niezależnie od pogody.

W Skolwinie dawna papiernia jest wykorzystywana przez spółkę „Partner Stocznia" z Polic właśnie do budowy statków. Koreańczycy, jak pisały polskie media, pracowali pod nadzorem „generała" (zapewne ktoś taki jak "kapitanowie" we Władywostoku). Koreańscy stoczniowcy mieli pozwolenie na pracę, a przedstawiciele polskiej firmy nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. Kilka lat wcześniej robotników z KRLD zatrudniała Stocznia Gdańsk. Ich funkcjonowanie skontrolowała Państwowa Inspekcja Pracy, ale nie dopatrzyła się żadnych nieprawidłowości.

Podobnie wygląda praca Koreańczyków w Czechach. W jednej z czeskich wiosek niedaleko Pragi szkoła została przekształcona w szwalnię mundurów. Pracują w niej Koreanki. Kobiety czasami jeżdżą na wycieczki do Pragi, ale tylko w grupach i wyłącznie pod „opieką" przedstawiciela północnokoreańskiej ambasady.

55 proc. dla socjalizmu

Ich płaca, około 800 złotych miesięcznie, oczywiście też trafia do przedstawiciela władz z Pjongjangu. „Los Angeles Times" zebrał nieco więcej informacji, co się z nią dzieje.

55 procent przejmowane jest jako „ochotniczy" wkład w sprawę zwycięstwa socjalizmu – opowiada Kim Tae San, były pracownik północnokoreańskiej ambasady, który w 2002 r. uzyskał azyl w Czechach. Kobiety muszą też zapłacić za mieszkanie, transport, a od czasu do czasu złożyć się na kwiaty z okazji urodzin zmarłych przywódców, Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila. Uiszczają też opłaty za filmy propagandowe, które zmuszane są oglądać. Zostaje im równowartość 60 – 90 złotych, z których muszą się jeszcze wyżywić. – To XXI – wieczna praca niewolnicza– podsumowuje Kim Tae San.