Szczerość to zresztą największa zaleta autora zbioru reportaży „Miraż. Trzy lata w Azji".

Reporter nie udaje kogoś, kim nie jest. Nie zamęcza czytelnika pseudofilozoficznymi wywodami ani nie wdaje się w sążniste socjologiczne analizy, które rzadko bywają naprawdę odkrywcze. Po prostu jedzie sobie w świat (trasa rzeczywiście imponująca: Gruzja, Iran, Afganistan, Pakistan, Birma, Indie itd.) i opisuje, co widzi. Ponieważ ma dystans do siebie i jest bystrym – a chwilami dowcipnym – obserwatorem, jego książkę czyta się szybko i lekko.

Chwilami może nawet zbyt lekko jak na wydarzenia, których Meller był świadkiem, a które swego czasu trafiały na pierwsze strony gazet. Wystarczy wspomnieć Gruzję z okresu słynnej wojny z Rosją w 2008 roku – nastrój niepewności, chaosu, ale i patriotycznych uniesień, oddany jest bardzo plastycznie.

Reporter skutecznie broni się przy tym przed patosem. Także wtedy (a może zwłaszcza wtedy), gdy trafia do polskich żołnierzy służących w Afganistanie. Zdaje się ich zresztą rozumieć jak nikt inny. „Dostałem pokój z dwoma zwiadowcami z pułku rozpoznania: A. ze zmiany czwartej i S. z piątej. Byli w moim wieku, przyjemnie się rozmawiało (...) – pisze. – S. opowiadał, jak to raz przysiadł się do niego Amerykanin i spytał, po co tu jest, więc Polak szczerze odparł, że jest tu dla przygody, zdobycia doświadczenia i pieniędzy".

Meller do Azji też pojechał po przygodę. I jej duch od pierwszych stron unosi się nad jego książką. Duch takiej przygody, jaką chyba każdy chciałby choć raz w życiu przeżyć.

Andrzej Meller "Miraż. trzy lata w Azji" The Facto, Warszawa 2011