Khattiya Sawasdipol to jeden z organizatorów trwających od dwóch miesięcy protestów przeciw władzom w Tajlandii. Pięć tygodni temu ich uczestnicy zbudowali w centrum Bangkoku zabarykadowany obóz. W środku przebywa nawet 20 tysięcy protestujących.
– Wojsko nie dostanie się tu – powiedział właśnie dziennikarzowi „New York Timesa” w tajskim języku, gdy padł strzał.
Zbliżała się godzina 19. Rozmowa toczyła się na ulicy w centrum miasta, wewnątrz terenu otoczonego barykadami. Generał mówił, że jest w mundurze, w którym 30 lat temu walczył z komunistami. Opowiadał o swojej roli w proteście. Jeszcze pół godziny wcześniej wokół Sawasdipola było więcej dziennikarzy, ale powoli zaczęli się rozchodzić. W tragicznym momencie został przy nim jedynie reporter NYT.
„Generał upadł, jego oczy były szeroko otwarte. Protestujący zabrali go do szpitala, głośno wykrzykując jego pseudonim” – relacjonował Thomas Fuller. Podejrzewał, że Sawasdipol nie żyje. – Seh Daeng zastrzelony! – krzyczeli ludzie. Powoli wybuchała panika.
Generał przeżył, ale został trafiony w głowę. Kilka godzin wcześniej armia ostrzegała, że w pobliżu barykad rozlokuje snajperów, by dzięki nim powstrzymać napływ kolejnych protestujących.
Tuż po ataku na Khattiyę Sawasdipola w okolicy wybuchła strzelanina. Doszło do strać protestujących z policją. Rannych zostało około 20 osób, świadkowie mówili o jednym przypadku śmiertelnym.
Czerwone Koszule to w większości miejska biedota i mieszkańcy wsi – zwolennicy obalonego w 2006 r. premiera Thaksina Shinawatry, który próbował wprowadzić reformy na rzecz ubogich. Zbrojne ramię opozycji – Czerwona Gwardia – jest uzbrojone m.in. w broń maszynową i granaty.
Na wieść o wydarzeniach w Tajlandii Amerykanie zamknęli swoją ambasadę w Bangkoku. Dziś mają to zrobić Brytyjczycy.