Czegoś takiego nie pamiętają najstarsi potomkowie samurajów. Partia Liberalno -Demokratyczna, która od 54 lat z jedną krótką przerwą rządzi krajem, stoi w obliczu katastrofy.
Pogromcą PLD w niedzielnych wyborach do niższej, ważniejszej izby parlamentu ma być opozycyjna Demokratyczna Partia Japonii . Jak wynika z najnowszego sondażu agencji prasowej Kyodo, przewaga DPJ nad potężnym do niedawna rywalem wzrasta w miarę zbliżania się dnia wyborów. Już dwa razy więcej ankietowanych zamierza głosować na demokratów (36 procent) niż na partię rządzącą (18 procent). Sytuację PLD dodatkowo pogorszyły opublikowane w piątek dane o rekordowo wysokim (jak na Japonię) bezrobociu, które sięgnęło aż 5,7 procent, czyli najwyższego poziomu w powojennej historii kraju.
Nie czekając na wyniki, media już zaczęły spekulować, kto zajmie które stanowisko w nowym rządzie DPJ. Murowanym faworytem na premiera jest lider demokratów Yukio Hatoyama, który się wywodzi z rodziny przez lata związanej z partią rządzącą. – Bardzo wcześnie w swej karierze postanowił odejść z PLD i promować bardziej postępowe idee. Stał się bardzo popularny, szczególnie w miastach – mówi "Rz" japonista z Uniwersytetu w Wirginii, prof. Leonard Schoppa.
[srodtytul]Głos "przeciw", nie "za"[/srodtytul]
Choć demokraci zdobędą zapewne wystarczającą ilość głosów, by móc stworzyć rząd samodzielnie, już jakiś czas temu zapowiedzieli, że wejdą w koalicję z dwoma mniejszymi ugrupowaniami.
Specjaliści przewidują, że frekwencja może sięgnąć nawet 70 procent, co może świadczyć o gniewie zwykle dość ospałych wyborców.
Jak podkreśla wielu obserwatorów, przyczyną popularności demokratów jest bowiem nie tyle atrakcyjność ich programu czy niezwykła popularność przywódców, ile ogromne niezadowolenie z rządzących.
– Tym razem społeczeństwo jest gotowe na zmiany. Ludzie mają już dosyć rządów partii, która przypomina dynastię. Dosyć mają sytuacji, kiedy politycy zatrudniają całe rodziny – mówi "Rz" ekspert waszyngtońskiej Brookings Institution Katy Oh. Podobnego zdania jest Jeffrey Kingston, dyrektor studiów azjatyckich tokijskiego Uniwersytetu Temple. – To z pewnością nie jest głos za DPJ. To głos przeciwko PLD – stwierdził w wypowiedzi dla mediów. Nie bez znaczenia jest też zła sytuacja gospodarcza kraju.
[srodtytul] Reformatorzy z lewej [/srodtytul]
Proces wzmacniania się utworzonej w 1998 roku DPJ trwa już od paru lat. W 2007 roku partia zdobyła większość w wyższej izbie parlamentu, stając się poważnym graczem na scenie politycznej. Teraz jej ambicje sięgają znacznie dalej. Partia chce wzmocnić siłę rządu kosztem potężnej biurokracji, a tym samym zmienić wieloletni układ władzy. – Demokraci chcą znacznie rozszerzyć program opieki społecznej – mówi Schoppa. Zapowiadają między innymi dodatki dla rodzin z dziećmi, uporządkowanie systemu emerytalnego, zwiększenie dostępności edukacji dla uboższych. Chcą też obniżyć podatki dla drobnych przedsiębiorców. – Trudno powiedzieć, jak wiele z tych obietnic uda się DPJ zrealizować. Myślę, że Japończycy wykażą się dużą cierpliwością i dadzą demokratom szansę – mówi nam Katy Oh.
W polityce zagranicznej Partia Demokratyczna chce postawić na "bardziej równy" sojusz z USA, które utrzymują na terytorium Japonii ponad 50 tysięcy żołnierzy i są gwarantem bezpieczeństwa kraju. Według specjalistów pod nowymi rządami Tokio będzie odważniej mówić Waszyngtonowi "nie", jeśli jakaś z amerykańskich propozycji będzie nie po myśli Japończyków.
[ramka][b]Koniec pewnego systemu?[/b]
Zachodni japoniści nazywali kończący się właśnie w Japonii układ polityczny systemem 1955. To właśnie 54 lata temu PLD zaczęła rządzić krajem. System opierał się na bliskich związkach PLD z wpływowymi grupami interesów, symbiozie, w jaką weszła partia z ogromną państwową biurokracją, oraz umiejętnie pielęgnowanym wizerunku jedynej siły zdolnej modernizować kraj.
Władza wymknęła się z rąk PLD tylko raz – na dziewięć miesięcy w połowie lat 90. – na rzecz opozycyjnej koalicji. Początkowo wydawało się, że był to tylko wypadek przy pracy. Z czasem, wobec złej sytuacji gospodarczej, przemian społecznych i rosnącego niezadowolenia z rządów PLD wśród jej najwierniejszego wiejskiego elektoratu, kryzys układu zaczął być jednak coraz bardziej zauważalny. PLD udawało się utrzymać na powierzchni dzięki egzotycznym koalicjom – np. z socjalistami.
Agonię systemu przedłużył na początku tej dekady niesforny rebeliant Junichiro Koizumi, który dokonał w partii wewnętrznej rewolucji, przejmując władzę dzięki poparciu szeregowych członków PLD. Wyborcy byli pod tak dużym wrażeniem jego osobowości, że jeszcze w wyborach w 2005 roku przyznali wyraźne zwycięstwo jego partii. W 2006 roku kadencja Koizumiego dobiegła końca. Dla PLD rozpoczął się natomiast zjazd po równi pochyłej. – To tak jak z bankructwem General Motors. PLD nie rozumiała, podobnie jak GM, że zmieniły się upodobania konsumentów i rynek i że ludzie chcą czegoś innego – twierdzi amerykański japonista Gerald Curtis. [/ramka]