Polscy eksporterzy, mimo że Azja to dziś synonim bardzo szybkiego wzrostu gospodarczego, nie w pełni wykorzystują tamtejszy boom. W pierwszych ośmiu miesiącach bieżącego roku sprzedaż do azjatyckich krajów wzrosła ledwie o 4,8 proc. w porównaniu z analogicznym okresem 2006 r. – wynika z danych Ministerstwa Gospodarki. Zwiększa się zatem niemal trzykrotnie wolniej niż ogólna dynamika polskiego eksportu.

– Często przedstawiciele firm, z którymi rozmawiamy, mówią, że chcą się trzymać naszego regionu. Nie wiedzą, że ich zagraniczni konkurencji są już w Azji – mówi Tomasz Ostaszewicz, dyrektor Departamentu Międzynarodowej Współpracy Dwustronnej w resorcie gospodarki. Do Azji eksportujemy głównie metale, m.in. miedź, urządzenia mechaniczne, pojazdy i żywność. Ale wartość sprzedaży na ten kontynent stanowi zaledwie 4 proc. eksportu. Dla polskiej gospodarki taka sytuacja jest tym bardziej bolesna, że import z Azji rośnie w bardzo szybkim tempie (25 proc.). W efekcie w handlu z tym kontynentem mamy ogromny deficyt, który po ośmiu miesiącach sięgnął aż 9,5 mld dolarów i stanowi 95 proc. całego polskiego deficytu handlowego. Słabe tempo eksportu do Azji to głównie wynik gwałtownego spadku sprzedaży do Turcji (0 7 proc.) i Indii (o 30 proc.), a także nieznacznego osłabienia tempa wzrostu eksportu do Chin (z niemal 29 proc. w 2006 r. do 23 proc. w 2007 r.). Ale nawet eksport do Państwa Środka jest niewystarczający.

– To jest nic w stosunku do tego, co moglibyśmy tam osiągać. Zajmujemy 60. miejsce wśród partnerów handlowych Chin, a moglibyśmy 20. – twierdzi prezes Polsko-Chińskiej Izby Handlowej Sylwester Szafarz. Na pewno polskim firmom brakuje informacji o rynku azjatyckim. – Na razie mamy tylko jedną placówkę handlową w Chinach – w Pekinie. Teraz chcemy otworzyć drugą w Szanghaju. Prowadzimy właśnie rekrutację – informuje Tomasz Ostaszewicz z resortu gospodarki.

Przeszkodą dla wielu firm jest też bardzo silny kurs złotego wobec dolara, a handel z Azją rozliczany jest głównie w tej walucie. Od początku roku dolar staniał aż o 11 proc., podczas gdy w tym samym czasie kurs euro wobec złotego obniżył się o niecałe 5 proc. – Zmniejszenie dynamiki eksportu tłumaczyłbym przewartościowaniem realnego kursu złotego wobec dolara – mówi dr Jan Przystupa z Instytutu Badań Rynku, Konsumpcji i Koniunktur. Potwierdzają to przedsiębiorcy.

– Przy tak zmiennym kursie handel jest okazjonalny. Trudno zawierać długoterminowe kontrakty, a bez nich nie da się trwale zaistnieć na rynku – wyjaśnia prezes zakładów mięsnych Sokołów Export Sławomir Kawalec. Na rynku azjatyckim Sokołów sprzedaje głównie w Japonii. Eksport firmy na ten rynek w 2007 r. nie wzrósł.

Ponadto przez ostatnie lata zachętą do szukania nowych rynków zbytu przez polskie firmy był słaby popyt w kraju. Teraz ten bodziec znacznie osłabł. A żeby robić interesy w Azji, trzeba tam mieć spółkę lub siedzibę, bez tego trudno bowiem zawrzeć kontrakt eksportowy. To zaś pociąga za sobą pewne koszty.

– Bez silnej pozycji na indyjskim rynku, czy to przez lokalnego partnera czy też spółkę joint venture, trudno tam podpisać kontrakt – mówi Andrzej Raszeja, odpowiedzialny za handel zagraniczny w firmie Kamax produkującej zderzaki dla kolei. – Mamy lokalnego partnera. W wyniku tej współpracy we wrześniu wygraliśmy przetarg na 900 zderzaków do wagonów pasażerskich.

4,8 proc.o tylko tyle wzrósł polski eksport do krajów azjatyckich w tym roku