Południowokoreańska stolica gościła już niedawno jedną z hollywoodzkich superprodukcji. Kilka scen ostatniej części serii filmów spod znaku Avengers kręcono właśnie tam. Były ujęcia znad rzeki Han, nad którą leży Seul, sztuczne wyspy z centrum oraz fragmenty dzielnicy Gangnam słynnej już na cały świat dzięki hitowi rapera Psy. Film jednak nakręcić łatwo, natomiast prawdziwie frapujące jest określenie, jakim nazywa się najmłodsze pokolenie Koreańczyków.

Należą oni bowiem do generacji 2030 i choć pierwsze skojarzenie może dotyczyć przyszłości odległej o niecałe 2 dekady od teraźniejszości, to w tym przypadku chodzi o coś innego. Przedstawiciele tej części społeczeństwa mają obecnie po 20 lub 30 lat. To osoby urodzone w latach 80. i 90. ubiegłego wieku. Obecnie stanowią najszybciej przyrastającą grupę pracowników.

Wciąż podlegają obowiązkowej, 21 - miesięcznej służbie wojskowej (odsłużyć swoje musiał nawet wspominany Psy nazywany ambasadorem kultury Korei Południowej), wciąż muszą żyć w społeczeństwie, w którym jednym z głównych filarów jest konfucjanizm oraz międzyludzkie kontakty. Młodzi z pokolenia 2030 uważają USA za najważniejszego partnera w gospodarce i polityce, a wobec Korei Północnej zaczynają wykazywać rosnącą obojętność. Gdy dochodzi do incydentów, jak w przypadku wybuchu min oraz wzajemnego ostrzału z sierpnia br., młodzi nie obwiniają Północy za wszystko. Inaczej niż ich poprzednicy zwani 4050.

Półwysep Koreański to jedno z miejsc na świecie, które historia potraktowała bardzo podstępnie i niezgodnie z logiką. Rodziny od dekad podzielone granicą, której zadaniem jest powstrzymywanie potencjalnej agresji tych, którzy powinni stanowić jeden, wielki koreański naród. Reżim z Północy trzyma w szachu Południe i bezustannie ciska we wszystkich bez wyjątku obelgi, gromy i pogróżki. Pokolenie 4050 oraz ci, którzy wojnę z lat 50. przeżyli osobiście, mają jednoznacznie wyrobione zdanie odnośnie Północy. Są za zjednoczeniem Korei, wierzą, że nadejdzie prędzej czy później.

2030 z kolei są bardziej ugodowi. Nie myślą o zjednoczeniu jako recepcie na wszystko. Zdają sobie sprawę, że ktoś będzie musiał ponieść koszty tego przedsięwzięcia oraz, że będą one niestety dla obu państw niemałe. Młodzi są bardziej pragmatyczni, Północ nie jest im potrzebna bezwarunkowo. Wolą zachodnie produkty, internet i bezpieczeństwo. Na Północy liczbę ich odpowiedników szacuje się na ok. 1/4 całego społeczeństwa. Jednak pod parasolem reżimu i okiem wielkiego brata o imieniu Kim nie sposób myśleć inaczej niż wymaga tego państwo. Zdanie młodych pozostaje na Północy wciąż na marginesie całej sytuacji.

Należy pamiętać, że być może z czasem dyktatura upadnie, a młodzi Koreańczycy zarówno z Północy jak i Południa będą musieli odnaleźć się w nowych realiach. Od ich podejścia zależy, jak potoczą się losy sporej części świata.