Korespondencja z Kuala Lumpur
Rządząca koalicja Barisan National (Front Narodowy) jest u władzy nieprzerwanie od 1957 roku, czyli od uzyskania niepodległości przez Malezję. W niedzielnych wyborach wszystko może się jednak zdarzyć.
W poprzednich, w 2008 roku, koalicja utraciła dotychczasowe dwie trzecie w parlamencie, pozwalające na zmianę konstytucji. Cios był na tyle duży, że ówczesny premier Abdullah Badawi ustąpił miejsca obecnemu Nadżibowi Razakowi.
Mając władzę i media, można wiele. Można oskarżyć lidera opozycji o miłość homoseksualną, która jest w Malezji karalna. Anwar Ibrahim, charyzmatyczny przywódca Pakatan Rakyat (Sojuszu Ludowego), był o nią oskarżony dwukrotnie. Doszły zarzuty o korupcję. Spędził w więzieniu kilka lat. W Internecie wciąż dostępny jest film pokazujący dwóch mężczyzn w sytuacji intymnej, a jednym z nich ma być lider opozycji.
Gdy w połowie marca zmarł śledczy, który w 2008 roku oskarżył premiera o romans z mongolską pięknością, zamordowaną dwa lata wcześniej, sprawa powróciła w mediach. I chociaż premier przysiągł na Koran, że nigdy w życiu tej kobiety nie spotkał, historia nadal budzi wiele emocji.
Prawie jak Facebook
Rząd ma się czym chwalić. Wzrost gospodarczy w ubiegłym roku przewyższył oczekiwania i wyniósł 5,6 proc. Gospodarka ma się na tyle dobrze, że w tym roku odczuwalnie wzrosną emerytury urzędników państwowych, a najuboższe rodziny dostaną wsparcie w gotówce o łącznej wartości 81 mld dol. Symbolem dynamicznego rozwoju gospodarczego jest nowoczesne centrum stolicy, ze słynnymi bliźniaczymi wieżami Petronas o wysokości 452 metry. I chociaż od 2004 r. nie są najwyższym budynkiem na świecie, ich 150-metrowe fundamenty uchodzą za najgłębsze.
Również malezyjska giełda przeżywa rozkwit. Tylko giełdy w Stanach, Chinach i Japonii są częściej wybierane jako miejsce pierwszej oferty publicznej, a wartość (2 miliardy dolarów) zeszłoroczej oferty Feldy (producenta oleju palmowego) ustąpiła tylko wartości oferty Facebooka.
Powodem do dumy jest także specjalna strefa ekonomiczna Iskander, oddalona tylko o pół godziny jazdy samochodem od zatłoczonego Singapuru, gdzie koszty są znacznie wyższe. Do 2006 r. opuszczona plantacja palm o powierzchni 2200 km kw. teraz szczyci się wartością inwestycji rzędu 35 miliardów dolarów i m.in. pierwszym w Azji Legolandem.
Być Malajem
Inwestorów przyciągają dziesięcioletnie wakacje podatkowe oraz zniesiony obowiązek posiadania partnera bumiputra. Bumiputra oznacza dosłownie synów ziemi, ale w praktyce odnosi się tylko do Malajów, którzy stanowią około 60 proc. populacji.
Chińczycy to 26 proc., reszta Hindusi i rdzenna ludność. Oni też urodzili się w Malezji, a ich rodziny mieszkają tam od pokoleń. Wielu z nich mówi o Malajach: „Oni mają wszystkie przywileje, my żadnych. Liczy się tylko, czy jesteś muzułmaninem, a my nie jesteśmy". I chociaż obecne władze posługują się w kampanii sloganem „Jedna Malezja", to wciąż Malajom łatwiej znaleźć pracę w administracji czy taniej kupić mieszkanie.
Zrównanie w prawach wszystkich mieszkańców bardzo podnosi w swojej kampanii opozycja, w której postacią numer dwa jest Chińczyk Lim Guan Eng, szef partii Akcja Demokratyczna, wchodzącej w skład Sojuszu Ludowego. Wykształcony w Australii ekonomista, zręczny mówca i autor popularnego bloga jako premier stanu Penang, od 2008 roku pozyskuje rocznie inwestycje zagraniczne warte ponad półtora miliarda dolarów. Reklamuje swój stan jako praktycznie wolny od korupcji, a jego urzędnicy co roku zamieszczają w Internecie swoje deklaracje majątkowe. Jednym z haseł opozycji jest walka z korupcją, a stan Penang to nie tylko przykład gospodarczego sukcesu, ale także wprowadzenia zupełnie innych standardów w polityce i zarządzaniu.
Kolory blakną
Przy jednej, niezbyt długiej ulicy, świątynie chińskie i hinduskie. Buddyjski klasztor. Obok meczetu indyjski sklepik, a przed nim lodówka pełna piwa. To Malakka, bajkowe miasteczko, oddalone o dwie godziny drogi od Kuala Lumpur. Pod koniec piętnastego wieku potęga Orientu, w której podobno można było usłyszeć 84 języki. Dziś turysta widzi harmonię i różnorodność, ale nie trzeba długo pytać, żeby usłyszeć krytyczne głosy o przedstawicielach innych grup etnicznych czy wyznaniowych.
– Muzułmanie? – mówi Chińczyk, od wielu lat prowadzący galerię naprzeciw meczetu – oni są tacy nudni. Nie mają w ogóle poczucia humoru. Nie potrafią się bawić.
Dobrze pamięta czasy, o których pisze Tiziano Terzani w swojej książce „Powiedział mi wróżbita": „Gdzie podziała się Malezja sprzed 20 lat? Kobiety w sarongach, biustonoszach zawsze jakby o numer za małych i obcisłych jedwabnych bluzkach? Gdzie się podziały bogate kolory i ciała, których radość, zdało się, odzwierciedlała samą naturę? Wszystko wymazane przez islamską surowość. W Malezji (...) w latach 70. religia odgrywała marginalną rolę. Malajowie mieli swoje meczety, Chińczycy swoje świątynie. Malajowie jedli kozy, a Chińczycy świnie. Potem jednak (...) Malajowie zaczęli niewolniczo podporządkowywać się islamowi. Zakazali kobietom noszenia sarongów, za to kazali nałożyć welony i dwuczęściowe ubrania, a sami zamknęli się w cytadelach meczetów". I chociaż Malezja uważana jest za kraj umiarkowanego islamu, za publiczne picie piwa grozi kara chłosty. Spotkało to popularną modelkę w 2009 roku. Rok później zamieniono karę na prace społeczne. Trzy lata temu po raz pierwszy trzy kobiety poddano karze chłosty za seks pozamałżeński.
W myśl konstytucji wszyscy Malajowie muszą być muzułmanami i tylko ich dotyczy prawo szarijatu. Kampania edukacyjna, pozwalająca rzekomo wykryć skłonności homoseksualne u dzieci, skierowana była jednak już do całego społeczeństwa. Zamiłowanie do jasnych i obcisłych strojów oraz dużych toreb ma świadczyć o skłonnościach homoseksualnych u chłopców.
Z dziewczynkami sprawa jest bardziej skomplikowana i autorzy broszury wskazali jedynie skłonność do przebywania w towarzystwie koleżanek. Zwykle im więcej zakazów i restrykcji, tym większe podziemie. Podejrzanie tanie hotele to często burdele, a klientami są nie tylko cudzoziemcy. Wielu Malajów mieszkających blisko granicy z Tajlandią szuka płatnych przyjemności w rozlicznych salonach fryzjerskich w Betongu, takich jak Filuterny Fryzjer.
Opozycja chce zrównać szanse wszystkich mieszkańców, wprowadzić więcej przejrzystości i znieść co bardziej drakońskie prawa. Jak mówi Ramon Navarathan, były doradca rządowy, „nasze rasowe i religijne zróżnicowanie to wspaniały kapitał, ponieważ mamy tu całe narody zjednoczone, tyle że jeszcze nie wiemy, jak to najlepiej wykorzystać". Kto będzie miał szanse wprowadzić w życie swój program przez najbliższych pięć lat i jeszcze lepiej wykorzystać ogromny potencjał wielokulturowej Malezji, okaże się po wyborach 5 maja.